[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdenerwował mnie bardziej niż zazwyczaj.Ma dobreintencje, ale tak się dziwnie składa, że zawsze wynikają z tego dodatkowe problemy.Poza tym nie przypuszczałam, że mama przyjedzie na moje urodziny i to też trochęmnie zaskoczyło.Nie zrozum mnie zle.Cieszę się, że mama przyjeżdża i że sięspotkamy.Ale z drugiej strony boję się tego spotkania, bo wiem, że będę świadkiemjej bólu i nieszczęścia.-Wiem o tym, kochanie - Franceska objęła Dianę.- Jestem tutaj i wiesz, że zrobięwszystko, żeby jakoś pomóc.- Jesteś dla mnie wielką pociechą, moja droga.Ale teraz nie będę już o tym myśleć.Dopiero w piątek - twarz Diany rozjaśniła się.- Obiecałam, że twoje wakacje będąradosne i będą.Wystarczy.Poradzę sobie z tym wszystkim, jak radziłam sobie przezwiele lat.Trzeba po prostu żyć z dnia na dzień i nie zastanawiać się, co przyniesiejutro.- Diana wstała.- Zadzwonię do mamy.To nie potrwa długo.Potem cośprzekąsimy i wypijemy drinka przed obiadem.A kiedy pojawi się Victor, możezaprowadziłabyś go do jego apartamentu?- Och, nie ma pośpiechu, Dibs.Posiedzimy tutaj, poczekamy na ciebie i Christiana.Victor może zobaczyć swój pokój po obiedzie.- Dobrze, jak sobie życzysz - Diana lekko dotknęła ramienia Franceski.- Dziękuję.Jesteś taka kochana - odwróciła się gwałtownie i wyszła.Franceska pomyślała, że jej kuzynka jest zdumiewającą dziewczyną.Taka krucha idelikatna, a ma w sobie więcej siły niż ktokolwiek inny.Zaczęła myśleć o swojejciotce.Nie jestem w stanie jej pomóc, stwierdziła.Nie mogła zrozumieć, w jakisposób Diana radziła sobie z tak trudną sytuacją.Wiedziała, że jej kuzynka jestpełna siły, odwagi i niezachwianej wiary, która stanowiła dla niej oparcie.Wubiegłym roku, kiedy Diana była w Langley, rozmawiały ze sobą długo.Taniezwykła rozmowa zdumiała Franceskę i była dla niej prawdziwym objawieniem.Pewnego słonecznego lipcowego popołudnia, po zakupach w Harrogate i po lunchuw miejscowym pubie, przechadzały się po ogrodach Langley.Usiadły na ławeczce,nie opodal malowniczego sztucznego jeziorka, zbudowanego jeszcze w dzie-więtnastym wieku.Diana długo mówiła o swojej matce, o stanie jej umysłu,wreszcie, zupełnie nieoczekiwanie, wygłosiła opinię, że życie przebiega wedługpewnego wcześniej ustalonego projektu, schematu, któremu podlegają wszyscy.-Przytrafiają się nam rozmaite rzeczy, nieraz okrutne, których nie potrafimy od razuzrozumieć.Wydają się nam tak niesprawiedliwe - powiedziała- a są po prostu częścią tego schematu.Jestem pewna, że pewnego dnia ogarniemyjego całość i zrozumiemy znaczenie- Diana zapatrzyła się na jezioro.Na jej twarzy malował się spokój, a oczy lśniłydziwnym blaskiem.Po długim milczeniu szepnęła bardzo cicho: - Bóg ma swojeracje.I pewnego dnia zrozumiemy, jakie są jego zamiary, cele i plany.Franceska słuchała uważnie i chociaż słowa kuzynki były nieoczekiwane iniezwykłe, wiedziała, że Diana rzeczywiście tak czuje.Może to była ta wiedza,która dawała jej wewnętrzną pewność i wspierała w trudnych chwilach.Franceskazrozumiała, że Diana wierzy, iż te wszystkie tragedie, które stały się udziałem jejrodziców, wydarzyły się z woli Boga i dlatego były niezmienialne.Widziała w nichczęść boskiego planu i konsekwentnie traktowała je jako przeznaczenie.I to właśniepodtrzymuje ją na duchu, to pozwala jej dzwigać ten ciężar ze stoickim spokojem,tak dobrze radzić sobie z własnym życiem.Kiedy się o tym dokładnie pomyśli, niejest to wcale takie złe.Kiedy Victor wszedł do Komnaty pod Jeleniem, natychmiast zrozumiał, dlaczegotak ją nazwano.Nad wejściem i na ścianach wisiały rzędem jelenie rogi, a woszklonej szafie wyeksponowana była cała kolekcja broni myśliwskiej.Ponieważsam był myśliwym i kolekcjonerem, natychmiast skierował się tam.Szafa byłazamknięta, więc przytknął nos do szyby, aby przyjrzeć się wspaniałym okazomdubeltówek i innej broni palnej.Od razu zauważył, że nie jest to byle jaka kolekcja -niektóre egzemplarze miały wysoką wartość antykwaryczną.Musi zapytać Dianę,czy pozwoli mu je wypróbować.Postanowił też, że natychmiast po powrocie doLondynu pójdzie do Purdeya i kupi kilka strzelb dla siebie i Nicka.Oderwał sięwreszcie od gabloty i ruszył wzdłuż ścian, a jego kroki odbijały się głośnym echemw ciszy pokoju.Od razu rzucił mu się w oczy brak dywanów i chodników.CzyżbyWittingenowie byli tak samo zubożali jak lord? To mało prawdopodobne.Dianabyła dobrze ubrana, dom był elegancki i dobrze utrzymany.Ale wszystko jestmożliwe, mruknął, myśląc o Francesce, która ubierała się wytwornie, choć zprostotą.Zdążył już zauważyć, że arystokraci umieli zachować twarz.To chybasprawa dumy, pomyślał, idąc wzdłuż rozwieszonych na ścianach obrazów.Nie byłoich dużo.W pokoju nie było wiele mebli.Pośrodku stał jakiś staroświecki pojazd.Kiedy Victor podszedł bliżej, dostrzegł, że są to zabytkowe sanie, czarujący reliktprzeszłości.Sanie były kolorowe, ozdobione ornamentami.Stara skóra, staranniewyczyszczona, lekko błyszczała w przytłumionym świetle, które wpadało przezwitraże okien.Sanie zdobiły liczne rośliny, żywe i zasuszone, przewiązanezielonymi aksamitnymi wstążkami.Victor domyślił się od razu, że wszystko to jestdziełem Diany, bo w pewien sposób odzwierciedlało duszę tej dziewczyny, którą odrazu polubił.Była bardzo interesującą osobowością - połączeniem wesołości ipowagi, co uważał za pociągające zestawienie.Victor przeszedł do następnego pokoju i natychmiast się zatrzymał.Wrażeniadocierały jednocześnie do wszystkich zmysłów.Jasne światło, takcharakterystyczne dla gór, wlewało się kaskadami przez liczne okna, odbijało się odpodłogi i luster, załamywało się we wszystkich kolorach tęczy.Słychać było trzas-kanie ognia w kominku i melodię koncertu fortepianowego.Wreszcie zapachy - całypokój przepełniony był aromatem sosnowych igieł, tuberozy i świeżych owoców.W drugim końcu wysokiego, długiego pokoju stała Franceska, niczym żółta plamaprzy kominku, tak wysokim i potężnym, że zdawał się ją przytłaczać i pomniejszać.Victor wszedł do pokoju, odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech.Idąc po miękkimdywanie, poczuł ciepło, luksus i niezwykłe piękno.Dostrzegł antyczne komody istoły, kremowe ściany, kremowy perski dywan, ozdobiony ametystem, rubinem ikwarcem, aż po akwamarynę i szafir.Przy kominku stały dwie rozłożyste kanapy,ozdobione różnokolorowymi aksamitnymi poduszkami.W pokoju było dużoświeżych kwiatów w wazonach, roślin w doniczkach, świece, cacka ze srebra,kryształu i miśnieńskiej porcelany.- Diana musiała zadzwonić do Monachium - wyjaśniła Franceska, idąc Victorowi naspotkanie.Naturalnym gestem ujęła go pod ramię i poprowadziła do kominka.-Wróci za parę minut.Christian też się za chwilę zjawi.Ma nieoczekiwanego gościa,ale już się z nim żegna.A gdy oboje się zjawią, przekąsimy coś i wypijemy drinka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]