[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzyła oczy, lecz widziała niewiele.Na dworze było jasno, w pokoju paliło się światło, a przed nią falował rozmazany kształt aparatu telefonicznego.Nie, nie zamawiała budzenia.Zastanawiała się nad tym przez chwilę i z całą pewnością stwierdziła: nie było żadnego budzenia! Usiadła na krawędzi łóżka i przetarła oczy.Te­lefon dzwonił bez przerwy.Pięć, dziesięć, piętnaście, dwa­dzieścia razy.Ktoś nie dawał za wygraną.Może to po­myłka.Powinien już dać sobie spokój.Nie, to nie była pomyłka.Dziewczyna potrząsnęła głową i stanęła nad aparatem.Oprócz recepcjonisty - może rów­nież jego szefa - i kelnera nikt z obsługi hotelowej nie miał prawa wiedzieć, że mieszka w tym pokoju.Zamawiała jedzenie i to wszystko.Do nikogo nie dzwoniła.Telefon umilkł.A więc pomyłka! Gdy weszła do ła­zienki, rozdzwonił się znowu.Zaczęła liczyć.Po czterna­stym sygnale podniosła słuchawkę.- Tak?- Darby! Mówi Gavin Verheek.Nic ci się nie stało?Usiadła na łóżku.- Skąd masz ten numer?- Mamy swoje sposoby.Czy.- Zaczekaj, Gavin! Nie tak szybko.Muszę pomyśleć.Karta kredytowa! Tak?- Tak, karta kredytowa.Plastikowy ślad.Pracuję w FBI, Darby.Biuro wiele może.- Więc tamci też mogą mnie znaleźć.- Niewykluczone.Zatrzymuj się w małych hotelikach i płać gotówką.Poczuła ukłucie w żołądku.Ból był tak silny, że opadła na łóżko.A więc to takie proste! Plastikowy ślad.Chryste, przecież mogli ją dopaść tej nocy! I zabić przez ten cho­lerny plastik!- Darby, jesteś tam?- Tak.- Zerknęła na drzwi, sprawdzając, czy rygle są zasunięte.- Jestem.- Nic ci nie grozi?- Tak mi się wydawało.- Słuchaj, mam wieści: jutro o trzeciej uniwersytet or­ganizuje uroczystości żałobne, potem pogrzeb w mieście.Rozmawiałem z bratem Thomasa.Rodzina chce, żebym niósł trumnę.Przylatuję wieczorem do Nowego Orleanu.Uważam, że powinniśmy się spotkać.- Dlaczego?- Musisz mi zaufać, Darby.Twoje życie wisi na włosku!- O co chodzi facetom z Biura?Pauza.- Co masz na myśli?- Co powiedział dyrektor Voyles?- Nie rozmawiałem z nim.- Wydawało mi się, że jesteś jego radcą prawnym, jeśli u was to cokolwiek znaczy.Co się dzieje, Gavin?- Na razie Biuro nie podejmuje żadnych czynności.- Co to znaczy? Odpowiedz!- Musimy się spotkać.Wtedy ci wytłumaczę.Nie chcę rozmawiać o tym przez telefon.- Świetnie cię słyszę, a na spotkanie nie licz.Więc wy­duś to z siebie, Gavin.- Dlaczego mi nie ufasz? - spytał urażony.- Odkładam słuchawkę.Nie podoba mi się to.Jeśli wy wiecie, gdzie jestem, to niewykluczone, że w holu już ktoś na mnie czeka.- To nonsens, Darby.Rusz głową, dziewczyno! Mam twój numer od godziny, a przez tę godzinę nic ci się nie stało! Dzwonię do ciebie i zapewniam, że jesteśmy po two­jej stronie.Przysięgam, Darby.Rozważała jego słowa.Rzeczywiście, był w nich jakiś sens, ale za łatwo ją odnaleźli.- Dobra, słucham.Nie rozmawiałeś z dyrektorem, ale za to FBI nie podejmuje na razie żadnych czynności.I to wszystko.Dlaczego?- Nie wiem, Darby.Voyles postanowił wczoraj wycofać raport “Pelikana”.Polecił odstąpić od śledztwa.Tylko tyle mogę ci powiedzieć.- To niewiele.Czy Voyles wie o Thomasie? Czy orien­tuje się, że powinnam nie żyć, bo napisałam ten raport? Czy ktoś wspomniał mu o tym, że po upływie czterdziestu ośmiu godzin od chwili, gdy Callahan przekazał raport w twoje ręce, ręce starego kumpla, dokonano zamachu na nasze życie? Czy on wie o tym wszystkim?- Nie sądzę.- To znaczy, że nie wie, prawda?- Tak, to znaczy, że nie wie.- Posłuchaj: czy według ciebie zabito Thomasa z po­wodu raportu?- Zapewne.- To znaczy, że tak, prawda?- Owszem.- Dzięki.Jeśli Thomas został zamordowany z powodu raportu, to wiemy, kto to zrobił.A jeśli wiemy, kto zabił Thomasa, wiemy również, kto zamordował Rosenberga i Jensena.Zgadza się?Verheek zawahał się.- Odpowiedz, do cholery! - warknęła Darby.- Prawdopodobnie.- Świetnie.W ustach prawnika prawdopodobnie oznacza: tak.Wiem, że nie możesz powiedzieć więcej.Mamy więc stuprocentowo pewne prawdopodobień­stwo, a ty mówisz mi, że FBI rezygnuje ze śledztwa w sprawie mojego podejrzanego!- Uspokój się, Darby.Spotkajmy się wieczorem i po­rozmawiajmy o tym.Mogę ocalić ci życie.Ostrożnie wsunęła słuchawkę pod poduszkę i poszła do łazienki.Umyła zęby i wyszczotkowała włosy, a potem wrzuciła wszystkie przybory toaletowe i ubrania do nowej płóciennej torby.Wciągnęła bluzę, założyła czapkę i ciem­ne okulary, po czym cicho zamknęła za sobą drzwi.Ko­rytarz był pusty.Wspięła się schodami na szesnaste piętro, zjechała windą na dziewiąte, a potem spokojnie zeszła na dół.Foyer wydawało się puste.Drzwi wyjściowe znajdo­wały się obok toalet, i Darby zniknęła w pomieszczeniu dla pań.Weszła do kabiny, zamknęła drzwi i odczekała chwilę.Piątkowy ranek był chłodny, a w Dzielnicy Francuskiej w przejrzystym powietrzu nie unosił się, o dziwo, trwały zapach jedzenia i grzechu.O ósmej wszyscy tu jeszcze śpią.Przeszła kilka przecznic, żeby zebrać myśli i zapla­nować dzień.Na Dumaine, niedaleko placu Jacksona, za­uważyła mały bar kawowy, który widziała już wcześniej.W środku było niemal pusto, a w głębi wisiały automaty telefoniczne.Nalała sobie gęstej kawy i zajęła stolik obok telefonów.Tutaj mogła rozmawiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl