[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to możliwie, że Bóg obłaskawił, ujarzmił swoje pasożyty?Dziwaczne jeździły na małych latających symbiontach niczym robactwo.Stara wiedziała o symbiontach i pasożytach.Niektóre z malutkich form życia mogły osłabić, a nawet zabić duże zwierzę, inne je wzmacniały.Zastanowiła się, czy są takie symbionty, które otwierają umysły grendeli.ale nawet gdyby istniały, byłyby zbyt małe, żeby je zobaczyć.Stara podążała śladem dziwacznych przez setki kilometrów.Decydując się na to, niczego nie straciła.Nawodnione przez rzekę łąki, na których królowała przez większość swego życia, zmieniły się w jedno rozległe bagno.Od dwóch lat, od kiedy słońce przybrało to niesamowite zabarwienie, deszcze padały coraz częściej i były coraz bardziej ulewne.Przegrodzone tamami jeziora wylewały, woda zakryła niziny.Stara zostawiła zatem tereny na południu swoim córkom, a sama postanowiła iść śladem dziwacznych, w górę rzeki.Jedna odnoga rzeki zbliżała się do ich głównego gniazda, wyżyny, na której zwykle przebywał Bóg.Główne koryto rzeki przebiegało tutaj, blisko miejsca, do którego córka Boga dowoziła jedzenie dla dziwacznych.Od chwili, gdy jej umysł się otworzył, Stara wiedziała, jak wiele jeszcze musi się dowiedzieć.Dotyczyło to także dziwacznych: żaden inny grendel, żaden inny rodzaj grendela nie śledził ich zachowań tak uważnie jak ona.Kiedy Stara w końcu zrozumie dziwaczne, staną się one jej wyłączną zdobyczą.Wiatr jeszcze bardziej przybrał na sile i niósł w ich stronę pierwsze, małe płatki śniegu.Mimo trzaskającego wesoło ogniska było zimno.- Chamelom nic nie będzie - powiedział Chaka, wkładając podbitą futrem kurtkę.- Obserwowaliśmy je nawet na wysokości dziesięciu tysięcy stóp i w temperaturach o dziesięć stopni niższych od tej, której możemy się spodziewać dziś w nocy.- To dobrze - odparł Justin.- W tym małym i sposobie, w jaki na mnie spojrzał, było coś niezwykłego.Coś, czego nigdy jeszcze nie widziałem u żadnego z nich.- Tak? Jak sądzisz, co to było?- Myślę, że coś nam bliskiego.Psiego, może.Nie wiem.Podobało mi się to.I to, jak jego matka skubnęła mnie zębami, a potem jakby zrozumiała, co robię.Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że postępowała świadomie.Trochę.Bardziej niż te samce, które mamy na Camelocie.Przez ostatnią godzinę skeetery przylatywały i odlatywały.Z Shangri-la przybyło zaopatrzenie.Z wyjątkiem dwunastu wszyscy inni członkowie grupy pędzącej stado wykorzystali tę okazję i polecieli do bazy, aby się wykąpać i dobrze wyspać.Do ogniska podeszli objęci Jessica i Aaron.Jego śmiech niósł się po całej okolicy.Wygrał.Pierwsi przegrali.Usiadł przy ognisku i głośno zaśpiewał, zwracając twarz ku niosącemu śnieg wiatrowi.Jego baryton, mimo narastającej wichury, było słychać w całym obozie:Był rok tysiąc czterysta dziewięćdziesiąty drugi,Gdy nędzny wyrzutek ze starej ItaliiPrzemierzał samotnie hiszpańskie uliczki,Sprzedając gorącą tamalę.Wszyscy znali słowa i zaczęli razem śpiewać refren:On wiedział, że świat okrągły jest,A brodą szorował po ziemi,Żeglarz i ogier z niego był,Kolumb, ten suczy syn.Justin siedział w milczeniu, ale Jessica pochwyciła jego spojrzenie i zachęcony jej uśmiechem, przyłączył się do chóru.Napotkał raz królową i rzekł:O Pani, racz dać mi okrętyI skaż mnie na śmierć, gdybymChicago nie znalazł dla ciebie.On wiedział, że świat okrągły jest.Stanęła za nim Katya i objęła go w pasie.Odchylił się do tyłu i spojrzał w gwiazdy, na konstelacje.- Wciąż mniej więcej takie same jak w czasach mojej prababki - wymruczała mu do ucha Katya.- Tak.Dziesięć lat świetlnych to wcale nie tak dużo, jak się kiedyś wydawało.Czterdzieści dni i czterdzieści nocyPłynęli przez AtlantykKolumb i jego obleśni kompani.Katya wsunęła mu ręce pod ubranie, chichocząc przy tym i dysząc.Coraz trudniej było mu się skoncentrować na piosence.Przybiwszy do brzegu, dziwkę dostrzegli,Ruszyli w pośpiechu, zrzucając opończe,I nim na zegarze kwadrans upłynął,Dziesięć z nich zdarła milionów.Po odśpiewaniu piosenki (według której Krzysztof Kolumb wrócił do Starego Świata z imponującym zestawem mikroorganizmów Świata Nowego) Justin i Katya opuścili towarzystwo i weszli do swojego śpiwora.Protestował, mówiąc, że jest zbyt śpiący, by jej się do czegokolwiek przydać, ale jej zręczne ręce rzeźbiarki szybko zadały kłam jego słowom.W ciągu kilku minut znalazł się na ciepłej, znajomej fali, która wzniosła go powoli na szczyt, a potem szybko, ale łagodnie, opuściła między połyskujące w dole ognie.Gdy w końcu leżał już spokojnie, na granicy snu, w objęciach Katyi, wymamrotał, nie odrywając ust od wgłębienia na jej szyi:- Dziękuję, pani.- Bardzo proszę, panie - zachichotała sennie i w jakiś sposób zdołała dygnąć w śpiworze.Później powiedziała jeszcze coś, coś o tym, że ciekawi ją, czy gdzieś tu, na kontynencie, jest rzeka, którą oboje mogliby znaleźć.Odpowiedział jej jeszcze: "Rzeka oznacza grendele, ty mała idiotko." i w następnej chwili wiedział, że śni o dzieciństwie, o grach z Jessicą, Aaronem i Chaką.O grach, w których zawsze zwyciężał Aaron.22DUCHY I DZIWACZNEWeźmy, na przykład, gałązkę i kolumnę, albo brzydką kobietęi wielką piękność, i wszystkie dziwne oraz potwornetransformacje.Wszystko to zrównuje tao.Dzielenie jest tym samymco tworzenie; tworzenie jest tym samym co niszczenie.Chuang-Tzu, O zrównywaniu wszystkich rzeczyPoniżej na stoku coś się poruszyło w padającym śniegu.Stara pilnowała się, by oddychać powoli i równo.Śnieg topniał na jej ciele.Była wychłodzona i to było coś rzadkiego.Ale jeśli w jej arteriach popłynie szybkość, zginie.Ponownie coś mignęło w śnieżycy.Stara poczuła, że ogarnia ją wściekłość.Dziwaczne należały do niej.Ale była tu sama, zawsze była sama, takie były zwyczaje jej gatunku.Mogła tylko obserwować.Tam, w śniegu, czaiły się grendele.Zimna, jedna ze śnieżnych grendeli, czekała wraz z siostrami.Śnieg chłodził świeże ognie płonące w ich ciałach, osłabiając zwiastującą niebezpieczeństwo woń, którą roztaczały.Zimna wiedziała, że w pobliżu jest mięso.Zwęszyła je.To były te, które potrafiły zniknąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]