[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokulski poznał Ochockiego.Baron pobiegł w stronę towarzystwa.Naprzeciw wysunęła siędama w białej narzutce, z białą koronkową parasolką i szła powo-li z wyciągniętą do niego ręką, z której zdawał się opadać szerokirękaw.Baron już z daleka zdjął kapelusz i dopadłszy narzeczonej,prawie zanurzył się w jej rękawie.Po wybuchu czułości, który o ilebył krótkim dla niego, o tyle wydał się bardzo długim dla widzów,baron nagle oprzytomniał i rzekł:- Pozwoli pani, że przedstawię pana Wokulskiego, mego najlep-szego przyjaciela.Ponieważ zabawi tu dłużej, więc w tej chwili ob-liguję go, ażeby w czasie mojej nieobecności zastępował przy panimoje miejsce.Znowu złożył kilka pocałunków w głąb rękawa, skąd do Wokul-skiego wysunęła się prześliczna ręka.Wokulski uścisnął ją i poczułlodowaty chłód; spojrzał na damę w białej narzutce i zobaczył pobla-dłą twarz z wielkimi oczyma, w których widać było smutek i obawę.„Szczególna narzeczona!” - pomyślał.- Pan Wokulski!,.- zawołał baron zwróciwszy się do dwu pańi mężczyzny, którzy już zbliżyli się do nich.- Pan Starski.- dodał.- Już miałem przyjemność.- odezwał się Starski uchylając ka-pelusz.567Bolesław Prus- I ja - odparł Wokulski.- Jakże teraz usadowimy się? - spytał baron na widok nadjeżdża-jącego breku.- Jedźmy wszyscy razem! - zawołała młoda blondynka, w którejWokulski domyślił się panny Felicji Janockiej.- Bo w naszym powozie są dwa miejsca.- słodko zauważył baron.- Rozumiem, ale nic z tego - odezwała się pięknym kontraltemdama w pąsowej sukni - Narzeczeni pojadą z nami, a do powozuniech siądą, jeżeli chcą, pan Ochocki z panem Starskim.- Dlaczego ja? - zawołał z wysokości kozła Ochocki.- Albo ja? - dodał Starski.- Bo pan Ochocki źle powozi, a pan Starski jest nieznośny - od-powiedziała rezolutna wdówka.Teraz Wokulski spostrzegł, że damata ma pyszne kasztanowate włosy i czarne oczy, a całą fizjognomięwesołą i energiczną.- Już mi pani daje dymisję! - westchnął komicznie Starski.- Pan wie, że ja zawsze daję dymisję wielbicielom, którzy mnienudzą.No, ale siadajmy, moi państwo.Narzeczeni naprzód.Felaobok Ewelinki.- O nie! - zaprotestowała blondynka.- Siądę na końcu, bo babcianie pozwala mi siadać przy narzeczonych.Baron z większą elegancją aniżeli zręcznością podsadził narze-czoną i sam usiadł naprzeciw niej.Potem wdówka zajęła miejsceobok barona, Starski obok narzeczonej, a panna Felicja obok Star-skiego.- Prosimy - odezwała się wdówka do Wokulskiego zbierającw fałdy swoją pąsową suknię, która rozesłała się na połowie ławki.Wokulski usiadł naprzeciw panny Felicji i spostrzegł, że dziew-czynka patrzy na niego z pełnym zachwytu podziwem, rumieniącsię co chwilę.- Czy nie moglibyśmy prosić pana Ochockiego, ażeby lejce oddałstangretowi? - rzekła wdówka.568LALKA- Moja pani, cóż mi pani wiecznie robi jakieś awantury! - obu-rzył się Ochocki.- Właśnie, że ja będę powoził.- Więc daję słowo honoru, że wybiję pana, jeżeli nas wywrócisz.- To się jeszcze pokaże - odparł Ochocki.- Słyszeliście państwo, ten człowiek mi grozi! - zawołała wdówka.- Czy nie ma tu nikogo, który by się za mną ujął?- Ja panią pomszczę - wtrącił Starski dosyć lichą polszczyzną.-Przesiądźmy się we dwoje do tamtego powozu.Piękna wdowa wzruszyła ramionami, baron znowu całowałrączki swojej narzeczonej, która uśmiechając się rozmawiała z nimpółgłosem, ale ani na chwilę nie straciła wyrazu smutku i obawy.Podczas gdy Starski przekomarzał się z wdową, a panna Felicjarumieniła się, Wokulski patrzył na narzeczoną.Spostrzegła to, od-powiedziała mu pogardliwym wejrzeniem i nagle z bezbrzeżnegosmutku przeszła do dziecinnej wesołości.Sama podała rękę barono-wi do nowego pocałunku, a nawet niechcący potrąciła go nóżką.Jejwielbiciel był tak wzruszony, że pobladł i posiniały mu usta.- Ależ pan nie ma idei o powożeniu! - krzyknęła wdowa usiłującpotrącić Ochockiego drutem parasolki.W tej chwili Wokulski wyskoczył.Jednocześnie konie lejco-we skręciły na środek drogi, dyszlowe poszły za nimi i brek silniepochylił się na lewo.Wokulski podparł go, konie, ściągnięte przezstangreta, stanęły.- Czy nie mówiłam, że ten potwór wywróci nas! - zawołała wdowa.- Cóż to znowu, panie Starski?.Wokulski spojrzał na brek i w ciągu jednej chwili zobaczył takąscenę: panna Felicja pokładała się ze śmiechu, Starski upadł twarząna kolana pięknej wdówki, baron tarmosił za kark stangreta, a jegonarzeczona, blada z trwogi, jedną ręką chwyciła za pręt kozła, drugąwpiła w ramię Starskiego.Mgnienie oka -brek wyprostował się i wszystko wróciło do po-rządku.Tylko panna Felicja zaniosła się od śmiechu.569Bolesław Prus- Nie rozumiem, Felu, jak można śmiać się w takiej chwili - ode-zwała się narzeczona.- Dlaczego nie mam się śmiać?.Cóż mogło stać się złego?.,.Prze-cież jedzie z nami pan Wokulski.- mówiła panienka.Spostrzegłasię jednak i zarumieniona bardziej niż kiedykolwiek, naprzód ukry-ła twarz w dłonie, a potem spojrzała na Wokulskiego w sposób, któ-ry miało oznaczać, że jest bardzo obrażona.-Co do mnie, gotów jestem zaabonować kilka podobnych wy-padków - odezwał się Starski, wymownie patrząc na wdówkę.- Pod warunkiem, że ja będę zabezpieczona od dowodów pań-skiej tkliwości.Felu, usiądź na moim miejscu - odpowiedziała wdo-wa marszcząc się i siadając naprzeciw Wokulskiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]