[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A nic się malcom tak nie rzucało w oczy jak tenAs, pies nadzwyczajny, co ruchem swoim ożywiał głównie dziedziniec w Mączynie.Mianowicie też podczas wakacyj szkolnych roiła się dziatwa około pałacu, pod owe porębowiem zjeżdżała tutaj rodzina profesora Kernera z Warszawy i wtedy na obszernymdziedzińcu, po wszystkich jego ścieżkach, można było widzieć uśmiechnięte twarzyczki,słyszeć wesoły szczebiot dzieci.Rozumie się, że w takim położeniu rzeczy Asowi niebrakowało przyjaciół.Marysia, Stefuś, Romcio, Tadzio, Antoś - wszystko cztero-, pięcio-,sześcio-, siedmiolatki - wyborne towarzystwo, do którego pies lgnął bardzo ochoczo, a malcyodpłacali mu wzajemnością.- Ja będę mademoiselle - mówiła Marysia - a ty, Asie, będziesz się u mnie uczył i musiszmię we wszystkim, a wszystkim słuchać!No i wyżeł z całą uległością pozwalał się dziewczynce tak dręczyć, jak różni wychowawcyw spódnicach dręczą swoje wychowanice; czasem tylko ziewał.Częstokroć w takiej zabawie pedagogicznej uczestniczyły także trzy wielkie psy,wyobrażając dla dzieci uczniów płci obojej.Marysia stale bywała nauczycielką -mademoiselle, Tadzio odgrywał rolę papy, Stefuś - mamy, Antoś zasiadał między psami jakouczeń i składał dowody, że jest dobrym kolegą; Romcio siedząc z tyłu za psami wyręczał je wodpowiedziach, ilekroć tego wymagało pytanie nauczycielki.Usadzano wtedy cztery psy iAntosia rzędem na jednym ze schodów, a przed każdym uczniem leżała otwarta książkafrancuska albo niemiecka.As nosił imię Maniusi, Puf - Frani, Pif był Adasiem, Paf Stasiem.Marysia rozpoczynała nauczanie od zalecenia, aby się uczniowie nie garbili, aby siedzieliprosto i uważali, a Romcio pociągnął z tyłu tego i owego, zniewalając do przybraniawłaściwej pilnemu uczniowi postawy.- Maniu, powiedz, jak po niemiecku chleb!Na to siedzący z tyłu za psem Romcio odpowiadał:- Das Brot.Jeżeli uczeń nie dawał odpowiedzi na pytanie, nauczycielka przybierała grozną minę izwracała się do mamy z taką skargą:- Proszę pani, Mamusia jest uparta, zupełnie się opuszcza w naukach i wcale mię nie chcesłuchać!Wtedy Stefuś wyobrażający mamę nastrajał się poważnie i występował do psa z naukąmoralną:- Bój się Boga, Maniu, co ty wyrabiasz? Zaraz mi przeproś mademoiselle i przyrzecz jej,że się poprawisz!Następowała ceremonia doprowadzenia Asa - zwykle za uszy - do zadąsanej niby tonauczycielki, która się wreszcie dawała przebłagać i dalej odbywała lekcje.Za córkami w takich razach ujmował się ojciec przemawiając do matki:- Czego ty, moja żono, chcesz od Maniusi? Dziewczyna dobra, robi, co może.Tylko tamademoiselle jest nieznośna ze swymi skargami i dlatego jej Maniusia nie słucha.64 - Ja wiem - odpowiadała matka - że Maniusia jest dobra dziewczyna, mademoisellenieznośne pannisko, ale skoro się mademoiselle przede mną poskarżyła, Maniusia musi jąprzeprosić.Kiedy znowu przewinił któryś z rzekomych chłopców, nauczycielka zanosiła skargę dopapy, a ten łajał Stasia czy Adasia mniej więcej w takie słowa:- Jak to, znowu dzisiaj nie umiecie rozmówek niemieckich?.Mademoiselle powiada, żeżaden nie wie, co znaczy guten Morgen.Oj, wy, niedobrzy chłopcy! Straszne rzeczy niewiedzieć, co znaczy guten Morgen! Doczekacie się tego, że którego dnia za karę nie pozwolęwam siedzieć przy stole.Ujmowała się czym prędzej za synami mama i tak strofowała papę:- Dlaczego ty, mój mężu, ciągle marudzisz na Stasia i Adasia? Czy nie widzisz, że to sądobrzy chłopcy, a tylko mademoiselle jest zła, nieznośna?