[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O taktyce lorda Nelsona rozprawiano szeroko z wielką dumą i niejaką korzyścią.A jednak właściwie obchodzi nas ona tylko z historycznego punktu widzenia.Jeszcze kilka lat i wielkie trudności manewrowania flotą pod żaglami staną się niepojęte dla marynarzy, którym kraj powierzył dziedzictwo bohaterskiego ducha przekazane przez lorda Nelsona.Zmiana w charakterze okrętów jest zbyt wielka i zbyt zasadnicza.Dobrze jest studiować czyny wielkich ludzi ze czcią, z rozwagą i czynić to wypada; lecz ścisły cel sławnego memoriału lorda Nelsona leży już jakby pod tą zasłoną, którą Czas rzuca na najbardziej przejrzyste pomysły każdej wielkiej sztuki.Nie trzeba zapominać, że wówczas po raz pierwszy Nelson, dowodząc flotą, zderzył się z przeciwnikiem będącym w ruchu — po raz pierwszy i ostatni.Gdyby Nelson żył dłużej, gdyby znalazły się inne floty mogące mu stawić czoło, bylibyśmy się może dowiedzieli więcej o jego wielkości jako oficera marynarki.Do jego wielkości jako wodza nic by już dodać nie można.Można by jedynie powiedzieć, że w żadnym innym dniu swej kariery, krótkiej i pełnej chwały, nie był Nelson wierniejszy swemu geniuszowi i pomyślności swego kraju.XLVIIIA jednak pozostaje faktem, że gdyby wiatr ustał i flota straciła sterowność albo, co gorzej, gdyby ją zaskoczono od wschodu i gdyby jej wodzowie znaleźli się w polu ostrzału armat nieprzyjacielskich, chyba nic by nie ocaliło najdalej wysuniętych okrętów od niewoli lub zniszczenia.Nawet najbieglejszy z wielkich morskich dowódców nie mógłby sobie poradzić w takich okolicznościach.Lord Nelson był czymś więcej niż znakomitym morskim dowódcą i jego geniusz nie ucierpiałby nic na porażce.Ale, oczywiście, taktyka morska, zależna tak bardzo od wypadków, na które nie ma rady, musi się wydawać współczesnemu marynarzowi czymś zupełnie niegodnym studiów.Dowódca floty przyszłej wielkiej morskiej rozprawy — która w historii marynarki brytyjskiej zajmie miejsce obok bitwy pod Trafalgarem — nie będzie podlegał podobnym niepokojom i nie poczuje ciężaru równie wielkiej odpowiedzialności.Minęło już sto lat, odkąd flota brytyjska nie starła się z nieprzyjacielem w szyku bojowym.Sto lat to duży szmat czasu, lecz różnica między dawnymi a nowoczesnymi warunkami jest olbrzymia.Dzieli nas ogromna przepaść.Gdyby ostatnią wielką bitwą floty angielskiej pozostała na przykład bitwa z pierwszego czerwca, gdyby nie było zwycięstw Nelsona, przepaść ta stałaby się prawie nie do przebycia.Szczupła, szarpana namiętnościami postać wielkiego admirała stoi u rozstaju.Ten człowiek miał śmiałość geniuszu i prorocze natchnienie.Nowoczesny marynarz musi czuć, że nadeszła już chwila, aby metodę taktyczną wielkich wodzów z przeszłości złożyć w świątyni wzniosłych wspomnień.Taktyka floty z czasów żaglowych powodowała się dwoma względami; śmiertelną siłą ognia wzdłuż szyku okrętów i strachem — naturalnym u dowódcy zależnego od wiatrów — aby w krytycznej chwili część floty nie została rzucona beznadziejnie ku stronie zawietrznej.Te dwa względy były osią taktyki morskiej i one to właśnie zostały wyłączone z nowoczesnych zagadnień taktycznych wskutek zmian w sile napędowej i uzbrojeniu.Lord Nelson pierwszy zaczął je lekceważyć z przeświadczeniem i śmiałością podtrzymywaną przez nieograniczone zaufanie do ludzi, których prowadził.To przeświadczenie, ta śmiałość i to zaufanie biją ze słynnego memoriału, który jest tylko wyznaniem wiary Nelsona w przytłaczającą wyższość armatniego ognia jako w jedyne narzędzie zwycięstwa i jedyny cel rozsądnej taktyki.Wśród trudnych ówczesnych warunków Nelson dążył do tego, i tylko do tego, wprowadzając w czyn swoją wiarę bez względu na wszelkie ryzyko.A w tej wyłącznej swej wierze lord Nelson ukazuje się nam jako pierwszy z ludzi nowożytnych.Bez względu na wszelkie ryzyko, rzekłem; a ludzie dzisiejsi, urodzeni i wychowani w wieku pary, z trudnością mogą zdać sobie sprawę, ile niebezpieczeństw tkwiło w pogodzie.Wyjąwszy bitwę u ujścia Nilu, gdzie były idealne warunki dla wszczęcia boju z nieprzyjacielem zakotwiczonym na płytkich wodach, lord Nelson nie miał szczęścia do pogody.W gruncie rzeczy tylko wskutek niebywałego osłabienia wiatru stracił rękę w czasie teneryfskiej wyprawy.W dniu bitwy pod Trafalgarem pogoda była nie tyle zła, co wyjątkowo niebezpieczna.Był to jeden z tych chmurnych dni o lekkich, niestałych wiatrach — kiedy słońce to się ukazuje, te znika, a fala biegnie od zachodu; dni te są na ogół mgliste, lecz ląd rysuje się niekiedy wyraźnie naokoło przylądka.Los zrządził, że niejednokrotnie spoglądałem ze czcią na to miejsce przez wiele godzin z rzędu.Prawie trzydzieści lat temu pewne wyjątkowe okoliczności spoufaliły mię na jakiś czas z owe zatoką u hiszpańskiego wybrzeża, zatoką, której cięciwa biegnie od Faro do Spartel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]