[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z kuchni, gdzie ciemnowłosa z zaciśniętymi zazdrośnie ustamirobiła kanapki, rozchodził się zapach bekonu.O szóstej obudzili Rachel, zabrali Bazzę i wrócili do wynajętegoczynszowego mieszkania.- Miałeś rację, Daniel.Lorcan jest rzeczywiście wielkimczłowiekiem, prawda? - Colin nigdy nie czuł zmęczenia w obliczusukcesu.- Jest taki, no, taki ludzki, nie sądzisz? Jest sobą, w bardzonaturalny sposób, a jednak pozostaje chyba jednym z najważniejszychludzi teatru na całym świecie, prawda?- Tak, Colin - zapewnił go Bazza z wyjątkowym sarkazmem -możesz spać spokojnie wiedząc, że dziś wieczór spotkałeś jednego zeswych najbardziej niezapomnianych ludzi.- Odpierdol się wreszcie, Bazza.Myślicie wszyscy, że możeciebezkarnie drzeć ze mnie łacha, a ja nawet nie będę o tym wiedział.Alenie jestem taki głupi.Przekonasz się pewnego dnia.- Wprost nie mogę się doczekać.- Podobał mi się ten wiersz, który dał ci do przeczytania Rachelziewnęła, mówiąc do Jo.- Szczerze mówiąc, byłem rozczarowany - wtrącił sięnatychmiast Daniel.- Ze wszystkich ludzi na świecie najmniej bymsię spodziewał, że Lorcan Flood pójdzie na to udawane buddyjskiegówno.- Tak to oceniasz?Jo zapragnęła nagle bronić wiersza, choć jeszcze nie człowieka,który go dla niej wybrał.- Oczywiście.%7łałosne.Drugorzędna filozofia japońska,tłumaczona przez ludzi, którzy prawdopodobnie dorabiają sobie naboku pisaniem wierszyków na kartki urodzinowe.Spodziewałem sięczegoś lepszego.Obawiam się, że właśnie wtedy zrozumiałem, że stoina glinianych nogach.- Jego ludzie mieli przynajmniej coś przyzwoitego.Udało mi sięwymienić z nimi butelkę amylu.Bazza sięgnął do wewnętrznej kieszeni i radosnym uśmiechempokazał Jo plastikowy woreczek z kapsułkami.Jo nic nie powiedziałai westchnęła w głębi duszy.Lorcan miał rację.Juz ją zdobył.Nigdynie dała całej siebie Danielowi, a teraz koniec ich związku był tylkokwestią czasu.Ich kwatera wypadła blado w porównaniu z przestronnym,jasnym domem Lorcana.Ktoś zwymiotował na kamiennych schodach.Cztery piętra wyżej otworzyli drzwi do niecosprzątanego pokoju.Mimo lata, panował w nim chłód.Zmierdział zastarzałym dymempapierosowym.Tylko Colin spał.Bazza łyknął garść prochów i zasiadł dopisania.Zaczynał każdy dzień z wielkim notatnikiem, rzucając swepomysły na papier.Jo leżała obok Daniela z szeroko otwartymioczami, wdzięczna losowi za to, że mieszkając w piątkę w jednympokoju nie było możliwości na miłość.Jak tylko Daniel czuł sięniepewnie, zawsze się z nią kochał z tak desperacko żałosnąnamiętnością, że budziło to w niej odrazę.Próbowała kryć sweuczucia, ale przychodziło jej to coraz trudniej.Po godzinie przyłączyła się do Rachel, która systematycznieporządkowała kostiumy i rekwizyty na ten dzień.O dziewiątej Danielprzyniósł gazetę, ucieszony krótką, ale znakomitą recenzją z ich rewiiw Scotsmanie".Tego popołudnia ponad połowa miejsc w Klubie Masońskim byłazajęta.Lorcan Flood nie przyszedł, ale czterech aktorów z jego trupysiedziało w pierwszym rzędzie, grzejąc się w gorącym świetletelewizyjnych reflektorów.Kiedy Colin był w połowie monologuHamleta, Jo zauważyła, że jeden z aktorów Lorcana wyjął z kieszenimarynarki brązową, szklaną buteleczkę z amylem i podał jąpozostałym.Z całą pewnością Colin również to widział.Idealniewymierzył swój pierwszy upadek, zaczepiając końcem floretubuteleczkę i rozpryskując podniecający płyn na widowni.Dostał entuzjastyczne brawa, ale Jo, która wyszła po nim na scenęze skeczem o Królowej i Agacie Christie otrzymała tyle oklasków, naile było stać dwudziestoosobową widownię.Każdej wypowiadanejprzez nią frazie towarzyszyły wybuchy śmiechu.Wkrótce dotarła doniej chmura narkotyku.Z trudem łapała powietrze i czerwieniła się,walcząc z przemożną chęcią, żeby skrzeczeć jak papuga.Wydawałosię, że jej oczy płoną jak sztuczne ognie.Rozbawiony tłum nieomalprzewrócił operatora telewizyjnego, który przykucnął w środkowymprzejściu.- Wspaniałe, to było wspaniałe.Fantastyczne.O Boże, jak im sięto podobało.Na szczęście reporter nie zdawał sobie sprawy z prawdziwejprzyczyny euforii tłumu, mimo że charakterystyczny smród substancjinadal unosił się w powietrzu i tancerze podejrzliwie pociągali nosami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]