[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od razu wiedziała kogo ma przed sobą.York, jej rozmówca z Viversum, nie zapomniała jego głosu, ani sposobu mówienia.Nie zapomniała również jego snów i tego, co miała mu wówczas do powiedzenia.Mężczyźni z Viversum stanowili mniejszość, a tych paru, którzy zwrócili się do niej o poradę, nie można byłoby zapomnieć.Cóż za zrządzenie losu.– Jak to się stało, że trafiłeś właśnie na mój referat?– Zobaczyłem twoje zdjęcie w oknie wystawowym.Właściwie miałem wybrać się doksięgarni rano, ale stanęło coś na przeszkodzie.W głowie miałem tylko jedną myśl: Chcę ją poznać! Kupiłem kartę wstępu i lekko spóźniony znalazłem się na górze.Od dzisiaj nie wierzę w żadne przypadki.Yvett zobaczyła jak z przystanku odjechał jej autobus.– Nie wiedziałam, że mieszkasz w Aachen.– A ja gdybym wiedział, że mieszkasz tutaj, nie dałbym ci spokoju, uwierz.Yvett zajrzała w jego oczy i uśmiechnęła się.Czuła dosłownie, że znajomość ta może być początkiem interesującej przygody, a może nawet czegoś więcej.– Idziemy?– Przed dwunastą chciałabym być w domu.– A co, czeka na ciebie mamusia? – York uśmiechnął się.– No nie, ale rano mam coś ważnego do załatwienia – skłamała na poczekaniu, choćwcale nie znosiła kłamstw.Rozmawiając ruszyli w kierunku starego miasta, dzień pełen niespodzianek nie chciał dać się zakończyć.Usiedli przy stoliku, na dworze, we wspomnianej wcześniej kawiarni, naprzeciw siebie, w kąciku pod ścianą, w uroczym i ustronnym miejscu.Romantyczna Yvett kochała światło świec, muzykę w tle, nie za cichą, nie za głośną, taką, przy której można było spokojnie porozmawiać.– Dla mnie Latte macchiato – uśmiechnęła się do kelnerki.– A dla mnie filiżankę Cappuccino.Przez chwilę zatopili się w swoich spojrzeniach.Yvett nie mogła nacieszyć oczu jego widokiem, tak bardzo się jej podobał, ale jej aktorska strona nie chciała pozwolić na to, aby odczytał jej myśli.– Jak to się stało, że dostałeś na imię York? Przecież nie jesteś z generacji Paris Hilton, której rodzice mieli w Paryżu gorącą noc.Lubisz swoje imię? Masz tylko jedno, czy jak to często bywa kryją się za nim jeszcze dwa? – Yvett obrzuciła go pytaniami, aby odwrócić jego uwagę od zgłębiania tajemnic jej duszy.York stale zaglądał jej w oczy i słodko się do niej uśmiechał, a ona miała wrażenie, że ją rozbiera.– Moje imię nie pochodzi od Nowego Yorku, nadała mi je moja chrzestna, która od lat mieszka w Anglii.York jest zdrobnieniem od Georg.Mam jeszcze jedno imię, które rozpoczyna się również od tej samej litery: Yohannes.Ale w moim akcie urodzenia figuruje Georg, Yohannes.– A co oznacza pierwsze?– Ciocia widziała we mnie małego aniołka, najwidoczniej chciała zrobić ze mnieświętego, jak święty Georg, patron Anglii, ratownik w nagłej potrzebie.– Czy to się jej udało? Masz serce świętego?– Chyba tak, ciocia za mną przepada.A co kryje się za imieniem Yvett?– Również moi rodzice nie mieli polotu do imion.Z propozycją wyszła siostra mojej mamy.Lubię moje imię, w języku niemieckim i francuskim oznacza., noooo nie spadnij z krzesła: „Boska wróżka”.– Niesamowite, nieprawdopodobne – York był zaskoczony.– Szukałem wróżki we Viversum i odnalazłem ją w życiu.Czuję, że twoja magia zaczyna działać.– Zaraz cię zauroczę mój drogi, tylko się nie bój – Yvett była pewna siebie, śmiała i dowcipna, York w niczym jej nie ustępował.– Czy rzucisz na mnie dobry czar, czy zły urok?Yvett zignorowała próbę jego zalotów, uśmiechając się wróciła do tematu imion,ponownie zbudziła się w niej nauczycielka.– Każde imię jest jak zaczarowane, każde o czymś mówi, najdowcipniejsze jest to, że wcale nie mamy na nie wpływu.– O, tak, a szkoda – dorzucił York.Choć ja nie mogę narzekać, jestem z Yorkiem na ty, my się po prostu kochamy.– To dobrze.Niektórzy nie potrafią się ze sobą zaprzyjaźnić, a co dopiero pokochać.Czy wiesz, że ta magia obejmuje również nazwiska?– Przy tobie jestem gotowy uwierzyć we wszystko, Yvett.Kobiety są uprzywilejowane, mogą przyjąć więcej nazwisk.Biorąc ciebie za przykład, nazywasz się Sommer (Lato), widzę, że nosisz w sercu słońce.Jesteś dokładnie taka, jak lato być powinno: ciepła, słoneczna, spontaniczna i wesoła, przynajmniej takie odnoszę wrażenie.– Dziękuję.Poznałam osobę, która nazywa się Wojownik, nie łatwy z niej partner i nigdy nie wiadomo z czym wyskoczy.– A co powiesz o moim nazwisku, Schöne?– Nie, nie uwierzę, pokaż dowód osobisty.Yvett nie mogła ukryć zdziwienia.– Jesteś gorsza od policjantki – York wyjął z portfela prawo jazdy.– „Schön” znaczy „piękny”, cóż mogę ci powiedzieć, twoje nazwisko pochodzi od tego słowa, a ono stało się ciałem – Yvett puściła do niego oko.– Jesteś niesamowita, a może święta?– Boska wróżka, już mówiłam.– Przy tobie jeszcze się dużo nauczę!Yvett unikała tematu snów i tego, co przepowiedziała mu przez telefon.W głębi serca zaczynała po cichu wierzyć, że to ona mogłaby być tą perłą, o której śnił.Ponadto, nie chciała niczego zapeszać, tylko uwierzyć, że marzenia mają prawo się ziścić.Oboje byli wolni, w jednym wieku, oboje wykazywali tę samą gotowość do poznania drugiej osoby, gotowi do skorzystania z nadarzającej się okazji, którą zgotował im los.York również nie chciał wracać do sennych przepowiedni, przecież kurs już się skończył.Pomału nabierał wiary, że zaczynają się sprawdzać.Yvett wyszła na toaletę, najchętniej musiałaby się uszczypnąć, bo przecież York nie był wytworem jej fantazji, istniał naprawdę.Właśnie zamówił dla nich lody i cierpliwie czekał na nią przy stoliku.Zapowiadała się cudowna, letnia noc.– Czytasz moje myśli – Yvett wróciła na swoje miejsce.– A czy trafiłem chociaż na twoje ulubione?– Malaga, lubię wino malaga i rodzynki, trafiłeś w samą dziesiątkę.– York, teraz wiesz, co robię i czym się zajmuję, a co ty porabiasz na co dzień? Czym zajmujesz się zawodowo?– U mnie praca i hobby zlewają się w jedno, podobnie, jak u ciebie Yvett.Obserwowałem z jaką namiętnością i z jakim zapałem podeszłaś do referowanego tematu.Widać, że kochasz to, co robisz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]