[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupi³em plac, który musi, uwa¿acie, musiodkupiæ ode mnie Grünspan za tak¹ cenê, jak¹ wzi¹æ zechcê t³umaczy³ nazajutrz rano StachWilczek Hornowi, który spa³ u niego. Dlaczego musi? zapyta³ zaspanym g³osem Horn. Bo mój plac otacza fabrykê jego z dwóch stron; z boku i z ty³u, z drugiego boku le¿¹place Szai Mendelsohna, a od frontu ulica.Grünspan chce powiêkszyæ fabrykê, a nie ma u sie-bie miejsca.Ma byæ dzisiaj u mnie, zobaczycie, jak¹ ma minê.On ten plac targowa³ przeztrzy lata i przez trzy lata postêpowa³ dotychczasowemu w³aScicielowi po sto rubli na rok,chcia³ kupiæ tanio, czeka³, nie spieszy³o mu siê.Cudem siê dowiedzia³em, post¹pi³em ch³opugrubo i po cichutku kupi³em, teraz ja bêdê czeka³, teraz mnie siê nie spieszy.ha, ha, ha! Smia³ siê weso³o, zacieraj¹c rêce, oblizywa³ wywiniête wargi i mruga³ oczami. Ile¿ macie tego placu? Ca³e cztery morgi! Piêædziesi¹t tysiêcy rubli jakbym ju¿ mia³ w kieszeni. JeSli siê ³udziæ, to ju¿ mocno! zaSmia³ siê Horn, nieco dotkniêty t¹ cyfr¹. Ja siê nigdy w interesach nie mylê.Grünspan ma stawiaæ dwa pawilony, razem oko³odwóch tysiêcy ludzi i pomySleæ, ¿e gdyby je musia³ stawiaæ w innym miejscu, choæby o kil-kaset kroków dalej, to koszty budowy, urz¹dzeñ i administracji podnios¹ mu siê w dwójna-sób.Pijecie jeszcze herbatê? A proszê, jeSli jest gor¹ca, ale jak na przysz³ego milionera macie diablo wygryzione fili-¿anki! zwróci³ uwagê, dzwoni¹c ³y¿eczk¹ w wyszczerbione fajansowe fili¿anki. To g³upstwo, bêdzie siê jeszcze pija³o na sewrskich odpowiedzia³ lekcewa¿¹co. Za-stawiê was samych na parê minut rzek³, patrz¹c przez okno i wyszed³ do sieni, bo kilkakobiet starych, wynêdznia³ych, z koszykami na rêku, ukaza³o siê pomiêdzy wiSniami na pó³usch³ymi, jakie sta³y przed domem.Horn tymczasem obejrza³ siê po pokoju, stanowi¹cym mieszkanie przysz³ego milionera.By³a to prosta ch³opska izba o wykrzywionych Scianach, wybielonych wapnem; glinianyubity tok134, stanowi¹cy pod³ogê, pokrywa³y kawa³y dywanu barchanowego w jaskrawe czer-wone kwiaty; krzywe, ma³e okienko, przys³oniête brudn¹ firank¹, wpuszcza³o tak ma³o Swia-t³a, ¿e ca³a izba i nêdzne, zbierane jakby ze Smietników graty tonê³y w mroku, w którym tylkob³yszcza³ jaskrawo wielki samowar, stoj¹cy na zwyk³ym ch³opskim kominie, pod wielkimokapem.KilkanaScie ksi¹¿ek le¿a³o na stole wSród kawa³ków starego ¿elastwa, rzemieni i cewekz próbkami ró¿nokolorowej przêdzy bawe³nianej.Horn zacz¹³ przegl¹daæ ksi¹¿ki, ale ¿e doszed³ go przez szyby rozp³akany g³os kobiecy,od³o¿y³ i s³ucha³.274 Pan mi po¿yczy dziesiêæ rubli! Pan wie, ¿e Ruchla Wassermanowa jest uczciwa, jestbiedna kobieta.Jak ja dzisiaj nie bêdê mia³a pieniêdzy, to nie zrobiê interesu i nie bêdê mia³az czego ¿yæ ca³y tydzieñ. Pieniêdzy bez fantu nie dam. Panie Wilczek! ja oddam, ja panu przysiêgnê na wszystkie SwiêtoSci, ¿e oddam.MyjeSæ nie mamy; moje ma³e dzieci, mój m¹¿, moja matka.uny czekaj¹, ¿eby ja im przynios³akawa³ek chleba! A jak pan mi nie po¿yczy, to sk¹d ja im wezmê. Niech zdechn¹, co mi to szkodzi! Takie s³owo, takie niedobre s³owo pan powiedzia³ jêcza³a ¯ydówka.Wilczek usiad³ na ³awce pod oknem i zacz¹³ przeliczaæ pieni¹dze, jakie mu drugie kobietyoddawa³y.Po rublu, po dwa, najwy¿ej po piêæ, k³ad³y przed nim miedziakami, po dziesi¹tce, wyci¹-ganej z wêz³Ã³w i skrytek.Liczy³ uwa¿nie i co chwila wyrzuca³ jak¹S sztukê. Gitla, ta dziesi¹tka na nic, dawaæ inn¹! Na moje sumienie, to dobry pieni¹dz.Ja j¹ mam od jednej obywatelki, co una zawszekupuje ode mnie pomarañcz! Nu, dlaczego ma byæ niedobry! un sie Swieci wo³a³a, Slini¹cdziesi¹tkê i wycieraj¹c j¹ fartuchem. Dawaæ prêdko inn¹, bo nie mam czasu! Panie Wilczek, pan jest szlachetna osoba, pan mi po¿yczy. prosi³a Wassermanowa. Pani Sztein, brakuje 15 kop.! zawo³a³ zwracaj¹c siê do ma³ej, starej ¯ydówki z trzê-s¹c¹ siê g³ow¹, ubran¹ w zat³uszczony czepek. Brakuje! to nie mo¿e byæ! tam jest ca³e piêæ rubli, ja dobrze liczy³am. Do³o¿yæ, i basta! Szteinowa zawsze tak mówi i zawsze brakuje, znamy siê dobrze.Szteinowa zaczê³a dowodziæ, ¿e nie brakuje, co tak zirytowa³o Wilczka, ¿e zgarn¹³ pieni¹-dze i rzuci³ je w piasek pod jej nogi.Szteinowa z wielkim lamentem zbiera³a je z piasku i uk³ada³a z powrotem na ³awce.Wassermanowa przysunê³a siê znowu do Wilczka i dotykaj¹c jego ³okcia koñcami palcówprosi³a cichym, rozp³akanym g³osem: Ja czekam!.ja wiem, co pañska osoba bêdzie litoSciwa. Bez zastawu nie dam ani rubla rzek³. Niech Wassermanowa po¿yczy sobie odziêcia!. Co pan wspomina tego ³ajdaka! Pan wie, ja jemu da³am za córk¹ na stó³, ¿ywych pieniê-dzy ca³e czterdzieSci rubli, to ten ga³gan w nieca³e pó³ roku wszystko wyda³! Pan s³yszy,wszystko wyda³! Na co un wyda³ taki kapita³!Wilczek nie s³ucha³ narzekañ, odbiera³ nale¿noSci z procentami za tydzieñ ubieg³y i po¿y-cza³ na nastêpny, wpisuj¹c nazwiska i cyfry z wielk¹ dok³adnoSci¹ w notes.Obojêtnie s³ucha³ narzekañ i z nieukrywan¹ wcale pogard¹ traktowa³ ten t³um kobiet wy-nêdznia³ych.Nie wzrusza³y go ich oczy zaczerwienione, wypalone przez s³oñce i mrozy; te postaciew ³achmanach; te twarze o wyrazie wiecznej troski i g³odu, wychylaj¹ce siê spod peruk i brud-nych chustek, ani ten ca³y chór nêdzy, który lamentowa³ w ostrym s³oñcu, wpoSród drzewschn¹cych, zmursza³ych, gdzieniegdzie tylko zieleniej¹cych, na trawnikach poros³ych chwa-stem, z którego dziewanny wysmuk³e i wielkie ³opiany wysuwa³y bladozielone liScie.275Zaraz za drog¹ miasto rozlewa³o siê morzem czerwonych domów, kominów i dachów, poktórych gra³o s³oñce blaskami; huki, turkoty, Swisty nape³nia³y ogródek ci¹g³¹ wrzaw¹ i trzê-s³y drewnianymi, pokrzywionymi Scianami domu Wilczkowego.Horn ze zdumieniem ¿ywego wspó³czucia przypatrywa³ siê szeregom tej nêdzy, stoj¹cejprzed domem i ze wzrastaj¹cym oburzeniem s³ucha³ i wtajemnicza³ siê w interesy Wilczka.Nie móg³ ju¿ dalej wytrzymaæ i gdy Wilczek za³atwiwszy ostatni¹ sprawê powróci³ do izby,Horn w milczeniu wzi¹³ kapelusz i skierowa³ siê do wyjScia. Nie chodxcie jeszcze. Muszê iSæ do Szai, a przy tym powiem prawdê, ¿e to, co s³ysza³em i widzia³em tutajprzed chwil¹, przejê³o mnie g³êbok¹ odraz¹ do pana, panie Wilczek.Zechce mnie pan uwa-¿aæ, a ze mn¹ i ca³e nasze towarzystwo, za zupe³nie sobie obce i nieznajome powiedzia³ostrym g³osem i obrzucaj¹c go pogardliwym spojrzeniem chcia³ wyjSæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]