[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dosyć daleko od wejść prowadzących na Dziedziniec Zdrajcy skręciła i zaczęła się wspinać po schodach i rampach; które stawały się coraz węższe i ciaśniejsze, im wyżej wcho­dziła.Aż wreszcie otworzyła drzwi i wspięła się na pochyły szczyt wieży, na dach o białych niemalże dachówkach.Stąd mogła patrzeć ponad innymi dachami, pomiędzy kolejnymi wieżami w szeroko otwartą studnię Dziedzińca Zdrajcy.Dziedziniec był całkowicie zatłoczony, z wyjątkiem pu­stej przestrzeni pośrodku.Ludzie wypełniali okna wycho­dzące na plac, balkony, a nawet dachy, ale potrafiła dostrzec samotną sylwetkę mężczyzny, maleńką z tej odległości, chwiejącą się w swych łańcuchach pośrodku wolnej prze­strzeni.Otaczało go dwanaście Aes Sedai, jeszcze jedna-­o której Egwene wiedziała, że nosi stułę o siedmiu pasach, nawet jeżeli z tej odległości nie mogła tego dokładnie zo­baczyć - stała przed Randem."Elaida".Słowa, które zapewne musiała wypowiadać, zabrzmiały w uszach Egwene."Ten człowiek, opuszczony przez Światłość, dotknął sai­dina, męskiej połowy Prawdziwego Źródła.Dlatego go poj­małyśmy.A co jeszcze bardziej potworne, człowiek ten przenosił Jedyną Moc wiedząc, że saidin zatruty został przez Czarnego, zanieczyszczony przez męską dumę, zanieczysz­czony przez męski grzech.Dlatego zakułyśmy go w łań­cuchy".Przemocą niemalże Egwene zepchnęła dalszą część prze­mowy w głąb swego umysłu."Trzynaście Aes Sedai.Dwanaście sióstr oraz Amyrlin, tradycyjna liczba osób przy poskramianiu.Taka sama jak przy."O tym również zakazała sobie myśleć.Nie miała czasu na nic innego poza tym, dla czego się tu znalazła.Jeśli tylko uda się jej wymyślić jakiś sposób.Z tej odległości sądziła, że uda się jej unieść go przy pomocy Powietrza.Poderwać go ponad głowy zgromadzo­nych w kręgu Aes Sedai i przenieść tutaj.Być może.Nawet jeśli znajdzie w sobie dość siły, nawet jeśli nie upuści go w pół drogi, by spadając, rozbił się na bruku, będzie to wolny proces, a on stanie się bezbronnym celem dla łucz­ników, a ponadto poświata saidara zdradzi jej stanowi­sko oczom wszystkich Aes Sedai, które będą patrzyły.No i Myrddraalom, rzecz jasna.- Światłości - wymruczała - nie ma żadnego in­nego sposobu, który nie równałby się rozpętaniu wojny we­wnątrz Białej Wieży.A nawet w ten sposób może się wszy­stko tak skończyć.Zebrała całą dostępną jej Moc, oddzieliła nici, ukierun­kowała strumienie."Wyjście pojawi się, lecz tylko raz.Pozostań nieugięta".Minęło tyle czasu, odkąd po raz ostatni usłyszała te słowa, że wzdrygnęła się i poślizgnęła na gładkich dachówkach, z trudem zatrzymując niemalże na samej krawędzi.Ziemia znajdowała się sto kroków pod nią.Popatrzyła przez ramię.Na samym szczycie wieży, przechylony, aby stać prosto względem pochyłego dachu, widniał srebrny łuk wypełnio­ny świetlistą poświatą.Łuk migotał i kołysał się, smugi wściekłej czerwieni i żółci przeszywały białe światło."Wyjście pojawi się, lecz tylko raz.Pozostań nieugięta".Kontury łuku zamazały się, aż wydał się przejrzysty, po czym znów odzyskały wyraźny zarys.Oszalała Egwene spojrzała ponownie w kierunku Dziedzińca Zdrajcy.Musi wystarczyć czasu.Musi.Wszystko, czego potrzebowała, to kilka minut, może dziesięć, oraz odrobina szczęścia.Jakieś głosy dobiegły do jej uszu, nie ten bezcielesny, nie znany głos, który namawiał ją, by była nieugięta, ale głosy kobiet, które niemalże rozpoznawała.".nie mogę utrzymać dłużej.Jeżeli nie wyjdzie zaraz.Trzymaj! Sczeźnij a trzymaj, albo wypatroszę cię jak jesiotra!.wyrywa nam się, Matko! Nie możemy."Głosy ścichły do lekkiego brzęczenia, potem i ono rozpłynęło się w całkowitym milczeniu, ale nie znany głos prze­mówił ponownie."Wyjście pojawi się, lecz tylko raz.Pozostań nieugięta.Taka jest cena bycia Aes Sedai.Czarne Ajah czekają".Z wrzaskiem znamionującym wściekłość, albo poczucie doznanej straty, Egwene rzuciła się w łuk drżący jakby od upału paleniska.Niemalże chciała nie trafić i spaść w dół, na śmierć.Światło oskubało ją, włókno po włóknie, rozdzieliło włókna na drobne włoski, rozszczepiło włoski na wstęgi nicości.Wszystko odpłynęło razem ze światłem.Na zawsze.ROZDZIAŁ 23PRZYNALEŻNOŚĆŚwiatło rozrywało ją, włókno po włóknie, roz­dzielało włókna na włoski, zabierało je ze sobą, paliło.Od­rywanie i spalanie, na zawsze.Na zawsze.Egwene wyszła ze srebrnego łuku chłodna i aż sztywna z wściekłości.Pragnęła przeciwstawić lodowaty gniew pa­lącej pamięci.Ciało pamiętało jeszcze płomień, ale pozo­stałe wspomnienia zapisały się i spłowiały w głębi.Gniew zimny jak śmierć.- Czy to wszystko, co mi przeznaczono? - domagała się odpowiedzi.- Opuszczać go, znowuż i znowuż.Zdra­dzać go, zawodzić nieprzerwanie? Czy to wszystko, co mnie czeka?Nagle zdała sobie sprawę, że wszystko jest inaczej, niż być powinno.W komnacie znajdowała się Amyrlin, zgodnie z tym, co jej powiedziano, że nastąpi, oraz siostry z każdej Ajah, ubrane w swoje szale, ale wszystkie patrzyły na nią zaniepokojonym wzrokiem.Dwie Aes Sedai siedziały teraz na swoich miejscach przy ter'angrealu, pot spływał im po twarzach.Ter'angreal brzęczał, niemalże wibrował, gwał­towne smugi kolorów rozrywały powłokę białego światła wewnątrz łuków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl