[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zcisnął mocno kolbę.Skrzy-dlaci zniknęli między drzewami, ale po chwili odgłos ich kroków umilkł.Zatrzymalisię.Słuch Gamerina wyłowił spośród szumu liści szmer ich głosów.Komandos zacząłsię czołgać.Ostre kolce i gałązki drapały mu twarz, mięśnie zaczęły drgać z wysiłku,lecz najmniejszy odgłos nie towarzyszył jego wędrówce.Wreszcie dotarł tak blisko, żemógł widzieć i słyszeć skrzydlatych.Opadł na ziemię i przyczajony słuchał.Wysoki, smagły anioł z blizną na skroni wydawał rozkazy. Podzielić się na grupy.242Rozsunęli się posłusznie, formując drużyny po jedenastu.Dowodzący trzymał w rę-kach dwie buteleczki: czarną i zieloną. Tylko dwie krople, pamiętajcie.Podał fiolki najbliżej stojącym skrzydlatym.Wyciągnęli korki, wylali odrobinę pły-nu na dłonie i przetarli czoła.Drago zachłysnął się oddechem.Aniołowie w mgnieniuoka przeistoczyli się, jeden w Syna Gehenny, drugi w Kruka Zmierci.Oddali buteleczkinastępnym, którzy kolejno zmieniali postać.Lodowaty pot spłynął po karku i plecach Gamerina.Nie miał szans, nawet z zasko-czenia, zabić dwudziestu trzech zbrojnych.Zresztą ci, nawet jeśli nie byli z oddziałówspecjalnych, z całą pewnością nie należeli do nowicjuszy i doskonale wiedzieli, jak siętą bronią posługiwać.Gdyby zaczął teraz strzelać, popełniłby samobójstwo, a to w żaden sposób nie po-mogłoby Szeolitom.Ostrzegawczy brzęczyk w głowie Drago wył w niebogłosy, a ko-mandos mógł tylko bezsilnie zaciskać pięści.Wreszcie buteleczki powróciły do rąk smagłego szefa, który przeistoczył się w ro-słego oficera Kruków.243Muszę znalezć jakiś sposób, żeby zawiadomić oddział, myślał gorączkowo Drago.Ale żadna z kłębiących się myśli nie podsuwała wykonalnego sposobu.Dowódca przemienionych najemników taksował wzrokiem swoich nowych pod-władnych. Przysuńcie się bliżej nakazał.Posłusznie zbili się w ciasną grupę. Moc! zawołał, unosząc w górę mały, bury przedmiot, którego Drago nie byłw stanie rozpoznać.W tym momencie wszyscy znikli. Szlag! jęknął Gamerin.Z rozpaczą grzmotnął pięścią w poszycie.Przenieślisię za pomocą skrawka latającego dywanu, cennego magicznego przedmiotu, dostęp-nego wyłącznie dla najwyższej klasy magów.Mogą się teraz znalezć wszędzie, gdziezechcą.Porwał się na nogi.Schwycił kryształ z okiem smoka i spróbował go uruchomić.Urządzenie, drgnąwszy słabo, natychmiast zamarło.Gamerina ogarnęła rozpacz.Namacał w kieszeni klucz Remuela i pędem pognał w stronę bariery.Uderzył w niącałym ciężarem z takim efektem, jakby grzmotnął w kamienną ścianę.Spróbował jesz-244cze raz.Potem kolejny.I następny.Oszalały z wściekłości i rozpaczy tłukł zapamiętaleo barierę, która pozostawała nienaruszona.W końcu osunął się po niej zlany potem, zezmęczenia nie mogąc złapać tchu.Poobijane ręce powoli zaczynały puchnąć.Drago zadarł głowę, zmierzył nienawistnym spojrzeniem błękitną kopułę nad sobą.Wstał, nabrał głęboko powietrza i spróbował wzbić się w górę.Wykonał jakiś dziwacz-ny podskok, lądując ciężko na kolanach.Pozbierał się, wyciągnął dłonie i począł wodzićpalcami po niewidzialnej powierzchni bariery.Uginała się leciutko, pozwalając zagłębićw sobie palec na niecały centymetr.Potem stawała się twarda jak stal.Drago westchnął.Machając rozpaczliwie jednym skrzydłem, spróbował podjąć wspinaczkę po gładkiej,magicznej ścianie.Było jeszcze trudniej, niż się obawiał.Już po paru metrach poczułrwący ból w dłoniach, serce waliło mu jak szalone, pot zalewał oczy.W pewnej chwilinie znalazł oparcia dla nóg, palce też zaczęły się ślizgać i Gamerin runął w dół.Trzasnąło ziemię z taką siłą, aż zadzwoniło mu w uszach.Przez chwilę siedział oszołomiony,wreszcie wstał, zacisnął zęby i ponownie zaczął się wspinać.Las szumiał, zajęty swoimi sprawami, nie zwracając uwagi na drobną, szczupłą po-stać, niezmordowanie pokonującą niewidzialną ścianę.245* * * Ssss szepnął Tafti.Zamarli. Jak tam z przodu? Czysto. Słyszeliście coś?Przecząco potrząsnęli głowami. Idziemy rozkazał Tafti.Czuł niejasny niepokój, jakieś przeczucie katastrofy, którego nie umiał zwalczyć.Wszystko przebiegało zgodnie z planem, lecz wciąż miał wrażenie, że coś przeoczył.Za stary jestem na akcje, czy co? zastanawiał się.Rzucił jeszcze jedno posępnespojrzenie w głąb lasu i ruszył.Przysunął się do niego Erel. Gdzie mamy spotkać sukinsynów Kruków? Gdzieś tutaj. Nie widać ich.Może stchórzyli?246 Tym lepiej mruknął Tafti. A ty zamknij dziób.Mówiłem, nie robić zbęd-nego hałasu.Erel zamilkł.* * *Drago, półprzytomny ze zmęczenia, opadł ciężko po drugiej stronie bariery.Bolał gokażdy najdrobniejszy mięsień.Spod paskudnie połamanych paznokci sączyła się krew.Komandos dzwignął się na czworaki, potrząsnął głową, żeby rozproszyć tańczące,czerwone plamy.Wstał z trudem, popatrzył z nienawiścią na las i kulejąc, powlókł sięszukać śladów oddziału.* * *Mirael oberwał pierwszy, bo szedł na szpicy.Zdążył usłyszeć wizg pocisku i zapaśćw ciemność.Zwalił się pod nogi kolegów. Co to, kurwa, jest! wrzasnął Erel, a jego okrzyk przeszedł w jęk, gdy kularozdarła mu udo.247 Na ziemię! Kryć się! krzyknął Tafti.Między pniami drzew mignął czarnymundur. To Kruki! ryknął ktoś głosem wibrującym furią. Pieprzeni zdrajcy! Zabić skurwieli! podniósł się wrzask. Strzelać! rozkazał Tafti, ale broń Szeolitów plunęła ogniem, jeszcze zanimzdążył wydać komendę.Kule śmigały, drąc liście, huk zagłuszał rozpaczliwy świergot przerażonych ptaków,które zerwały się do lotu, podobne do garści rozsypanych po niebie okruchów.Strzela-nina ucichła, gdy komandosi zorientowali się, że nikt nie odpowiada na ich ogień. Uciekają! wrzasnął triumfalnie Remuel. Za nimi, chłopcy! Taftiego ogarnęło niebywałe podniecenie.Przestał myśleć.Chciał walczyć.Chciał krwi znienawidzonych Harab Serafel i znów, po latach, mógł jejupuścić. Dorwać drani!Komandosi biegli przez las.248* * *Wysoki, szpetny Kruk zatrzymał się.Jego przenikliwe spojrzenie badało zielonygąszcz zarośli. Nikogo nie ma mruknął.Oficer Harab, wielki Głębianin z kwadratową szczęką, wzruszył ramionami. Nie będziemy czekać.Naprzód. Tak, panie.Milczący oddział poruszał się równo jak za pociągnięciem drutu.Ubrani na czarnożołnierze przypominali kolumnę maszerujących mrówek.Odzyskamy tę ich cudowną księgę, a potem ciśniemy ją Baalowi pod nogi, pomyślałoficer z pogardą.A przy okazji splądrujemy posiadłość tej pierzastej glisty.I możenawet kilka sąsiednich.Szpetny zwiadowca uniósł głowę. Słyszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]