[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Henry podszedł bardzo blisko Gila i ścisnął jego ramie.Gil poczuł bijący od niego zapach alkoholu.Przyjrzał się przekrwionym oczom Henry'ego.- Sądzę, że Springer jest tym, co w czasach średniowie­cza nazywano zwykle aniołem.- Żartujesz - powiedział Gil, odsuwając się.Obrócił się na pięcie i znów popatrzył na Henry'ego.- Żartujesz, prawda?Powoli i stanowczo Henry pokręcił głową.- Springer jest aniołem.Odszukaj w słowniku słowo anioł i sprawdź, jak jest ono definiowane.Wysłannik Boga.I tym właśnie jest Springer.Wysłannik Ashapoli, który sądząc po wszelkich intencjach i celach, jest Bogiem.Tak zatem, mój przyjacielu, rozmawiając ze Springerem, rozmawiasz z kimś, kto tylko o jeden stopień różni się od Bytu Najwyższego, Stwórcy Wszechświata.Zaprawdę drżeć winieneś! Albowiem to jako Mojżesz i Krzew Gorejący!- Żartujesz sobie ze mnie - powtórzył Gil.- Możesz sobie myśleć, co chcesz - stwierdził Henry.- Jedyny sposób, by to sprawdzić, to spytać samego Springera.- Odstawił szklankę i rozejrzał się po pokoju, poklepując kieszenie jak małe tam-tamy.- No i gdzie są moje okulary?- Zadzwonię do Susan - zaproponował Gil.- Naprawdę sądzisz, że to mądrze?- Muszę, Henry.- Henry westchnął.- Niech będzie - zgodził się.- Ale powiem to Springerowi, wyraźnie i wprost: Susan nie może przyłączyć się do nas, jeśli związane z tym będzie najmniejsze nawet ryzyko, Nie chcę mieć na sumieniu życia młodej dziewczyny.Szcze­gólnie tak ładnej.- Podoba ci się, prawda? - uśmiechnął się Gil.Henry spojrzał na niego z ukosa.- Tak - oznajmił zaczepnie.- A tobie co do tego?Podczas gdy Henry przetrząsał mieszkanie w poszukiwa­niu swych okularów, butów i zmiętego, płóciennego płaszcza, Gil dzwonił do Susan.Odebrała jej babka i z miejsca chciała wiedzieć, kto mówi.- Po prostu przyjaciel.- Chłopiec?- O ile dobrze pamiętam, to tak, proszę pani.- Nie bądź wobec mnie taki śmiały.Susan wyszła.Jest na lunchu z Morgensternami.Możesz zadzwonić później, jeśli będziesz chciał, ale nie mogę ci zagwarantować, że ją zastaniesz.- Okay, proszę pani.Dziękuję.- Nie ma jej? - zapytał Henry.- Tym lepiej, zapewne.Nie chciałbym, żeby spotkała ją krzywda.Pomyślał o tym, co właśnie powiedział, i dodał:- Jeśli o to chodzi, to nie chciałbym też.żeby krzywda spotkała mnie.Żółtym mustangiem Gila pojechali do Camino del Mar i zaparkowali przed domem, w którym Springer pokazywał im odczyt pamięci znalezionej na plaży dziewczyny.Wysie­dli z wozu, przyglądając się ciemnym oknom i podupadłej fasadzie.Po raz pierwszy zadali sobie pytanie, czy zastaną tu Springera.Zresztą, Henry nadal nie mógł pozbyć się pytania, czy Springer w ogóle istnieje.Przeszli po zarośniętej ścieżce i przycisnęli zardzewiały dzwonek.Ze środka domu nie dobiegał nawet szmer.Nic nie zadzwoniło, nie zabrzęczało.Dzień był upalny, jasny i wilgotny, z niebem udekorowanym warstwami wysokich chmur, ostrzegających przed zmianą pogody.Henry był cały spocony, wyjął zwiniętą chustkę i przyłożył ją do czoła.Palcem rozluźnił krawat.- Nie mam pojęcia, po co wziąłeś ten krawat - rzu­cił Gil.- Jestem profesorem - odparł Henry nadymając się sztucznie.- Krawat jest symbolem mojej odpowiedzial­ności.Poza tym, przesuwając po nim palce w górę, z ła­twością jestem w stanie, w razie potrzeby, odnaleźć moją głowę.Czekali tak i czekali, lecz nikt nie otwierał.