[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— I jakie wnioski?— Na razie dwa: nikt nie słyszał wystrzału i nie wiadomo, co się stało z pieniędzmi przygotowanymi dla szantażysty.— Tak, ale.— Parker zawahał się.— Nie widziałeś tych pieniędzy, prawda? Masz na to tylko słowo tego służącego.— To prawda.— Alex skinął głową.— Mam na to tylko słowo tego służącego.— Ruszyli ku drzwiom.Detektyw Brover oderwał się od balustrady i ruszył ku nim.— Straszna rzecz, szefie.— powiedział niemal wesoło.— Myślicie o śmierci generała Somerville’a?— Nie.— w tym jednym, krótkim słowie zaprzeczenia można było usłyszeć lekkie zdziwienie.— śmierć to przecież nasz zawód, prawda? Myślałem o tym morzu.Okropność! Jak ten biedak mógł tam siedzieć? Bałbym się, że wiatr mnie zdmuchnie razem z tą budą.Przecież cała skała dygocze od tych fal.— Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia, Brover — powiedział jego szef sentencjonalnie.— Przysłać wam kanapki i herbatę w termosie, co?— Dziękuję, szefie.— Brover uśmiechnął się, ukazując zdumiewająco białe i równe zęby.— Ale może będą mieli w tym pałacu coś ciepłego dla policjanta w służbie Jej Królewskiej Mości? W końcu przecież jedna osoba mniej zasiądzie tam dzisiaj do lunchu, prawda? Gotów jestem zjeść porcję zmarłego.— Generał Somerville był prawdopodobnie na diecie.— Parker smutnie pokiwał głową.— Otrzymacie więc kleik i sucharki.— To już niech będą kanapki i herbata! — powiedział szybko Brover.Minęli pomost i weszli w alejkę prowadzącą ku domowi.— Wiem, jakie to wszystko trudne dla ciebie.— Parker położył dłoń na ramieniu przyjaciela.— Ale gdyby moi ludzie nie żartowali w obliczu śmierci, ich praca byłaby nie do wytrzymania.Rozumiesz mnie, prawda?— Och, w porządku! — Joe spojrzał na niego i uśmiechnął się blado.— Doszedłem już do siebie — Ben! Nie krępuj się mną.W końcu to nie mój dziadek.Ale nie rozumiem tego! Od pierwszej chwili wiem, że stało się tu coś, czego nie rozumiem! A jeżeli ten lekarz zadzwoni i powie, że staruszek popełnił samobójstwo, będę rozumiał jeszcze mniej!— Dlaczego?— Najgorsze jest to, że gdybym umiał ci powiedzieć: dlaczego, wtedy wszystko byłoby jasne! Na wszelki wypadek chciałbym, żebyś jeszcze raz sprawdził tych wszystkich ludzi, którzy tu są.Myślę, że kiedy przyszedłeś do mnie w Londynie, miałeś o nich tylko pewną ilość podstawowych informacji, zebranych w bardzo krótkim czasie.Teraz potrzebne nam będzie o nich wszystko.I bardzo będę ci zobowiązany, jeżeli.— zawahał się, ale dokończył szybko — Scotland Yard zbierze dla nas maksimum informacji o pannie Meryl Perry.— Tej, która ostatnia widziała generała Somerville’a przy życiu!— Tak.Ale nie dlatego.Wydaje mi się, że gdzieś już spotkałem ją, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie.A nazwisko jej jest mi obce.Wiesz, jak to jest, pamięć przechowała jej twarz, ale nie przechowała nazwiska albo może jakieś inne nazwisko? Ale mogę się mylić.Karolina zna ją od lat.Studiowały razem.— Czy mylisz się, czy nie, nie zaszkodzi sprawdzić.Zresztą pomyślałem już o tym i notatka poszła do Yardu w pięć minut po naszym tu przybyciu.Ale to może potrwać.— Wiem.— Joe zamilkł.Zobaczyli przed sobą klomb.Róże kwitły tak samo jak przed paru godzinami, piękne, świeże, spryskane ulewą.— Słuchaj! — powiedział nagle Parker i zatrzymał się.— Zapomnieliśmy o jednym.— O czym? — Alex, wyrwany z zamyślenia, spojrzał na niego nie rozumiejącymi oczyma.— O najprostszym pytaniu, na które trzeba sobie odpowiedzieć, kiedy ginie w nie wyjaśnionych okolicznościach bogaty człowiek: kto po nim dziedziczy?— Jeszcze do wczoraj — odpowiedział Alex spokojnie — pytanie twoje padłoby w próżnię, albowiem generał Somerville zapisał w testamencie cały swój majątek pewnej czcigodnej instytucji wyższej użyteczności publicznej.— A co się stało wczoraj?— Wczoraj zmienił zdanie i napisał nowy testament, którego treść jest mi dokładnie znana, gdyż byłem jednym ze świadków i podpis mój figuruje na tym dokumencie.Parker otworzył usta, ale zamknął je ponownie.W milczeniu przeszli kilka kroków.Joe zatrzymał się.— Dziękuję ci, Ben.— powiedział z lekkim, niewesołym uśmiechem.— Ale takt policjanta zwykle ma w sobie coś złowrogiego.Twoje milczenie mówi mi, że domyśliłeś się, kogo generał Somerville uczynił wczoraj wieczorem swym jedynym spadkobiercą.Zgadłeś.Osobą, która stanie się właścicielką Mandalay House, wspaniałych zbiorów i wielkiego, jak sądzę, konta bankowego, jest Karolina Beacon.— To zrozumiałe — powiedział prędko Parker.— Jest przecież jego cioteczną wnuczką i.i.— I osobą stojącą poza wszelkimi podejrzeniami, chciałeś powiedzieć? — Joe ruszył ku drzwiom domu.— Ben, mój przyjacielu, wpadliśmy w głupią kabałę, co? Ale niech każdy z nas pełni swoją powinność.Poklepał Parkera po ramieniu.Zastępca szefa wydziału kryminalnego westchnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]