[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tym zdarzeniu Edward gwałtownie podupadł na zdrowiu.Nie odwiedził mnie ponownie, lecz ja codziennie bywałem u niego.Siedział zwykle w swej bibliotece, patrząc tępo w przestrzeń lub zdawał się czegoś z przejęciem nasłuchiwać.Czasami mówił z sensem, zwykle jednak na banalne tematy.Byle wzmianka o jego problemach, planach na przyszłość lub Asenath przyprawiała go o wściekłość.Kamerdyner powiedział, że nocami miewał przerażające ataki, i lękał się o zdrowie swego pana.Odbyłem długie rozmowy z jego lekarzem, bankierem i prawnikiem i w końcu ten pierwszy złożył mu wizytę wraz z dwoma specjalistami, kolegami po fachu.Po pierwszych kilku pytaniach przyjaciel mój dostał gwałtownych spazmów - wyglądał przy tym żałośnie - i jeszcze tego wieczoru zamkniętą karetką przewieziono wijącego się okrutnie nieszczęśnika do zakładu dla obłąkanych.Przydzielono mi opiekę nad nim i dwa razy w tygodniu dzwoniłem do niego, by niemal wybuchnąć płaczem na dźwięk jego dzikich wrzasków, przeraźliwych szeptów i uporczywego, syczącego powtarzania zdań w rodzaju: - Musiałem to zrobić.tam, na dole.na dole, w ciemnościach.Matko! Matko! Dań! Ocal mnie.ocal mnie.Nikt nie potrafił stwierdzić, jakie były szansę na jego wyzdrowienie, lecz ja nie traciłem nadziei.Po wyjściu z zakładu Edward musiał mieć odpowiedni dla siebie dom, toteż przeniosłem jego służbę do posesji Derbych, co z pewnością uczyniłby, będąc przy zdrowych zmysłach.Nie potrafiłem podjąć decyzji, co zrobić z domem Crowninshieldów, ze znajdującymi się w nim zbiorami i mnóstwem najróżniejszych, służących Bóg wie czemu sprzętów, toteż pozostawiłem go, polecając służbie sprzątać raz na tydzień w tamtejszych pokojach, a palaczowi, by w tych dniach rozpalał w piecu.Ostatni koszmar wydarzył się przed świętem Matki Boskiej Gromnicznej, poprzedzony, o okrutna ironio, fałszywym promykiem nadziei.Pewnego styczniowego poranka zadzwoniono z zakładu, by donieść mi, że Edward niespodziewanie ozdrawiał.Powiedziano mi przy tym, że cierpi co prawda na zaburzenia pamięci, lecz mogę być pewien, iż całkowicie odzyskał zmysły.Naturalnie muszą jeszcze zatrzymać go na pewien czas na obserwacji, lecz nie powinienem lękać się co do wyników badań.Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, powinien zostać wypisany do domu w przeciągu tygodnia.Pospieszyłem tam w przypływie nagłej radości, lecz stanąłem jak wryty, gdy pielęgniarka zaprowadziła mnie do pokoju Edwarda.Pacjent wstał, by się ze mną przywitać, wyciągając prawą dłoń, na jego ustach zaś wykwitł przyjazny uśmiech; natychmiast jednak zorientowałem się, iż w ciele mego przyjaciela tkwi ta sama, znana mi już, pełna osobliwej energii i witalności jaźń, zupełnie obca jego prawdziwej naturze, zimna, zuchwała jaźń, która kilkakrotnie już przepełniła mą duszę zgrozą i która w przekonaniu Edwarda była wypierającą jego własną osobowość duszą istoty znanej pod imieniem Asenath.Ujrzałem te same gorejące oczy, charaktery styczną cechę wyglądu Asenath i starego Ephraima, te same zacięte usta, a kiedy przemówił, w jego głosie usłyszałem nutę tej samej posępnej, przenikliwej ironii, tak głębokiej, że niosącej w sobie zapowiedź potencjalnego zła.To ta osoba prowadziła mój wóz w nocy, przed pięcioma miesiącami.Nie widziałem jej od tamtej krótkiej wizyty, gdy rzekomo przez zapomnienie nie posłużyła się, dzwoniąc do mych drzwi, znajomym, charakterystycznym sygnałem i gdy obudziła we mnie tak wiele mglistych, niesprecyzowanych bliżej lęków.by teraz, ponownie, wzbudzić w mym sercu mroczne uczucie obcowania z czymś złym i plugawym, jakimś nienazwanym kosmicznym okropieństwem.Mówił z ożywieniem o warunkach uwolnienia, którego spodziewał się niebawem, ja natomiast mogłem jedynie wyrazić na to zgodę, gdyż pacjent poza niewielkimi lukami w pamięci wydawał się w pełni zdrów.Niemniej jednak czułem, że coś było nie tak, i to nawet bardzo, byłem o tym przekonany.Ta istota miała w sobie coś przeraźliwego, roztaczała wokoło aurę grozy, której przyczyn nie potrafiłem zidentyfikować.Była to osoba zdrowa psychicznie, lecz czy była również Edwardem Derbym, którego znałem? A jeśli nie, to kim lub czym było to coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]