[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sam powiedziałeś, że ona żyje.Przyjmiesz na swoje sumienie pozostawie-nie jej na pastwę losu? Nie wiem, czy stać mnie na to, by dokonać czegoś jeszcze. Rozumiem.Ale ja zostawić jej nie mogę, po prostu nie mogę.A poza tymjaki miał cel w tym, by położyć ją tu taką pół żywą, pół martwą? Możesz mi na toodpowiedzieć?Móri odwrócił głowę.Tiril zobaczyła jego twarz.Biła z niej udręka. On chciał ją właśnie taką.Cóż za straszne słowa! Tiril usłyszała, że Fredlund opuszcza grotę, sama po-czuła się chora. Móri poprosiła. Zrób, co w twojej mocy!118Spojrzał jej w oczy.Dziewczyna spostrzegła, że jego rozpacz i zmęczeniedawno już przekroczyły granice ludzkiej wytrzymałości.Ale w końcu Móri skinąłgłową i poprosił o opuszczenie krypty wszystkich z wyjątkiem Erlinga, któremupolecił trzymać pochodnię.Usłuchali bez zbytecznych komentarzy.Tiril tylko, kierując się do wyjścia,pochyliła się i leciutko musnęła ustami czoło Móriego.Na jego twarzy pojawił sięcień uśmiechu.Nie zdążyli jednak opuścić komory grobowej, bo nagłe Arne zawołał stłumio-nym głosem: Spójrzcie! Co to jest?Wskazał na skalną ścianę tuż przy drzwiach.W zamieszaniu wywołanym tragedią Catherine zapomnieli o powodach, któresprowadziły ich do Tiveden.Teraz znów im o nich przypomniano.W skale widniały masywne drzwi z pokrytego rdzą żelaza.Nie otwierały sięza pomocą magicznych zaklęć.W miejscu zamka widoczne były głębokie otwory,które kształtem odpowiadały wypustkom w małej figurce demona.Erling się pomylił.Wcale nie musieli wyprawiać się do Tierstein gdzieśw środkowej Europie.Erling, gdy minęło pierwsze zaskoczenie, poprosił Fredlunda, by zajął sięotwarciem żelaznych drzwi.Sam wolał pomóc Móriemu w zabiegach przy Ca-therine.Nie chcieli próżno tracić czasu w tym piekielnym miejscu.Tiril trzymała pochodnię, bo udało im się wcześniej podzielić gałąz, w obumiejscach mieli więc dostatecznie dużo światła.Za plecami słyszała zaklęcia Mó-riego.Miały one zniweczyć czarnoksięską moc, trzymającą w okowach Catherine.Arne nie posiadał się z dumy, że to właśnie on odkrył drzwi.Nie tłumaczy-li mu, że prawdopodobnie wszyscy by je zauważyli przy wyjściu, a on po prosturuszył pierwszy.Fredlund przyznał natomiast, że uprzednio wychodząc był wzbu-rzony i ukrył twarz w dłoniach.Wszyscy troje, Fredlund, Arne i Tiril, starali się połączyć cząstki figurki.Niechciały się jednak trzymać.Tiril poświęciła więc wstążkę przy dekolcie i dopieronią udało się związać kamienne odłamki.Zdawała sobie sprawę, że i Erling, i Móri wiele by dali, aby móc być z nimi.Musieli jednak skupić się na Catherine.Fredlund ostrożnie próbował wsunąć wypustki do otworów w drzwiach.Oka-zało się jednak, że w dziurkach przez stulecia nagromadził się kurz i rdza, musielije więc oczyścić, najpierw ostrzem noża, a pózniej igłą, którą Tiril znalazła w swejsakiewce.Wreszcie otwory były puste.Jeszcze raz wpasowali figurkę demona do zamka.Rozległ się niegłośny szczękżelaza, lecz nic poza tym się nie stało.119 Drzwi są już otwarte oznajmił Fredlund. Ale skleiła je rdza.Będęmusiał poświęcić nóż.Wsunął ostrze w kilku miejscach.Musiał jednak uczynić to naokoło całychdrzwi, a szczególnie dokładnie oczyścić zawiasy.W końcu drzwi odsunęły się ze zgrzytem.Wewnątrz panował wilgotny, duszny mrok. Nie wiem, czy mam odwagę wsunąć tam rękę mruknął Fredlund.Mogą tam kryć się węże i jakieś pomniejsze diabły. Węży na pewno nie ma rzucił Erling przez ramię. Ale za diabły niedałbym głowy. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa oświadczył Móri, nie odwracającsię.Fredlund wziął więc głęboki oddech i zajrzał do środka. Sporo tu różności stwierdził. Ale bardzo zniszczone. Wyjmujcie je ostrożnie poprosił Móri. Jeśli są tam czarnoksięskieformuły, bardzo chciałbym je mieć. Na pewno coś cię zainteresuje.To na przykład wygląda mi na maleńkączaszkę.Zaczął wynosić z pomieszczenia rozmaite przedmioty i układać je na kamien-nej podłodze.Tiril przełożyła je na swoją cienką kurtkę.Nie miała ochoty sięim przyglądać, nie podobało jej się, że ubranie zbrukają czarnoksięskie przybory,lecz dla Móriego mogła się poświęcić.Z pewnością najważniejsze dlań były kru-che, popękane zwoje pergaminu, starała się obchodzić z nimi jak najdelikatniej.Wreszcie ujrzeli to, na co najbardziej liczyli Erling i Catherine: skarb, ten bardziejziemski.Nie okazał się on jednak szczególnie imponujący.Należało pamiętać, że dwajczarnoksiężnicy żyli przed epoką wielkich wypraw rycerskich, w czasach, kiedynajcenniejsze było jeszcze żelazo.Tiril dostrzegła jednak kilka kosztowności zezłota pokrytego ornamentami, znalazły się tam również wysadzane kamieniamiszlachetnymi sprzączki do pasa, rękojeści mieczy, których brzeszczoty niestetyzżarła rdza.Wreszcie skarbiec opustoszał.Erling poprosił, by zabrali wszystko i wyszli.Móri jeszcze nie skończył za-biegów przy Catherine.Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że nie zdoła jej obudzić, na prośbęErlinga jednak nie zaniechał starań.Tiril podeszła do Móriego. Poproś o pomoc swych przyjaciół szepnęła.Zanim wyszła, zobaczyła, że zdumiony powtarza bezgłośnie: Przyjaciół?Czekali na zewnątrz straszliwej krypty.120Wspomóżcie go, błagała Tiril w duchu.Towarzyszyliście mu w podróży przezIslandię, już od czasu jego wyprawy w zakazane wymiary i przerażające otchła-nie.Wspomóżcie go teraz! Jest taki wycieńczony, oczy mu się zapadły, pobladłatwarz przypomina raczej upiora.On dłużej tego nie wytrzyma, to nieludzkie!Nie wiedziała, czy usłyszą jej błagania, nic więcej jednak nie mogła dla niegozrobić.Przysiadła na kamieniu; żeby nie zasnąć, nie wypuszczała z rąk smyczy Nera.Nakazała ulubieńcowi się położyć, ale pies czuwał.Nie spuszczał oczu z żela-znych drzwi prowadzących do krypty.Arne zasnął, nie budzili go.Fredlund z czerwonymi oczami skulony przysiadłna innym kamieniu, nie miał siły rozmawiać z Tiril, a ona tylko się z tego cieszyła.Poderwała się na odgłos kroków.Przysnęła jednak, siedząc na kamieniu.Z krypty wyłonili się Móri i Erling z Catherine w ramionach.Twarz baronów-ny tak jak poprzednio pokrywała śmiertelna bladość, lecz najważniejsze było, żezdołali ją uwolnić.Nero zamerdał ogonem.Móri skinął głową na znak, że mogą iść dalej, i zamknął drzwi do krypty.Ruszyli skalnym korytarzem.Wkrótce dotarli do lasu, do światła.Islandczyk popatrzył na nich błagalnie. Zdaję sobie sprawę, że wiele od was wymagam, ale czy możecie mi pomóczasypać to wejście? Jestem zbyt słaby, by dokonać tego przy użyciu magicznychsił. Oczywiście zapewnił Fredlund.Wszyscy pospieszyli z pomocą.Przeturlali kamienie do wlotu skalnego kory-tarza, przysypali je ziemią, na wierzchu ułożyli darń i gałązki.Teraz do Tiersteingram nie było już wejścia.Zanim odeszli, Móri definitywnie uwolnił to miejsce od wszelkiego zła.Od tej pory ludzie i zwierzęta będą swobodnie poruszać się po rozległychlasach Tiveden.Nareszcie mogli wyruszyć w powrotną drogę.Przez Grtiven o wczesnym poranku posuwał się niewesoły orszak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]