[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stała u stóp łoża, mierząc go spokojnym, bez­namiętnym spojrzeniem.W jej wzroku nie było niczego, co mogłoby wskazać Simonowi, czy była przyjacielem, czy wrogiem, czy też po prostu zajmowała neutralne stanowis­ko w tej wojnie.- Już są - powiedziała.- Przybyli na wezwanie kobiety, która im służy.- Kolderczycy! - Simon zorientował się, że może mówić, chociaż całe jego ciało paraliżowała obca wola.- Żywe trupy, które im służą - sprecyzowała Toranka.Mówiła dalej: - Posłuchaj mnie ty, który służysz Estcarpowi.My nie mamy żadnych zatargów z czarow­nicami.Między nami nie ma ani przyjaźni, ani wrogości.Byliśmy już tutaj, kiedy przybyli ludzie ze Starej Rasy i zbudowali Es i inne ponure zamczyska.Żyjemy w tym samym miejscu od dawna.Jest nas niewielu i nigdy nie zajmowaliśmy innego terytorium.Pamiętamy czasy, kiedy człowiek nie był władcą ziemi jak obecnie.Jesteśmy potom­kami tych, których oddzielił od innych i zgromadził wokół siebie Volt, aby przekazać im swoją mądrość.Nie chcemy utrzymywać żadnych stosunków z ludźmi z zewnątrz.Przybyliście tutaj, aby zakłócać nam spokój waszymi wojnami, które nas wcale nie obchodzą.Dlatego im szyb­ciej stąd odejdziecie, tym lepiej dla nas.- Ale jeśli nie darzycie względami czarownic, dlaczego sprzyjacie Kolderczykom? Oni chcą rządzić wszystkimi ludźmi - a więc także i Torańczykami - odparował Simon.- Nie sprzyjamy Kolderczykom.Chcemy tylko, żeby pozostawiono nas w spokoju.Czarownice nigdy nam nie groziły.Ci, których nazywasz Kolderczykami, pokazali nam, co się z nami stanie, jeśli teraz nie wydamy was w ich ręce.Dlatego zostało postanowione, że odejdziecie.- Przecież Estcarp broniłby was przed Kolderczy­kami.- Simon urwał, kiedy zobaczył chłodny uśmieszek na twarzy Toranki.- Czyżby, Strażniku Granic Estcarpu? Nie walczymy z czarownicami, ale one obawiają się naszych moczarów jako miejsca starożytnych misteriów i niezrozumiałych obyczajów.Czy walczyłyby, żeby ratować Tor przed za­gładą? Sądzę, że nie.A poza tym nie mają teraz ludzi, aby użyć ich do takiej bitwy.Była tak pewna siebie, że Simon, zaskoczony, zapytał odruchowo: - Dlaczego?- Alizończycy wypowiedzieli wojnę.Estcarp musi wy­słać wszystkich żołnierzy, aby bronić północnej granicy.Nie, my wybraliśmy najlepsze wyjście z zaistniałej sytua­cji - powiedziała.- I dlatego ja mam być wydany Kolderczykom - Si­mon zmuszał się, aby mówić spokojnie i bez emocji.- A co będzie z Loyse? Czy ją także chcecie wydać w ręce najgorszego wroga, jakiego kiedykolwiek znał ten świat?- Najgorszego? - powtórzyła Toranka.- Widzieliś­my rozkwit i upadek wielu narodów.I w każdym pokole­niu istniał jakiś potężny wróg, któremu trzeba było stawić czoło i albo zwyciężyć, albo ponieść klęskę.Jeśli chodzi o tę dziewczynę, zawarta przez nas umowa jej też dotyczy.- Ona należy do Korisa i sądzę, że zrozumiecie, co to znaczy, kiedy przybędzie tu, aby wystawić wam rachunek za taką transakcję.Widziałem, jaką cenę zapłaciły za to Yerlaine i Kars.Topór Volta przelał wiele krwi w obu tych zamkach.Wasze moczary nie zawrócą go z drogi, kiedy przybędzie tu na łowy.- Simon za wszelką cenę chciał, aby przynajmniej Loyse uniknęła losu, jaki szykowali im Torańczycy.- Umowa została już zawarta - powiedziała zimno Toranka.Potem szybko wykonała w powietrzu jakiś gest.Jej palce zakreśliły niezrozumiały dla Simona znak, in­ny niż symbol mocy czarodziejskiej ukazany mu przez Jaelithe.