- Ja wiem - odpowiadał papa - że Staś i Adaś są bardzo dobrzy chłopcy, a mademoisellejest zła i nieznośna, ale skoro się mademoiselle przede mną poskarżyła, oni ją musząprzeprosić.Gdzie ja będę szukał innej guwernantki?Zdarzały się też wypadki, kiedy zniecierpliwiona Marysia kazała któremu psu stać w kącieza karę i łajała go używając wyrazów takich samych, jakie słyszała z ust swojej nauczycielki:- Siedzisz jak bałwan i ani się ruszysz! Jesteś podobna do cielęcia, które tylko beczećumie!To znowu wiodła swoich uczniów na przechadzkę, prowadząc z nimi konwersacjęniemiecką i powtarzając nieustannie:- Męczę się dla waszego dobra, chcę wam dać rozum, a wy, głupcy, nie umiecie tegoocenić.Ach, życie mi już przy was zupełnie obrzydło!Naturalnie, psy się ogromnie nudziły tą zabawą dzieci, ale okazywały taką samącierpliwość i wytrzymałość jak dzieci podczas lekcyj ze swymi guwernantkami.Gdy sięjednak na dziedzińcu albo za bramą pojawił jakiś przedmiot żywy, godny psiej uwagi, Aszrywał się natychmiast od lekcyj i ze szczekaniem pędził co tchu sprawdzić prawa pobytu tejistoty w okolicach pałacu.Inne psy wcale się do lada czego nie kwapiły, tylko na miejscuwyczekiwały, co za skutek wydadzą Asowe zwiady.One to nieraz już sprawdziły, że tenwyżeł wariat zapala się na widok wrony, a nawet na marnego wróbelka gotów jest doupadłego szczekać.Niekiedy atoli urywał się z uzdy w stajni koń, nazwiskiem Karpowicz, i wpadał nadziedziniec; w takich razach mademoiselle nie zdołała już ani jednego ucznia przy lekcjizatrzymać.O, bo Karpowicz co innego! Dzieci Ledy i Murata, tak obojętne zwykle, jeśli ichAs nie podniecał, wpadały jednak w zapał wojenny, gdy spostrzegły Karpowicza.Miały onedawne rachunki z tym koniem, który je ogromnie lekceważył, a każdy z trzech braci nieraz odniego kopytem oberwał pamiątkę.Karpowicz był to sobie stary szkapa, który na starość jadł w Mączynie chleb łaskawy, atylko czasami używano go do drobnych posług przy dworze.Ale nie należał on bynajmniej dorzędu owych niedołężnych staruszków, którzy w kalectwie i dolegliwości spędzają swojesędziwość; przeciwnie, Karpowicz sprawiał wrażenie krzepkiego ćwika - starca z minionegopokolenia, co to do póznych lat przechowuje fizyczną dzielność i umysłową trzezwość, a októrym się zwykło mawiać:  choć stary, ale jary.-  Stary, a niejednego by młodegoprzeskoczył.Puf, Pif i Paf wiedziały, że krowa, cielę, bezrogi czworonóg, nawet każdy inny koń zapierwszym ich szczeknięciem i natarciem w popłochu uchodzą; przeto trzy pałacowe psyniechętnie robiły wyprawę na tak lękliwego przeciwnika.Co innego Karpowicz, stary zuch,który w niczym miał psi zawziątek! Wpadłszy po junacku na dziedziniec, z ogonem w góręzadartym, zabierał on się czym prędzej do sianożęcia, gdyż trawa bujna, piękna, smaczna izapewne miękka dla starych zębów, obficie porastała przed dworem.Posilał się szkapa nic a65 nic nie zważając na to, że go nieraz otaczały cztery psy, zawzięcie ujadające, a nie mającejednak nigdy tyle śmiałości, aby dopaść i zębem chwycić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl