[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boże, ileż razy to sobie powtarzała.To samo mówili Dan,wielebny Putty i Miriam.- A co, jeśli się nie zgodzi?Pete się uśmiechnął.- Pomogę ci go przekonać.Porozmawiam z nim jak równy zrównym.- Oparł między jej piersiami dłonie złożone jak domodlitwy.Wnętrzem dłoni musnął jej sutki.Następnie dotknąłich wargami.Ujęła jego głowę w obie ręce.- Chcę zacząć od nowa.Od tak dawna o tym marzę.Tylkomi się nie udawało.Podniósł głowę, aż jego wargi znalazły się tuż koło jej ust.- Mnie też nie, bo myślałem, że uda mi się samemu.Ale samsobie nie poradzę.- Spojrzał jej w oczy.Wydawał się kruchy.-Wyjedziesz ze mną, dobrze? - Nabrała powietrza.- Wyjdziesz zamnie? Dasz mi dzieci? - Zakryła mu usta dłonią.Nie mogłauwierzyć, jak wspaniały prezent jej oferował: wszystko, o czymzawsze marzyła.- Kocham cię, Jenny.Zatrzymała się, myśląc znowu - wciąż myśląc - że jest zbytwspaniały, żeby mógł być prawdziwy.- Naprawdę?- Naprawdę.- Jak możesz być tego pewny?- Byłem w wielu związkach.Nigdy przedtem niepowiedziałem kobiecie, że ją kocham.- Jest tyle rzeczy, których o mnie nie wiesz.- Wiem dość.- A co, gdybym kryła coś tak okropnego, że zmroziłoby ci tokrew w żyłach?- Opowiedziałem ci moją mroczną tajemnicę.Twoja niemoże być wiele gorsza.Poza tym krew nie marznie.- Wiesz, co chcę powiedzieć.Co by było, gdyby tak się stało?- Gdyby coś takiego było, poczułbym się mniej winny mojejwłasnej, nagannej przeszłości.Przypominałoby mi, że tym ra-zem ma być inaczej.Kocham cię, Jenny.Przypieczętował słowa pocałunkiem, który odwzajemniła, alejakoś nie wydawało się to wystarczające.Chciała zrobić cośniezwykłego, coś innego, coś, czego inne kobiety w jego życiu nieumiały, nie chciały zrobić albo do czego niewystarczająco go ko-chały.Nadal go całując, popchnęła Pete'a do pozycji leżącej.Lizałamu podbródek i szyję.Przygryzła delikatnie skórę na jego piersiwzdłuż linii włosów prowadzącej do pępka, jednocześnie mocującsię z suwakiem rozporka.Kiedy dotarła do niego ustami, był jużrozpięty.Czuła ciepło Pete'a na wargach, gładkość na języku,piżmowy zapach przegnał jej z głowy myśli, które mogłyby zmą-cić obecne doznania.Ku swojemu zaskoczeniu zaczęła, chcączrobić przyjemność jemu, skończyła, odczuwając ją na równi znim.Tak mijała noc.Rozmawiali, kochali się i spali; rozmawiali,kochali się i spali.Tuż przed świtem wyszli na dach i patrzyli nawschód słońca i wolno rozpełzającą się mgłę.Z mgłą minął rów-nież chłód, a z chłodem zniknęła ostrożność.Rozpostarli koc ileżeli nago w bladych promieniach słonecznych, a po chwili byłooczywiste, że chcą się kochać.Ktoś mógłby uznać, że kochając się w ten sposób, Jennymściła się na mieszkańcach miasteczka.Sama Jennypowiedziałaby - gdyby spytał ją o to ktoś, komu nic do tego - żechrzciła w ten sposób swój nowy, spadzisty dach.Tak naprawdę jednak świętowała zmianę w swym życiu.Ni-gdy przedtem nie czuła się tak szczęśliwa ani tak odważna, a jużna pewno tak pewna siebie, jak teraz z Pete'em.I spokojna.Nawet jeśli Darden miał wrócić nazajutrz.Zasnęła więc głęboko, kiedy wróciła do sypialni, a słońce stałojuż wyżej.Obudziła się dopiero, gdy dzwonek do drzwi zrobił sięnatarczywy.Rozdział piętnastyZbiegając ze schodów, Jenny pospiesznie wkładała koszulęnocną.Przytrzymawszy kołnierzyk, żeby materiał ukrył jejpiersi, uchyliła drzwi wejściowe i zmrużyła oczy, oślepionaświatłem słonecznym.Wielebny Putty już odchodził.Szybko zawrócił i podszedł dodrzwi.