[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiecie, że jestem czysty. Nagle wstał tak gwałtownie, że się cofnęli.Spojrzał na najbliżej stojącego mężczyznę. I powiem ci coś, koleś.Jeśli niezabierzesz tego gwozdzia sprzed mojego nosa, to wbiję ci go do gardła.Facet się odsunął. Chłopcy, już opróżniliście szambo w samolocie.Boże, mieliście dość cza-su, żeby sprawdzić je ze trzy razy.Przejrzeliście mój bagaż.Nachyliłem się i po-zwoliłem, by jeden z was wepchnął mi w tyłek najdłuższy palec na świecie.Jeśliobmacywanie prostaty jest badaniem, było to pierdolone safari.Bałem się spoj-rzeć w dół.Myślałem, że zobaczę palec tego gościa sterczący z mojego ptaka.Obrzucił ich gniewnym spojrzeniem. Sprawdziliście mój tyłek, sprawdziliście64mój bagaż, a teraz siedzę tu w gaciach, a wy dmuchacie mi dymem w twarz.Chce-cie zbadać mi krew? Dobra.Przyprowadzcie tu kogoś, kto to zrobi. Poszeptalii popatrzyli po sobie.Zdziwieni.Zaniepokojeni. Ale jeśli chcecie przeprowa-dzić badanie bez nakazu sądu dodał to niech ten, kto tu przyjdzie, przyniesiesporo dodatkowych strzykawek i probówek, bo niech mnie szlag, jeśli będę brałw tym udział sam.Zrobię to w obecności szeryfa federalnego, jeśli każdy z waspodda się takiemu samemu badaniu, każdy pojemnik zostanie opisany waszymidanymi, a zabierze je szeryf federalny, i na cokolwiek będziecie się badać ko-kainę, heroinę, amfę, cokolwiek chcę, żeby takie same próby wykonano napróbkach pobranych od was.A potem zażądam, aby wyniki przekazano mojemuadwokatowi. O rany, mojemu adwokatowi zawołał jeden z nich Tak zawsze siękończy z takimi gówniarzami, no nie, Eddie? Skontaktujcie się z moim adwoka-tem.Naślę na was mojego adwokata.Rzygać mi się chce od tego gówna! Nawiasem mówiąc, obecnie nie mam adwokata powiedział Eddie i mó-wił prawdę. Nie przypuszczałem, że będzie mi potrzebny.Niczego na mnie niemacie, bo niczego nie miałem, ale nie możecie przestać z tą kołomyjką? Chcecie,żebym tańczył, jak zagracie? Zwietnie.Zatańczę.Tylko nie będę tego robił sam.Wy też musicie zatańczyć.Zapadła napięta, głucha cisza. Chciałbym, żeby pan jeszcze raz zsunął spodenki, panie Dean powie-dział jeden z nich.Ten był starszy.Wyglądał tak, jakby tu dowodził.Eddie pomyślał, że może tylko może ten facet wpadł w końcu na pomysł, gdzie powinien szukać śladów.Do tej pory tam nie zaglądali.Ręce, ramiona, nogi.ale nie tam.Byli zbyt pewni,że go mają. Mam dość rozbierania, ubierania i tego całego gówna odparł. Spro-wadzcie tu kogoś i zróbmy zbiorowe badanie krwi albo wychodzę stąd.No, jakbędzie?Znowu zapadła cisza.A kiedy zaczęli spoglądać po sobie, Eddie zrozumiał,że wygrał. My wygraliśmy poprawił się. Jak się nazywasz, kolego? Roland.A ty Eddie.Eddie Dean. Umiesz słuchać. Słuchać i patrzeć. Oddajcie mu ubranie rzekł z niesmakiem starszy mężczyzna.Spojrzałna Eddiego. Nie wiem, co miałeś ani jak się tego pozbyłeś, ale chcę, żebyświedział, że znajdziemy to. Stary piernik uważnie mu się przyjrzał. A więcsiedzisz tu sobie.Siedzisz i śmiejesz się w duchu.Nie chce mi się rzygać od tego,co mówisz, lecz robi mi się niedobrze na twój widok. Chcę, byś pan rzygnął.65 Potwierdzasz nasze podejrzenia. O rany westchnął Eddie. To mi się podoba.Siedzę tu, w tym pokoiku,w samych gaciach, a wy stoicie wokół mnie w siedmiu, ze spluwami na biodrach,i to tobie chce się rzygać.Człowieku, masz problem.Eddie zrobił krok w jego kierunku.Mężczyzna przez chwilę wytrzymał jegospojrzenie, a potem coś w oczach Eddiego o dziwnym, na pół orzechowym, a napół niebieskim kolorze sprawiło, że mimo woli się cofnął. Niczego nie mam! wrzasnął Eddie. Skończcie z tym! Koniec! Dajciemi spokój!Znów zapadła cisza.Potem stary urzędnik odwrócił się i krzyknął do kogoś: Nie słyszeliście? Oddajcie mu ubranie!I tak się to skończyło.* * * Myśli pan, że jesteśmy śledzeni? zapytał taksiarz.Wyglądał na rozba-wionego.Eddie spojrzał na niego. Skąd ten pomysł? Wciąż pan spogląda przez tylną szybę. Wcale nie podejrzewam, że ktoś mnie śledzi powiedział Eddie.Byłato szczera prawda.Zauważył ogony już za pierwszym razem, kiedy się obejrzał.Ogony, nie ogon.Nie musiał więcej spoglądać za siebie, żeby się upewnić.Pa-cjent na przepustce z sanatorium dla opóznionych w rozwoju z trudem zgubiłbytaksówkę Eddiego w to pózne poniedziałkowe popołudnie; na ulicach panowałniewielki ruch. Po prostu jestem studentem wydziału komunikacji. Och mruknął taksówkarz.W niektórych kręgach takie stwierdzenie za-chęciłoby do dalszych pytań, lecz nowojorscy taksówkarze rzadko pytają.czę-ściej wygłaszają przemowy, zazwyczaj w wielkim stylu.Większość tych przemó-wień zaczyna się od słów To miasto! , jakby była to religijna inwokacja poprze-dzająca kazanie.bo tak też przeważnie jest.Zamiast tego ten taksiarz rzekł: Bo gdyby pan myślał, że jesteśmy śledzeni, to zapewniam, że nie.Zauważyłbym.To miasto! Jezusie! Nieraz samemu zdarzało mi się śledzić innych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]