[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Twoje poglądy są bardzo nowoczesne, ale niewiele warte – powiedziała Anna.Była to może prawda.Mówiłam, co myślałam, ale słyszałam to już od innych.Niemniej zarówno moje życie, jak i życie ojca opierało się na tej teorii i Anna zraniła mnie wyrażając się o niej z pogardą.Można być przywiązanym nawet do rzeczy błahych, lecz Anna nie uważała mnie za istotę myślącą.Poczułam nagłą, gwałtowną potrzebę wyprowadzenia jej z błędu.Nie przypuszczałam, że tak szybko będę miała okazję po temu i że potrafię ją wykorzystać.Zresztą przyznawałam, że może za miesiąc będę miała na te sprawy pogląd wręcz odmienny, że moje przekonania ulegną zmianie.Czyż mogłam być wtedy wielkoduszna?5A potem, któregoś dnia, wszystko się skończyło.Pewnego ranka ojciec zdecydował, że wieczorem pojedziemy do Cannes zabawić się i potańczyć.Przypominam sobie radość Elzy.Miała ona nadzieję, że w dobrze jej znanej atmosferze nocnych lokali odzyska swój dawny blask uwodzicielskiego wampa.Przyćmiła go bowiem ostatnio niefortunna opalenizna i nasz niemal samotny tryb życia.Wbrew moim oczekiwaniom Anna nie sprzeciwiała się temu “wypadowi w świat"; wydawała się nawet dość z niego zadowolona.Toteż bez żadnego niepokoju poszłam zaraz po kolacji na górę, by włożyć wieczorową suknię, jedyną zresztą, jaką posiadałam.To ojciec mi ją wybrał.Uszyta była z ekscentrycznego materiału, na pewno zbyt ekscentrycznego dla mnie, gdyż ojciec mój, czy to z upodobania, czy z przyzwyczajenia, ubierał mnie wyzywająco.Zastałam go na dole.Wyglądał olśniewająco w nowym smokingu.Zarzuciłam mu ręce na szyję.– Jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego znam!– Z wyjątkiem Cyryla – powiedział bez przekonania.– A ty jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam.– Z wyjątkiem Anny – dorzuciłam, również bez przekonania.– Ponieważ nie ma ich jeszcze i ponieważ ośmielają się kazać nam czekać, chodź potańczyć z twoim starym, zreumatyzowanym ojcem.Opanował mnie dawny cudowny nastrój, poprzedzający wszystkie nasze eskapady.Mój ojciec nie miał w sobie naprawdę nic ze starego ojca.Tańcząc z nim, wchłaniałam znany mi zapach wody kolońskiej, ciepła, tytoniu.Tańczył rytmicznie, z przymkniętymi oczami, z szczęśliwym uśmieszkiem na ustach, którego, podobnie jak ja, nie mógł opanować.– Musisz nauczyć mnie tańczyć be-bop – powiedział zapominając o swoim reumatyzmie.Przerwał taniec, aby machinalnie powitać komplementem nadchodzącą Elzę.Schodziła wolno ze schodów.Ubrana była w zieloną suknię.Uśmiechała się zblazowanym uśmiechem kobiety światowej, tym swoim uśmiechem z kabaretu.Zrobiła, co się dało, ze swymi wysuszonymi włosami i skórą spieczoną na słońcu, ale mimo tych wysiłków rezultat nie był olśniewający.Na szczęście nie zdawała sobie chyba z tego sprawy.– Jedziemy?– Nie ma jeszcze Anny – powiedziałam.– Skocz na górę, zobacz, czy jest gotowa – powiedział ojciec.– Już czas jechać do Cannes.Nim tam zajedziemy, będzie dwunasta.Weszłam po schodach, plącząc się w mojej długiej sukni, i zapukałam do drzwi Anny.Zawołała, że mogę wejść.Zatrzymałam się na progu.Miała na sobie suknię przedziwnego jasnoszarego koloru, prawie białą, w której skupiało się światło jak o świcie w odcieniach fal morskich.Tego wieczoru była uosobieniem całego uroku dojrzałości.– Cudowna! – zawołałam.– Ach, Anno, co za suknia!Uśmiechnęła się do lustra, uśmiechem, jakim obdarza się kogoś na pożegnanie.– Ten szary kolor udał się, co? – spytała.– To pani się udała! – odpowiedziałam z zachwytem.Popatrzyła na mnie i pociągnęła mnie za ucho.Oczy jej były ciemnobłękitne.Widziałam, jak rozjaśniły się uśmiechem.– Jesteś miła dziewczynka, chociaż czasami męcząca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]