[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęło już południe.Słońce południowej Kalifornii wciążstało wysoko i paliło jak diabli, kiedy Paul Reinhart przyjechałnad urwisko Torrey Pines i zauważył pierwsze znaki świadczące oprowadzonym tu śledztwie, i to śledztwie na wielką skalę: siedemwozów patrolowych z migającymi na dachu światłami, dziesięciuumundurowanych policjantów usiłujących stworzyć kordon ipowstrzymać rosnący tłum gapiów oraz niewielką grupę cywilów zdochodzeniówki, którzy stali na skraju urwiska i spoglądali wdół.Z miejsca, z którego Reinhart patrzył - zatrzymał furgonetkęprzed wjazdem na spory, utwardzany parking opadający łagodnie wstronę skał - roztaczający się przed nim widok przypominał możeniezupełnie bezładną, ale na pewno ledwo kontrolowaną krzątaninę.Nim sytuacja zostanie w pełni opanowana, upłynie trochę czasu.Namiejscu przestępstwa inaczej nie bywa.Wystawił głowę za okno.- Można tu gdzieś bezpiecznie zaparkować? - spytałmundurowego, który odgradzał część parkingu długą jasnożółtątaśmą z plastiku.Policjant spojrzał na Reinharta i wzruszył ramionami.- I tak jest tu już chyba z dziesięć tysięcy śladów stóp iopon samochodowych - odrzekł skinąwszy głową w stronę parkingu.-Kilka więcej nie zaszkodzi.Tylko niech pan nie parkuje za bliskourwiska - dodał z lekkim uśmiechem na spoconej, okrytej kurzemtwarzy.- Można łatwo spaść.- Cudownie.- mruknął Reinhart i ostrożnie zaparkowałsamochód w miejscu, które uznał za względnie "bezpieczne".Wysiadł i podszedł do grupy pracowników z dochodzeniówki,ubranych w różnorodne, acz niezwykle praktyczne warianty strojuroboczego przeznaczonego dla osób zarabiających na życie badaniemmiejsc zbrodni: mieli na sobie luzne koszule, dżinsy i tenisówki.W przeciwieństwie do ich zawsze eleganckich odpowiednikówtelewizyjnych - krawat, marynarka i tak dalej - ludzie pracującyna urwisku Torrey Pines wiedzieli, że zanim skończą robotę, będąprzemoczeni i uwalani błotem od stóp po głowę.- Czy ja dobrze widzę? Co tu robi nasz laboratoryjny as -spytał Reinhart zdziwiony widokiem Tiny Sun-Wang stojącej wotoczeniu dwóch techników i policyjnego fotografa.Sun-Wang była wysokowykwalifikowaną chemiczką, absolwentkąuniwersytetu w San Diego, i ostatnio zatrudniono ją wlaboratorium, żeby podnieść ogólny poziom sekcji analizychemicznej.Ponieważ nikt jej nie dorównywał wprawą wobsługiwaniu skomplikowanej aparatury elektronicznej, dyrektorlaboratorium nie chciał pozwolić, żeby Tina wyjechała w teren iwzięła udział w dochodzeniu; mimo protestów Reinharta tudzieżinnych, którzy twierdzili, że aby dobrze wykonywać swoją pracę,panna Sun-Wang musi zdobyć jak najwszechstronniejszedoświadczenie.A tak naprawdę chodziło o to, że wszyscy lubilipracować z młodą, wesołą i niezwykle atrakcyjną kobietą.Wzruszyła ramionami, mrużąc oczy w ostrym słońcu.- Wczoraj po południu nawalił spektrograf.Nowe częścinadejdą najwcześniej w poniedziałek.Szef doszedł chyba downiosku, że to odpowiedni moment, bym zamoczyła sobie nogi.- Wygląda na to, że nie tylko nogi tu zamoczysz.- Reinhartuśmiechnął się ponuro, przypominając sobie słowa dyspozytoraopisującego znalezione zwłoki.Piękny początek, nie ma co.-pomyślał ogarniając wzrokiem chaotyczną krzątaninę na skrajuurwiska; starszego detektywa z wydziału zabójstw dostrzegł zniejakim trudem.- Gotowi do odprawy przed zejściem na dół? -spytał.Technicy i fotograf, doświadczeni w tego rodzaju sprawach,wywrócili oczyma i bez słowa pokiwali głowami.Tina uśmiechnęłasię sympatycznie.Reinhart westchnął.