- Uważasz więc, że ten Koris przybędzie szukając zemsty? - zapytała.- Ta blada dziewczyna tak wiele dla niego znaczy?- Znaczy dla niego bardzo wiele i ci, którzy wyrządzili jej krzywdę, powinni obawiać się jego zemsty.- Przecież musi teraz jechać, aby powstrzymać Alizończyków.Minie wiele dni, nim będzie mógł pomyśleć o czymś innym.A może znajdzie ostateczną odpowiedź na wszystkie pytania i pragnienia wśród granicznych wzgórz - próbowała zbagatelizować groźby Simona.- A ja powiadam ci, pani, że dar Volta zbierze krwawe żniwo na moczarach Toru, jeśli uczynisz to, co powie­działaś.- Jeśli ja uczynię, Strażniku Granic? Ja nie mam nic do powiedzenia przy zawieraniu takich układów - odparła.- Nie? - Simon włożył w to jedno słowo cały swój sceptycyzm.- A ja jestem przekonany, że nie jesteś ostatnią wśród Torańczyków.Milczała, przez długą chwilę patrząc na niego.Potem odparła:- Być może kiedyś było inaczej.Lecz teraz nie zabie­ram głosu na żadnej naradzie.Nie życzę ci źle, Strażniku Granic Estcarpu.I myślę, że ty nie masz złych zamiarów ani wobec mnie - ani wobec moich rodaków.Musisz wiedzieć, że jeśli konieczność zmusza nas do czegoś, jesteśmy jej posłuszni.Ponieważ ta panna jest wybranką tego, który niegdyś był władcą Gormu, uczynię dla was następującą rzecz: wyślę wiadomość do Es, aby dowiedzia­no się tam, dokąd się udaliście i dlaczego.Jeśli będą mogli wam pomóc, może to wszystko nie skończy się aż tak źle.Nic więcej nie mogę zrobić.- W jaki sposób przybyli po nas Kolderczycy? - zapytał Simon.- Kolderczycy albo raczej ich słudzy, przybyli na statku płynąc w górę rzeki.- Ale przecież nie ma żadnej rzeki łączącej Tor z morzem! - zawołał ze zdumieniem.- Nie ma na powierzchni ziemi.Ale pod moczarami płynie podziemna rzeka.To oni odkryli tę drogę i już raz odwiedzili nas, podróżując w ten sposób - wyjaśniła.Simon zamyślił się.Popłynie podziemną rzeką, uwięzio­ny w łodzi podwodnej.Nawet jeśli obiecana wiadomość dotrze do Es na czas i będzie można wysłać na ratunek niewielki oddział, żołnierze nie wykryją drogi, którą płyną wrogowie, ani nie pomogą transportowanym w ten sposób więźniom.Gwardia Estcarpu nic nie zdziała.- Jeśli naprawdę sprzyjasz nam do tego stopnia, że chcesz wysłać wiadomość o nas - powiedział do niej Simon - to wyślij ją nie do Es, lecz do pani Jaelithe.- Jeśli jest twoją żoną, nie może być czarownicą i w żaden sposób nie zdoła ci pomóc.- Toranka patrzyła na niego z ciekawością, która wydała się Simonowi niebez­pieczna.- Jednakże; o ile nam sprzyjasz, wyślij do niej tę wiadomość.- Powiedziałam już, że wyślę, jeśli tego pragniesz.Wyślę ją więc do pani Jaelithe.Teraz zbliżają się już ci, którzy mają was stąd zabrać, Strażniku Granic.Jeśli przeżyjesz tę niewolę, pamiętaj, że Tor jest stary, wiele przetrzymał i nie został wdeptany w bagna razem z tymi, którzy znają jego prawa.Nie myśl, że to, co tu jest, można łatwo zmieść z powierzchni ziemi.- Powiedz to raczej darowi Volta i temu, który go nosi.Tylko nielicznym udaje się uciec z rąk Kolderczyków.Ale Koris żyje, walczy i nienawidzi.- Niech więc walczy i nienawidzi, i pokazuje dar Volta Alizończykom.Tam właśnie jest bardzo potrzebny.To dziwne, Strażniku Granic, jest w tobie coś, co nie pasuje do twoich słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl