[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.trzymaj. mruczał pod nosem kapitan.Do tej pory wykonali pełny obrót dookoła swojej osi, ich dziób był skierowanyod kutra.Kapitan stał na mostku sterowym.Pióropusz dymu zwinął się w pętlę izaczął opadać. Mocno na bakburtę, teraz! krzyknął kapitan.Masywne koło steroweobróciło się pod naciskiem mocnych, wytrenowanych mięśni, zajęczały łańcuchyi zakołysały się maszty, kiedy statek nagle ustawił się bokiem.Wybuch nastąpił zaledwie trzydzieści metrów od nich, potężna eksplozja, gdyrakieta uderzyła w morze przed nimi, wbijając się w wodę z szybkością dostatecz-ną, by odpaliły sprężynowe zapalniki.Kawałki metalu wżarły się w statek nawet z tej odległości, ale strzał był chy-biony, doleciało jedynie kilka odłamków.Teraz kuter wykonał gwałtowny skręt.Okazało się, że posiadali tylko dwiewyrzutnie: na dziobie i na rufie.Zanim przygotują rufową wyrzutnię do strzału,będą musieli zaprezentować się z profilu, co umożliwi Kupcowi oddanie salwyburtowej.Drugi oficer, dowodzący kanonierami, wyczekiwał odpowiedniej chwili.Wtem, na moment obydwa statki ustawiły się równolegle. Ognia ze wszystkich dział! wykrzyknął i natychmiast przytknięto palącesię jaskrawo pochodnie do otworów zapłonowych armat.Seria eksplozji zatrzęsłastatkiem, gdy po kolei odpaliło szesnaście dział.Wokół kutra wysoko wzbiły sięfontanny wody.Wydawało się, że został całkowicie zniszczony.Jednak salwa była64za krótka.Gdy woda opadła, okazało się, że żaden z pocisków nie zbliżył się donapastnika nawet na pięćdziesiąt metrów.Kupiec obracał się w dalszym ciągu, teraz jego dziób celował w rufę kutra.Wyjątkowo silny prąd pozwalał mniejszej jednostce zbliżać się, lecz w fontannachwody wzniecanych kolejnymi salwami nie było jej łatwiej dokonać zwrotu niżwiększemu statkowi.Zwykle Kupiec przyjmował wyzwanie i stawał do wymiany ognia na krótkimdystansie, lecz rakiety kutra miały duży zasięg i kapitan nie miał odwagi zezwolićna nadmierne zbliżenie.To było frustrujące: miny rakietowe najwyrazniej miaływiększy zasięg niż armaty Kupca i, chociaż wielki statek mógł co nieco przyjąć nasiebie, nie obyłoby się bez ofiar.Gdyby natychmiast nie obezwładnił przeciwnika,byłby zdany na jego łaskę.Kapitan nie należał do tych, którzy podejmowali takieryzyko, jeśli mogli tego uniknąć.Obserwując napastników, którzy właśnie wystrzelili drugi pocisk, kapitan zkamienną twarzą i błyszczącymi oczami wykrzyknął do nawigatora: Namierzyłeś pozycję?Zanim nawigator zdążył odpowiedzieć, granat uderzył, tym razem bliżej,odłamki metalu dokonały nieprzyjemnie wyglądających wyżłobień w przedniejnadbudówce statku.Kapitan wykrzyknął kilka dodatkowych rozkazów.Mgła znów zaczęła gęst-nieć i kuter stawał się coraz mniej widoczny, tak jak i Kupiec.Jeszcze tylko kilkaminut, a będą dla siebie zupełnie niewidoczni.To osobliwie sprzyjało załodze ku-tra, który dzięki temu, że był mniejszy i lżejszy, mógł się zbliżać, gdy obaj płynęliunoszeni prądem.Joshi wyjrzał spod brezentu. O Boże! Szkoda, że nie mogę zobaczyć, co się dzieje! poskarżył się.Mgła robi się coraz gęstsza! Wyjdziesz na tym lepiej, jeśli pozostaniesz przy życiu! zgryzliwie od-powiedziała Mavra Chang. Wracaj z powrotem i siedz spokojnie! Kapitan wie,co robi!Mam nadzieję, dodała w duchu.Ani ona, ani Joshi w żaden sposób nie moglipływać.Nawigator na mostku wyczekał na krótką przerwę w wymianie ognia.Terazpodał informację: 34 południe, 62 zachód! Właśnie! podchwycił kapitan. Jak daleko jeszcze do styku sześcio-kątów Ecundo i Usurk?Twarz nawigatora rozpromieniła się. Płynąc z tą prędkością odpowiedział może dziesięć, najwyżej dwa-naście minut!To w pełni zadowoliło kapitana.65 Kto żyw na pokład! ryknął. Wszystkie żagle na maszt! Zwrócenibyli dziobem we właściwym kierunku, wiatr wiał z prędkością czterech do pięciuwęzłów.Na kutrze, choć coraz trudniej było zlokalizować we mgle większą jednostkę,dostrzegli błysk rozwijanych żagli.Parmiter, pełniący wachtę na pomoście obserwacyjnym, wykrzyknął: Wciągają żagle! Musimy się pospieszyć albo stracimy ich z oczu! Nuże,bękarty! Oni nie mogą nas zobaczyć, ale my wciąż ich widzimy! Jeśli nie umiecietrafić w coś tak dużego z tej odległości, wszystkim nam biada!Parmiter miał rację.Promienie porannego słońca od czasu do czasu oświetla-ły fragmenty Kupca Toorinu.Wynurzająca się z coraz mroczniejszej północnejstrony jednostka, zbudowana z czarnego aluminium, była prawie niewidoczna napowierzchni morza.Ich dziobowa wyrzutnia wypaliła ponownie i tym razem celniej.Nie tylkozbliżali się, zaczęli wyczuwać dystans; gdyby mogli korzystać z dwóch dziobo-wych wyrzutni, już by trafili Kupca.Ciągłe zwroty jednakże powodowały, że ce-lowanie było trudniejsze, ponieważ za każdym razem kąt elewacji wyrzutni zmie-niał się nieznacznie.Na mostku Kupca Toorinu kapitan zaczął się niepokoić.Ostatni strzał wyżło-bił głęboką bruzdę w sterze i rozerwał furtę działową.Kuter najwyrazniej wcelo-wywał się, pozostając równocześnie poza zasięgiem armat.Kapitan postanowił,że jeśli wywinie się z tego, to kompania będzie musiała wyposażyć statek w ra-kietowe miny. Musimy się zbliżyć do granicy! kapitan krzyknął do nawigatora.Kotłownia! Podrzucić koks! Uwaga na stanowisku obronnym A!Dwaj Twoshe, wyglądający jak kręgle do gry, przemknęli przez pokład w ja-snobiałych rękawiczkach na rękach i susem wskoczyli pod brezent, który okrywałcoś na dziobie.Płótno opadło, ukazując urządzenie przypominające mały teleskoppod kopułowatą osłoną.Twoshe siedli przed pulpitem sterowniczym w dopasowa-nych do ich kształtu wgłębieniach, ogromne owalne oczy wpatrzyły się w zamarłątablicę kontrolną.Kolejna rakieta uderzyła w śródokręcie, wybijając wielką dziurę w burcieKupca. Przepompować balast dla kompensacji! krzyknął kapitan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]