- Zadzwoń jeszcze raz - zaproponował Henry i gdy już miało to nastąpić, drzwi otworzyły się i stanął w nich Springer, z bladą twarzą i odziany w czerń.- Wcześnie przyszliście - uśmiechnął się.Henry uniósł lewą rękę i zmarszczył brwi.Zapomniał nakręcić zegarek.- Jak możemy być wcześnie, skoro wcale się nie uma­wialiśmy?- Chciałem powiedzieć, że nie oczekiwałem was już teraz.Weszli.W powietrzu unosił się zestarzały i niezbyt przy­jemny zapach olejku paczulowego.Poręcze przykryte zo­stały pokrowcami, tak jakby dom miał zostać opuszczony i zamknięty na lato.- Wiedziałeś, że przyjdziemy? - zdziwił się Henry.Springer przytaknął.- Wasza przyjaciółka też już jest.Przyszła wcześniej.Czeka na górze.Gil i Henry wymienili zdziwione spojrzenia.Springer uśmiechnął się do nich odruchowym wykrzywieniem ust klowna i poprowadził ich po schodach do dużego po­koju na tyłach, tego samego, gdzie odtwarzał dla nich cierpienia dziewczyny.Susan stała przy oknie i wyglą­dała na opanowane przez zielsko podwórze.Miała na sobie białą, bawełnianą koszulkę i prostą, białą spódnicz­kę, włosy przewiązała wstążkami.Gdy tylko weszli, od­wróciła się.- Cześć, Springer powiedział mi, że przyjdziecie.Henry energicznie zatarł dłonie.Drażniła go własna niezdolność do przewidywania.Zwłaszcza, że pierwotnie planował przesiedzieć ten dzień w fotelu, nie robiąc niczego oprócz słuchania Beethovena.Miał to być podkład do urżnięcia się w niewyobrażalnym stopniu.Susan podeszła do nich i niemal ceremonialnie ucałowała najpierw Gila, a potem Henry'ego w policzek.- Przepraszam - powiedział Henry pocierając swą szczecinę.- Kłuję.Springer zamknął drzwi.- Przyszliście, gdyż przeznaczeniem waszym było przyjść.Przyszliście, ponieważ w każdym z was jest coś, co tego właśnie pragnęło.Ty, Susan, straciłaś rodziców.Twój umysł ciągle szuka wyjaśnienia i innych faktów, i coś mówi ci, że jeśli weźmiesz udział w tej przygodzie, wówczas znajdziesz odpowiedź na wiele ze swych pytań.W pewien sposób może się to sprawdzić.Springer podszedł do Henry'ego i zatrzymał się, patrząc na niego życzliwie.- Ty, Henry, boisz się, że całe twoje życie może okazać się zmarnowane, że wszystko, czego się nauczyłeś i cały twój intelekt mogą się na nic nie przydać.Wytropienie bestii może być dla ciebie znaczącym osiągnięciem.A poza tym, dobrze się czujesz w towarzystwie tej pary młodych ludzi.Gdyby twoje małżeństwo było bardziej szczęśliwe, wówczas z pewnością sam miałbyś dzieci.Ta dwójka zaś może je zastąpić.Henry nic nie powiedział.Był zbyt dobry w filozofii, by nie wiedzieć, że nie ma sensu podejmować dyskusji z twier­dzeniem zawierającym niepodważalną prawdę.Springer przeszedł do Gila i położył rękę na jego ramieniu.- Twoje życie zdaje się być o wiele pogodniejsze niż życie Henry'ego czy Susan.Masz kochających cię rodziców, porządny dom i przykładasz się solidnie do nauki.Wciąż jednak jesteś niezadowolony.Nie będziesz nigdy, w odróż­nieniu od swego ojca, usatysfakcjonowany czymś tak do­czesnym i ograniczającym jak sklep.Ty pragniesz więcej.Oczekujesz niebezpieczeństwa, czegoś podniecającego! Co powiedział ci ojciec, gdy wybierałeś się na spotkanie ze mną? Co ci doradził?Gil zarumienił się z zakłopotania.- Nie zdawał sobie sprawy, w co to się obróci.Tak jak ja.Springer uśmiechnął się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl