[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszył swym penisem, chociaż był pewien, że i tak nie stanie.Był zbyt przerażony, zdenerwowany i zmarznięty.A gdybyś zdjął jej opaskę.Zawahał się.Ostrożnie wyciągnął rękę.Dotknął mięk­kiego płótna na jej oczach.A może gdybyś zdjął jej opaskę.- Psy! Uważajcie na psy! - krzyknął Kasyks.Kiedy psy podeszły bliżej w towarzystwie swoich panów, Wojownicy Nocy dostrzegli, że nie były to zwyczajne zwierzę­ta.Ich twarze były blade, a oczy rozszerzone.Były pośród nich dobermany, owczarki niemieckie i bullteriery, ale wszys­tkie miały ludzkie twarze.Twarze groteskowo wykrzywione, ze sterczącymi kłami.Zmierzwione czupryny opadały im na oczy przepełnione szaleństwem.Ale mimo wszystko były to ludzkie twarze.Inteligentne jak człowiek.Okrutne jak czło­wiek.Ale tak szybkie, nieustraszone i dzikie jak pies.Zasta chciał dać Mol Besie więcej czasu.Sięgnął dłonią po ciężki nóż do rzucania na dużą odległość i ten ukazał się, błyszcząc ponad jego ramieniem.Złapał go pewnie, po czym zamachnął się i cisnął nożem, który poszybował z niewyob­rażalną prędkością ku pierwszemu Nosicielowi.Trafił go prosto w twarz.Nosiciel chwycił rękojeść noża obiema rękami, obrócił się, zatoczył i wyszarpnął go gwałtownie.Razem z nożem zerwał swą białą celuloidową maskę.- Jeszcze raz! - krzyknął Kasyks i Zasta cisnął znów dwoma ciężkimi nożami.Ale Nosiciele przygotowani na kolejne ataki zdołali ich z łatwością uniknąć.Nie prze­stawali podążać ku Wojownikom Nocy z nieustępliwą determinacją zabójców.Niczego się nie bali - nawet śmierci.Czyż ich pani nie obiecała im wiecznego życia?Mol Besa znalazł węzeł od opaski Isabel Gowdie.Zaczął ją rozwiązywać.Z początku bez powodzenia, ale wreszcie udało mu się wyciągnąć jeden koniec po rozluźnieniu supła.Zawahał się.Wziął głęboki wdech.Zerknął na Kasyksa, ale ten był zbyt zajęty Nosicielami i człekopsami.Był zdany tylko na siebie.To była jego decyzja.Tylko jego.- Pośpiesz się - ponaglał Kasyks.Mol Besa zdjął opaskę z oczu Isabel Gowdie.Materiał był zbutwiały i zaczął się drzeć.Ujrzał błysk jednego oka.Pociągnął mocniej i całkiem zerwał opaskę.Z jej włosów trysnęła fontanna iskier.I oto patrzyła na niego kobieta, która położyła jedną rękę na głowie, a drugą na stopach, i oddała szatanowi wszystko, co jest pomiędzy nimi.Jej oczy były jasnozielone, z białkami o konsystencji na wpół ściętego jajka.Były blade, ale wywierały na niego elektryzujący wpływ.Miał wrażenie jakby coś chwyciło go za kręgosłup i uniosło do góry.Jakby każdy nerw w jego ciele przenikało zimne, białe światło.Pieczęcie - powiedziała.Nie wiedział, czy powiedziała to na głos, ale usłyszał ją wyraźnie.Mol Besa, musisz złamać pieczęcie.- Mol Besa? Co się dzieje!? - krzyknął Kasyks, ale Nosiciele byli już blisko, a człekopsy pędziły wprost na nich.Kasyks był zbyt zajęty, dowodząc Effis, Zasta i Keldakiem, aby móc jeszcze martwić się o Mol Besę.Effis pochyliła się na swoich świetlnych łyżwach.Jej zbrojacała rozbłysła.Soczewki na jej butach obracały się, aby złapać jak najwięcej światła z halogenowych lamp w tunelu.Prawie natychmiast ostrza jej łyżew zabłysły jaskrawozłotym światłem.Wahała się jeszcze przez chwilę, ale usłyszawszy krzyk Kasyksa: „Ruszaj!”, pomknęła tuż nad powierzchnią tunelu z szybkością stu kilometrów na godzinę.Pochylona nad ziemią ślizgała się jak najbardziej eleganc­ka panczenistka, nabierając wciąż prędkości pełnymi wdzię­ku odepchnięciami łyżew.Człekopsy ujrzały, jak nadjeżdża, i rozpierzchły się, ale ona skierowała się na czarno-rudego owczarka ze zmierzwionymi włosami jak Vincent van Gogh.Po bokach jej ramion otwarły się wachlarze ostrzy.- Ashapoloooo! - krzyknęła.Ruszyła na owczarka, a ten odwrócił się ku niej, chcąc złapać ją za ramię.Jej ostrze przecięło jego twarz aż do kości i posunęło się dalej przez ciało, tnąc futro, mięśnie, żebra i wnętrzności.Człekopies przewrócił się na bok, tryskając fontannami krwi.Z dziury w policzku wypadł język, czarna wątroba wyślizgnęła się na ziemię.Po chwili z ciała wstrząsanego śmiertelnymi drgaw­kami wypadł żołądek i jelita, pozostawiając je puste niczym futrzany worek.Powiew wywołany szybkim przejazdem Effis rozwiał kłęby śmierdzącej pary wydobywającej się z trupa.Jeden z Nosicieli usiłował złapać przejeżdżającą obok niego Effis, ale ta wykręciła w powietrzu potrójne salto.Otoczyła go z drugiej strony i ruszyła na niego.Przebierała w powietrzu pięściami jak bokser uderzający w worek treningowy, a jej ostrza bezlitośnie cięły jego płaszcz jak huragan ostrej stali.Wokoło fruwały kawałki materiału, chwilę potem Nosiciel krzyknął przenikliwym, wibrującym, wysokim głosem.W powietrze wylatywały strzępy ciała, a potem kości.Jego maska zsunęła się do połowy, odsłaniając twarz.Wtedy Effis przestała boksować i wykonała szybki zwrot.Teraz okazało się, kim naprawdę był Nosiciel.Kiedy stojąc umierał, pozostali Nosiciele zatrzymali się, chociaż na niego nie spojrzeli.Wzrok utkwili w Wojownikach Nocy i w Isabel Gowdie.Maska Nosiciela skrywała twarz trędowatego.Znajdował się w ostatnim stadium choroby.Jego nos, dolną wargę i prawie całą szczękę pokrywały wrzody.Na pokrytej ranami skórze głowy zostało jedynie kilka kępek chorych włosów.Uszy już dawno odpadły, pozostawiając po sobie czarne dziury.Trędowaty wydał dziwny, zawodzący dźwięk hoooo-e-ee-oop i to było wszystko, co mogło się dobyć z jego zrujnowanego gardła i krtani.Brzmiało to jednocześnie żałośnie i odrażająco.Potem osunął się na kolana i padł na twarz.Z płaszcza wypadły kawały szarego, rozkładającego się mięsa, pokrywając kredowe podłoże tunelu.Pozostali Nosiciele zaczęli znowu napierać na Wojow­ników Nocy, nieco ostrożniej niż przedtem, ale nadal z niepowstrzymanym uporem.Człekopsy rozbiegły się w oczywistym zamiarze otoczenia ich.Przez ten cały czas Mol Besa nie zrobił nic, by do­prowadzić do stosunku z Isabel Gowdie.Siedział na niej sztywno, wyprostowany, z zaciśniętymi zębami, a zimny pot ściekał po jego plecach.Był przytomny, ale nie mógł się poruszyć.Teraz zrozumiał, dlaczego Wojownicy Nocy za­kryli wiedźmie oczy, zanim ją pochowali.Miała szatańską moc hipnotyzowania.Z jej oczu tryskała siła niczym stru­mienie spalin z silników odrzutowych, pozbawiając Mol Besę woli i czucia.Przerwij pieczęcie - rozkazała mu.Próbował pokręcić głową.Namówiła go do usunięcia opaski i obezwładniła go swym wzrokiem, ale nadal mógł samodzielnie myśleć.I wiedział, że jeśli złamie pieczęcie, to będzie koniec.Wojownicy Nocy przegrają bitwę i Nocna Plaga rozciągnie się ponad światem jak śmiertelny całun.Wyobraź sobie świat pozbawiony wszelkich moralnych zasad, wyobraź sobie świat, którym rządzą narkotyki, okrucieństwo i zepsucie.Zerwij pieczęcie, Mol Besa - powtórzyła.Jej zielone oczu rozszerzyły się lekko.- Użyj swojej matematyki i zerwij pieczęcie.Keldak odpalał jedną świetlistą pięść za drugą.Trafił człekodobermana prosto w twarz i wepchnął mu kości nosa do mózgu.Przez moment magnezjowe światło pieści Keldaka wydobywało się z oczu człekopsa, tak że wyglądał jak stwór piekielny.Keldak trafił również drugiego Nosiciela oślepiającym ciosem dłoni, która zniknęła w fałdach płaszcza.Rozległ się odgłos jakby łamanych nóg krzesła, po czym Nosi­ciel upadł na ziemię w fajerwerkach światła i w chmu­rach kredowego pyłu.Zasta ciskał swoimi nożami z oszczę­dną precyzją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl