[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przykucnęła oparłszy się jednym kolanem o ziemię, aby znaleźć się na tym samym poziomie co siedzący malec, po czym przygarnęła go i pogłaskała, uwolniona z więzów, czując się inną osobą tkwiącą jakby w samym sercu nawałnicy.- Już nigdy więcej - powtórzyła z trudem, gdyż wzruszenie ledwie jej pozwalało wypowiadać te słowa.- Przyrzekam, że nigdy więcej nie będę cię tak traktować.Mój chłód w tych dniach był całkowicie udawany, kruszynko.Ależ ja byłam głupia, chcąc twojego dobra zadałam ci ból.Wybacz mi, kochanie.I jednocześnie całowała jego rozwichrzone włosy, czoło, policzki, czując na ustach sól jego łez.Kiedy wargi malca odnalazły jej usta, nie odmówiła mu ich.Przymykając oczy pozwoliła się całować i oddała mu pocałunek.Po chwili rozzuchwalone usta dziecka natarły mocniej, a wtedy ona otworzyła swoje pozwalając, by nerwowa żmijka, niezgrabna i wylękniona z początku, później coraz śmielsza, zagościła w jej ustach i przemierzyła je, skacząc z jednej strony na drugą po dziąsłach i zębach, i nie cofnęła również dłoni, którą nagle poczuła na swojej piersi.Spoczęła tam spokojnie, na chwilę, jakby nabierając sił, a następnie poruszyła się i popieściła pierś ostrożnym ruchem, lekko naciskając.Choć w głębi ducha jakiś głos przynaglał ją do natychmiastowego wstania i odejścia, dońa Lukrecja nie wstała z miejsca.Przeciwnie, przycisnęła malca do siebie i bez żadnych zahamowań całowała go nadal, z gwałtownością i swobodą narastającą pospołu z pożądaniem.Dopóki, niczym przez sen, nie usłyszała hamującego samochodu i, nieco później, wołającego ją głosu męża.Przerażona, jednym skokiem znalazła się na nogach; zaraziła strachem dziecko, które patrzyło na nią teraz zalęknione.Spostrzegła ubranie Alfonsa w nieładzie, ślady szminki na jego ustach.„Marsz pod prysznic”, rozkazała szybko, wskazując mu ręką łazienkę, dzieciak przytaknął głową i pobiegł tam.Oszołomiona opuściła pokój i, potykając się niemal co krok, przeszła przez salonik wychodzący na ogród.Zamknęła się w łazience gościnnej.Czuła się wykończona, jak po długim biegu.Gdy przeglądała się w lustrze, naszedł ją atak histerycznego śmiechu, który zdusiła zakrywając dłonią usta.„Skończona idiotko”, zgromiła się w duchu.Następnie usiadła na bidecie i odkręciła kran.Poddała się drobiazgowemu myciu, doprowadziła do porządku ubranie, poprawiła włosy i makijaż i nie opuściła łazienki, dopóki nie poczuła, że spokój wrócił jej całkowicie i że ponownie jest panią własnej twarzy i własnych gestów.Kiedy wyszła na przywitanie męża, była odświeżona i uśmiechnięta, jakby nie przydarzyło jej się nic nadzwyczajnego.Ale choć don Rigoberto odebrał jej zachowanie jako równie czułe i troskliwe jak zawsze, pełne szacunku i żartobliwej kokieterii, i wysłuchał jej relacji z minionego dnia z tym samym co zwykle zainteresowaniem, w duszy dońi Lukrecji tlił się skryty niepokój nie opuszczający jej ani przez chwilę, jakiś niesmak, który od czasu do czasu wywoływał dreszcze i ssanie w żołądku.Dzieciak zjadł kolację razem z nimi.Zachowywał się cichutko i grzecznie, tak jak zwykle.Wybuchami figlarnego śmiechu przyjmował dowcipy ojca i nawet poprosił, by opowiedział jeszcze inne, „te tłuste, tatusiu, te trochę świńskie”.Kiedy jej spojrzenie krzyżowało się z jego wzrokiem, dońa Lukrecja nie mogła się nadziwić, że w tych pogodnych oczach, bladoniebieskich, bez cienia chmurki, nie ma najmniejszego śladu szelmostwa czy satysfakcji ze wspólnej tajemnicy.Parę godzin później, w mrocznej intymności sypialni, don Rigoberto jeszcze raz szepnął, że ją kocha, i okrywając pocałunkami wyraził swą wdzięczność za wszystkie te dni i noce, za bezgraniczne szczęście, jakie go dzięki niej przepełniało.„Od dnia naszego ślubu uczę się żyć, Lukrecjo - usłyszała jego podniecony głos.- Gdyby nie ty, umarłbym nie mając tej wiedzy, którą mam, i nie podejrzewając nawet, czym naprawdę jest rozkosz”.Słuchała go wzruszona i szczęśliwa, ale nawet w tej chwili nie mogła nie myśleć o dziecku.Pomimo to, owa niepożądana bliskość, owa anielska obecność małego podglądacza nie zubożała jej, lecz raczej zaprawiała jej doznania jakimś gorączkowym niepokojem.- Nie pytasz mnie, kim jestem? - wyszeptał wreszcie don Rigoberto.- Kim, kim jesteś, kochanie? - odpowiedziała mu zachęcająco, z oczekiwaną niecierpliwością.- Potworem jestem - ledwie usłyszała jego glos, dochodzący z daleka, szybujący już wysoko na skrzydłach fantazji.9Wizerunek człowieczyLewe ucho, o ile pamiętam, straciłem w walce z innym człowiekiem.Ale poprzez wąską szczelinę, jaka została po odgryzionym uchu, słyszę wyraźnie wszystkie dźwięki tego świata.Widzę też nieźle, choć patrzeć muszę z ukosa, co sprawia mi pewne trudności.Bo choć na pierwszy rzut oka na to nie wygląda, ta niebieskawa narośl po lewej stronie moich ust to oko.To, że tam jest, że funkcjonuje ogarniając kształty i kolory, to cud medycyny, świadectwo nadzwyczajnego postępu, który cechuje czasy, w jakich żyjemy.Powinienem być skazany na nieustanną ciemność, od czasu wielkiego pożaru - nie pamiętam, czy wybuchł w wyniku bombardowania, czy zamachu - po którym wszyscy pozostali przy życiu zostali pozbawieni wzroku i włosów.Na szczęście straciłem tylko jedno oko; drugie zostało uratowane przez oftalmologów po szesnastu operacjach.Pozbawione jest powiek i często łzawi, ale dzięki niemu mogę oglądać i, nade wszystko, szybko wykryć wroga.Ten szklany sześcian, w którym przebywam, to mój dom.Poprzez jego ściany wszystko widzę, ale nikt nie może mnie widzieć z zewnątrz: najodpowiedniejszy system zabezpieczenia domu w tych czasach przerażających pułapek.Szyby mojej siedziby są oczywiście kuloodporne, pyłoodporne, antyradiacyjne i dźwiękoszczelne.Zawsze perfumowane są zapachem spoconych pach i piżma, wonią, która mnie - i wiem, że tylko mnie - urzeka.Mam bardzo rozwinięty zmysł węchu i dzięki nosowi przeżywam największe rozkosze i katusze.Czy mogę nazywać nosem ten błonowaty i gigantyczny narząd, co rozpoznaje wszystkie, nawet najmniej wyczuwalne zapachy? Mam na myśli ową szarawą masę, pokrytą białymi strupami, która zaczyna się na wysokości moich ust i, rozrastając się, opada ku mojej byczej szyi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]