[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawsze słucham rad Jonasza.Przede wszystkim dlatego, że zna się na rzeczy.- Byłabardzo opanowana, jedynie w jej bursztynowych oczach migotały niebezpieczne błyski.Ztrudem porzuciła temat i odwróciła się do siostry.- Z pewnością chcecie udać się naspoczynek.Przygotowaliśmy dla was te sypialnie, co zawsze.George a i Horatię umieściłamw dziecinnym pokoju.Thomas otworzył usta, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale najwyrazniej rozmyślił się,widząc zaciętą minę Claudii.Wstał i ofiarowując żonie ramię dostojnie wyszedł z pokoju.Claudia z powrotem usiadła na kanapie.- Cioteczko.Coś mi się zdaje, że pewnego dnia zrobię temu człowiekowi coś złego.- Chętnie bym ci w tym pomogła, kochanie.- Panna Melksham impulsywnie objęłasiostrzenicę.- Niestety to twój krewny.A w każdym razie mąż twojej krewnej.Claudia mruknęła coś nieprzychylnego.Rose była jej jedyną siostrą, na dodatek starszą odziewięć lat.Zawsze jednak traktowała ją jak ciotkę.I to ciotkę, która różniła się od niej Jakwoda od ognia.Jeżeli Claudia była nieujarzmiona i uparta, Rose była zgodna i łagodna.Claudia, wieczna buntowniczka, Przysięgała, że nigdy nie zgodzi się, by wybierano jej męża.w wieku osiemnastu lat zarumieniona ze szczęścia Rose wyszła ssą mąż za właścicielaziemskiego, którego wybrał dla niej ojciec.Były i inne, już nie tak znaczne różnice.Claudiauwielbiała książki; Rose nie czytała ich w ogóle, z wyjątkiem poradników gospodarstwadomowego od czasu do czasu.Claudia uwielbiała długie przechadzki po ukwieconychdolinach dopiero co zmytych deszczem; Rose protestowała, przerażona perspektywązmoczenia nóg.Takie wyliczanie mogłoby trwać w nieskończoność, ale Claudia wolała sięnad tym nie rozwodzić.Oczywiście, bardzo kochała siostrę, lecz czasem trudno było jej o tym pamiętać.Uśmiechnęła się do ciotki i wstała.- Natomiast pani jest moją ukochaną krewną, panno Augusto Melksham.Co dzień dziękujęOpatrzności, że jesteś tu ze mną.Panna Melksham zaczerwieniła się jak podlotek i upomniawszy siostrzenicę, by nie byłagąską, wyszła.Reszta dnia upłynęła we względnym spokoju.Zgodnie z obietnicą Claudia zabrała paniczaGeorge a i Horatię, która też chciała koniecznie iść z nimi, do stajni na podziwianie Goblina.Ta wyprawa zakończyła się dość niespodziewanie interwencją Jonasza, gdy chłopiec zażądałprzejażdżki na małym koniku.Gdy stary koniuszy wynosił chłopca pod pachą ze stajni,dzieciak darł się wniebogłosy, co natychmiast sprowadziło na dziedziniec jego matkę.Ta,zatrzymawszy się na skraju warzywnika, napadła najpierw na Jonasza, a potem nakrzyczała naClaudię za to, że dopuściła do tak haniebnego potraktowania jej ukochanego dziecięcia.W tymmomencie Horatia, domagając się uwagi otoczenia, wydała z siebie dziki ryk.Gdy Thomas,czy to z powodu udanej głuchoty, czy też całkowitego braku zainteresowania, nie pojawił sięna scenie i nie wsparł Rose w jej wrzaskach - ta bardzo szybko ograniczyła się jedynie dogniewnych szlochów.W końcu nawet George i jego milutka siostrzyczka przestali wrzeszczeć.Claudia, jak mogła najszybciej, uciekła do swojego pokoju.Gdy tego wieczora weszła do jadalni, jej oczy natychmiast powędrowały do Jema, po czymrównie szybko do Thomasa, który właśnie zbliżał się do krzesła u szczytu stołu.To, że podczaswizyt szwagier zawsze zajmował jej miejsce, doprowadzało Claudię do szału.%7łeby niewywoływać niepotrzebnych kłótni w rodzinie, nie zwracała mu uwagi, jednak tym razem Jembył pierwszy.Położył dłonie na oparciu krzesła, tym samym dając Thomasowi do zrozumienia,że nie powinien go zajmować, i poczekał, aż Claudia podejdzie.Pomógł jej usiąść, po czymodsunął krzesło dla Thomasa, po prawej ręce pani domu.Thomas wyraznie poczerwieniał, alenic nie powiedział.Z miną urażonej godności usiadł na zaoferowanym mu miejscu.Dalej wszystko przebiegało; już gładko.Claudia była zaskoczona, ile splendoru JemJanuary nadaje kolacji.Najwyrazniej zmusił Lucasa do odgrywania roli służącego - młodyczłowiek wnosił dania na srebrnych tacach i sprzątał puste talerze.Jem natomiast podawałwszystkie dania po kolei, obchodząc stół z ogromną godnością.Zdawać się mogło, żeprzedstawia towarzystwu kolekcję rodowych klejnotów.Claudia cały czas wyczuwała jego obecność - każdy ruch.Powtarzała sobie, że szczególneożywienie, które przy nim czuje, wynika z zaniepokojenia jego dziwnymi planami.- Ta zupa jest doskonała - zauważyła Rose tonem urażonego zdziwienia.- Tak, nasza kucharka jest znana z tego, że przyrządza zupę Vichy.- To mogłoby nawet byćprawdą, tyle że jeszcze nigdy nie przygotowywała jej dla żadnego Carstairsa.Claudiaspojrzała z ukosa na Jema stojącego przy drzwiach.Podejrzewała, że to on, a nie ciociaAugusta, wydał służbie polecenie przygotowania tej wspaniałej uczty.Wdychała zapachświeżych kwiatów, którymi udekorowany był stół.Dłoń Claudii zawisła na moment w powietrzu.Jak zwykle, gdy myślała o Jemie Januarym -czy też może raczej Standishu - przychodziło jej do głowy jedno pytanie: dlaczego? Jakiemiało dla niego znaczenie, czy Thomas i Rose Reddingerowie jedzą na obiad zupę Vichy, czyteż zwykły rosół? Czyżby uważał, że w jego dawnym domu powinien gościć splendor idostatek? Zaryzykowała jeszcze jedno spojrzenie w zacieniony kąt pokoju, lecz na twarzymłodego kamerdynera nie znalazła żadnej odpowiedzi.Jem zauważył jej spojrzenie.Zastanowił się, czym też mogło być spowodowane.Cały dzieńmłoda wdowa dziwnie mu się przyglądała.W każdym razie patrzyła na niego co chwila bezżadnego wyraznego powodu.On też obserwował ją z uwagą.Podobało mu się wdzięczneprzechylenie jej głowy, gdy rozmawiała uprzejmie z Thomasem Reddingerem.Boże drogi, cóżto był za napuszony paw! I chyba najbardziej chciwy padalec, jakiego kiedykolwiek widział -a widział ich w życiu już sporo.Jeżeli chodzi o pozostałych gości, to Rose Reddinger była taknijaka, że trudno było ją opisać w oderwaniu od otoczenia.Natomiast Fletcher Botsfordwyglądał na tyle podejrzanie, że każdy rozsądny człowiek przed zawarciem z nimjakiejkolwiek znajomości dwa razy by się zastanowił.Botsford siedział po lewej ręce panny Melksham, lecz równie dobrze starsza damamogłaby dla niego nie istnieć.Podczas całej kolacji nie odezwał się do niej ani słowem.Jegolekko wyłupiaste oczy skierowane były tylko na panią domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]