- No dobra.W takim razie do robotyPierwsza część debiutu na miejscu zbrodni upłynęła Tinie podznakiem ciężkiej harówki; w miarę upływu czasu było jej corazgoręcej, odczuwała coraz większe zmęczenie, a pot lał się z niejstrumieniami.Brudna, uwalana gipsem, ślęczała na szczycieurwiska, od czasu do czasu obserwując Reinharta i fotografa,który wespół z dwoma detektywami z wydziału zabójstw z koroneremoraz z dwoma ubranymi w białe koszule pracownikami pobliskiejkostnicy sposobili się do zejścia Zcieżką Cierpiącego Grubasa, byodebrać skałom okaleczone ciało Kaaren Mueller.Kiedy stojąc na krawędzi wysokiego urwiska Tina spoglądała wdół na ośmiu mężczyzn otaczających nagie, rozciągnięte na ziemizwłoki, nie miała pojęcia, czy i jak zniesie to psychicznie.Aledzięki kilku szybkim radom lekko rozkojarzonego Reinharta - żebyuniknąć zniszczenia wyraznych odcisków stóp, które mogli zostawićmordercy albo kilkuset innych ludzi, przygotowywał się wtedy dozejścia zewnętrzną krawędzią wąwozu - miała jakie takie pojęciena temat tego, co początkująca członkini ekipy technicznejpowinna robić na miejscu zbrodni.Po pierwsze, powinna cały czas uważać, gdzie stąpa, ponieważjest rzeczą całkiem prawdopodobną, że morderca lub mordercyprzechodzili po skraju urwiska dokładnie w tym miejscu.Owszem -tłumaczył Reinhart, dobrze by było zabezpieczyć ślady przedwiatrem, psami, plażowiczami, policjantami oraz przedpoczątkującymi członkiniami ekipy technicznej do czasu, aż cechycharakterystyczne tych śladów zostaną uwiecznione na filmie czynawet w gipsowym odlewie.Oczywiście fakt, że mundurowy z parkingu dokonał względnietrafnego szacunku (wzdłuż nieregularnej krawędzi urwiska roiłosię od tysięcy śladów stóp i butów, nie naruszonych i częściowozadeptanych, śladów różnych rozmiarów i kształtów), bardzoutrudniał, a nawet uniemożliwiał zachowanie wymaganejostrożności.Przeto jedynym rozsądnym wyjściem dla Sun-Wang byłostać na krawędzi urwiska, nie wchodzić nikomu w paradę, obserwo-wać ludzi przy pracy i mieć nadzieję, że nie zniszczyła jakiegośistotnego dowodu rzeczowego.Ale niestety, nie mogła sobie na topozwolić, albowiem pracy mieli dużo, musieli ją szybko skończyć iwykorzystywali każdą, nawet niedoświadczoną parę rąk.Po drugie, skoro ignorancja nie pozwalała jej zachowaćnależytej czujności przez cały czas, mogła przynajmniej być natyle spostrzegawcza, żeby zauważyć chociaż potencjalnie ważneślady rozrzucone po całym badanym przez ekipę terenie.Tak, mogłytam być, lecz wcale nie musiały.Cały problem, jak śpiesznie wyjaśnił Reinhart, polega natym, że jeszcze przez kilkanaście godzin, a nawet przez kilkadni, nie będą wiedzieć na pewno, które ślady są istotne dlaśledztwa, a które nie, a kiedy się w końcu dowiedzą, będzie już owiele za pózno, żeby wrócić tu po dowody zlekceważone alboprzeoczone.Na szczęście Reinhart musiał już schodzić na dół i nie miałczasu na recytowanie dalszych wskazówek.Dlatego pierwsze czterygodziny Sun-Wang spędziła na szczycie urwiska, gdzie usiłowałapomagać technikom przy oznaczaniu miejsc ze względnie świeżymiśladami stóp i butów.Wbijali wokół tych miejsc paliki iogradzali je kolorową taśmą, podczas gdy inny technik zwijał sięjak w ukropie, żeby każdy ślad ponumerować i sfotografowaćustawionym na trójnogu aparatem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]