- Boże miłosierny, ależ się martwiłem - powiedział,wzdychając.- Dzwonię do drzwi od dziesięciu minut.Już myśla-łem, że coś się stało.Normalnie uznałbym, że poszłaś na prze-chadzkę albo nawet do miasta, choć stamtąd idę i nie widziałemcię po drodze, ale Dan poprosił, żebym z tobą porozmawiał odachu, bo i tak tu szedłem, a kiedy nie odpowiadałaś na dzwo-nek, pomyślałem.- Spojrzał w niebo i przeżegnał się.- Spałam - powiedziała Jenny.- Właśnie widzę.- Zerknął na zegarek.- Ale jest jedenasta.Już, prawie pół dnia minęło.- Znów westchnął.- Dobrze, powiemDanowi, żeby wytłumaczył Merle'owi, że to, co zobaczył na da-chu, było nieprawdą.Przecież stoisz tu odziana od stóp do główw skromną koszulę nocną.Merle powiedział, że byłaś nago,wyobrażasz sobie? Naga na dachu na chłodzie , tak powiedział.Zapytałem Dana.Zgodziliśmy się, że musiałabyś stracić rozum,żeby robić coś takiego.Jenny ziewnęła.- Choć gdyby ktokolwiek miał powód, żeby oszaleć, to jużnajprędzej ty - ciągnął wielebny Putty.- Wiele przeszłaś, Mary-Beth.Cieszyłem się, że przyszłaś na piątkowe tańce.Miałempotem nadzieję, że w niedzielę przyjdziesz na mszę.Napisałemkazanie z myślą o tobie.Właściwie to o Dardenie.Mówiłem omiłości Bożej i o znaczeniu przebaczenia.Uznałem, że kilkuwiernym należało o tym przypomnieć, aczkolwiek rozumiem ichuczucia.Są przerażeni.Darden wydawał się grozny nawetprzedtem.Ale myślę, że teraz musimy zostawić przeszłość zasobą.Odpokutował za swoją zbrodnię.Naszym obowiązkiem,jako dobrych chrześcijan, jest godnie go powitać.Jenny już sobie wyobrażała, że akurat tak będzie.- To było płomienne kazanie.%7łałuję, że go nie słyszałaś.Jeśli chcesz, wydrukuję ci je.Muszę to przyznać komputerom -przydają się, kiedy ktoś po prostu nie może przyjść i wysłuchaćkazania.Kiedyś lubiłaś chodzić do kościoła, MaryBeth.- Chodziłam, bo Darden chodził.- Zabierał ją z sobą.Niemiała wyboru.Nie miało znaczenia, że jej matka nie chciała iśćna mszę albo że wiara Dardena w Boga była wątpliwa.Chciał,żeby całe miasto widziało, jak Jenny stoi koło niego na mszy.- Pamiętam, że przychodziłaś nawet po wyjezdzie Dardena.- Kilka razy.- Dlaczego przestałaś?Jenny mogła wzruszyć ramionami i odwrócić wzrok.Wiedzącjednak, co będzie dalej, chciała wreszcie wyrazić swoje myśli.- To były ciężkie czasy.Byłam samotna i chora, czułam sięwinna.Tak chciałam, żeby ktoś powiedział mi, że nie jestemokropna, ale nikt w mieście tego nie zrobił.Myślałam, że może wkościele, w domu Bożym, ludzie będą milsi.Spojrzą na mnieżyczliwiej.Nie spojrzeli.Wtedy im by się przydało to kazanie.- Postaraj się zrozumieć, MaryBeth.Sytuacja ich przera-żała.Nie wiedzieli, co powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]