[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tessa trzęsła się, zdając sobie nagle sprawę z pustki panującej w żołądku, choć wcale nie była głodna.Gdzieś z tyłu ciche kroki Ravisa przypominały delikatny odgłos szeleszczących liści na gałęziach uderzających o szybę, kiedy wieje wiatr.Marcel niósł lampkę, która płonęła jednostajnym ogniem, wydzielając niewiele dymu.Po zejściu na sam dół przekazał ją Tessie i zaczął szukać klucza w kieszonce kamizelki.Klucz wkrótce znalazł się w zamku, zgrzytnęła zasuwka, lecz Tessa nie spuszczała wzroku z obwiedzionego czerwoną pręgą nadgarstka Marcela.Nie dostrzegła, by poruszyła się jakaś kość czy ścięgno.– No i jesteśmy – obwieścił, otwierając drzwi.– Mój osobisty skarbczyk.Serce mojego skromnego gniazdka.Tessa spojrzała na Ravisa.Czy nie widział, że coś tu nie pasuje? Ravis skinął głową, każąc jej wejść do środka.Marcel znikł niespodziewanie, zabierając z sobą lampkę i pozostawiając ich tym samym w ciemności.W chwilę później ożyła sporych rozmiarów ścienna lampa, rozjaśniając kąty piwnicy.Tessa rozejrzała się wokół siebie.Krzyżujące się rzędy regałów podzieliły całe pomieszczenie na kwatery.Półki skonstruowano w kształcie litery V i wyposażono w przegródki, w których spoczywały przeróżne beczki, butle i gliniane słoje.Posadzka została wyłożona płytkami w kształcie rombów, których deseń nie wszędzie pokrywał się z drewnianymi półkami.Drażniła ją ta niekonsekwencja: piwnica stanowiła wzór z widoczną skazą.Marcel dotrzymał obietnicy: odszpuntował jedną z baryłek i napełnił po brzegi trzy drewniane kubki.Zgodnie z milczącą umową, Tessa i Ravis poczekali, aż Marcel wychyli zawartość.Następnie Ravis poszedł w jegoślady.Również Tessa skosztowała trunku.– No, dobrze – powiedział Ravis, podając kubek bankierowi do powtórnego napełnienia.– Myślałeś o naszej wczorajszej rozmowie?Spojrzenie Marcela zatrzymało się na Tessie.Unosząc kubek tak, by dotykał podbródka, Tessa starała się ukryć piersi.Niepotrzebnie się trudziła, Marcel zdążył odwrócić wzrok.Mętne spojrzenie utkwił w Ravisie.Podobnie jak wcześniej na ulicy, tak i teraz jej obecność zeszła na dalszy plan.Wolno cofnęła się, szukając dłonią półki, o którą by mogła się oprzeć.– Nasza rozmowa utkwiła mi głęboko w pamięci, Ravisie – rzekł Marcel.– Od tamtej pory nie myślę o niczym innym.– O niczym? – odparł Ravis lekkim tonem.Czy widział nadgarstek Marcela? Tessa stała zbyt daleko, żeby być tego pewna.– Wobec tego udzielisz mi pożyczki?– Tak – zgodził się bankier cierpko.– No to do dzieła.– To nie takie proste.Ja.– Co takiego, Marcel? – Język Ravisa przesunął się ponownie po bliźnie na wardze.– Potrzebuję zabezpieczenia.– Wzrok Marcela powędrował gdzieś w lewo.Tessa popatrzyła w tę samą stronę.Stał tam wysoki rząd półek, który mógł – choć nie musiał – przylegać do ściany.– Chcę mieć pewność, że nie zostanę oszukany.Ravis zbliżył się do Marcela.– Co masz na myśli?Bankier wyglądał na przestraszonego.Kiedy otworzył usta, w piwnicy rozległ się głos:– Ja będę poręczycielem.Tessa westchnęła.Słyszała już wcześniej ten głos: rano, na ulicy.Zza beczek wyłonił się mężczyzna.Miał na sobie kaptur, lecz oświetlony płomieniem lampy, odrzucił go na plecy.ROZDZIAŁ SZÓSTY– Pozwól, Ravisie, że przedstawię ci Camrona z Thornu.Słowa Marcela zawisły w powietrzu niczym dym.Nikt się nie poruszył.Tessa spojrzała na nowo przybyłego, na ostre rysy jego pociągłej twarzy, na oczy wyglądające jak podświetlone sztucznym światłem.Oblicze Ravisa stanowiło ciemne tło dla szramy na wardze – poszarpanej linii, która wypaczyła idealnie ukształtowane usta.Obaj mężczyźni obrzucali się spojrzeniem.Tessa poczuła mrowienie na plecach.Jeśli była tu kimś obcym, miała przynajmniej towarzystwo.Jednak żaden z nich nie raczył spojrzeć na Marcela.Nad głowami zaskrzypiała belka, a po posadzce przebiegł szczur; jego drobne, różowe łapki podążały wzdłuż szczelin w kamieniu.Nie podobna było odmierzyć upływającego czasu.Mięśnie Tessy drżały z wysiłku, gdy próbowała nad sobą zapanować.Wiedziała, że nie wolno jej się teraz ruszyć.Ravis wciągnął powietrze, po czym rzucił się do biegu, trzema susami doskakując do drzwi.Odwrócił się w progu i omiótł wzrokiem wnętrze piwnicy.Wyciągnął rękę w stronę Tessy, choć wpatrywał się w twarz Camrona z Thornu.– Jak sam rano stwierdziłeś, nie jestem twoim dłużnikiem.Będzie lepiej dla nas wszystkich, jeśli na tym poprzestaniemy.Miłego dnia.– Ukłonił się i zwrócił do Tessy: – Chodź, ukochana, pora zjeść śniadanie.– Spróbuj stąd wyjść, a zanim butami wzniecisz kurz na drodze, moi ludzie poderżną ci gardło.Tessa zamarła w bezruchu.W głosie obcego pobrzmiewała śmiertelna powaga, a w jego oczach migotały iskierki szaleństwa.Marcel podniósł rękę, chcąc zabrać głos, lecz Ravis złapał go za przedramię, uprzedzając jego słowa:– Gdybyś był taki uprzejmy i odprowadził Tessę do domu.– Poczekał, aż Marcel kiwnie głową na znak zgody, potem odwrócił się do nieznajomego.– Po rozważeniu wszystkich za i przeciw – rzekł, patrząc głęboko w szare oczy Camrona – sądzę, że spróbuję szczęścia z twoimi ludźmi.Mówiąc to, uśmiechnął się smutno do Tessy i ruszył na zewnątrz.– Może spróbujesz też szczęścia z Izgardem z Garizonu?Te ciche słowa sparaliżowały Ravisa.Tessa poczuła ciarki na plecach.Nagle cała piwnica – wraz ze źle dobranymi kątami i liniami, które rozbiegały się we wszystkich możliwych kierunkach – zaczęła przypominać klatkę.Zapragnęła wyjść na powierzchnię.Niczego nie rozumiała: ani tego, co zdarzyło się na ulicy, ani tego, co działo się teraz.Od wtrącenia się w konflikt powstrzymało ją tylko dziwne wrażenie, że przygląda się sztuce wystawianej na deskach teatru.– Co ty mógłbyś wiedzieć o Izgardzie z Garizonu? – Ravis ściszył głos, by ukryć gniew.Jego dłoń spoczęła na rękojeści noża.Mężczyzna nazwany Camronem wzruszył ramionami.– Wiem, że chciał cię zamordować wczoraj rano, kiedy spałeś w swoim łóżku.Ravis przygryzał zębami szramę, dopóki uśmiech nie wypchnął wargi poza ich zasięg.Roześmiał się i poczekał, aż zniknie z oblicza Camrona wyraz buty, potem zamilkł.Cisza w piwnicy była jego dziełem.Postępując jeden krok do przodu, zawładnął także przestrzenią.– Morderstwo to mocne słowo, przyjacielu.Zanim coś powiesz, wpierw upewnij się, czy to prawda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]