[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy skończył, powstał, zarzucił na ramiona władcy surową, ociekającą krwią skórę jego ofiary, i przewiązał ją rzemieniem biegnącym wokół szyi Toikelli.Głowa zwierzęcia, nadal przytwierdzona do skóry, zwisała królowi na plecach, wpatrując się w niebo nieruchomymi, szklanymi oczami.To, co nastąpiło potem, zszokowało nawet kogoś tak przyzwyczajonego do rozlewu krwi i polowań jak Harpirias.Toikella wzniósł czarną flaszę ku niebu, ofiarowując jej zawartość czterem stronom świata, opróżnił ją kilkoma haustami, po czym ukląkł i zjadł czerwone parujące serce.Coś, co najprawdopodobniej było wątrobą, ofiarował Mankhelmowi; kapłan odgryzł kawałek, resztę zaś położył na płaskim kamieniu, zapewne wybranym na ołtarz.To, co pozostało ze ścierwa, władca podzielił między swych ludzi.krwawy kawałek trafił się także i Harpiriasowi.Harpirias tępo wpatrywał się w mięso.- Weź je książę - szepnął Korinaam.-1 zjedz!- Przecież jest surowe!Metamorf obrzucił go płomiennym spojrzeniem.- Zaproszono cię, panie, do wzięcia udziału w jednym z najświętszych rytuałów tego ludu.być może nawet najświętszym! To wielki zaszczyt.Weź je! Zjedz!Harpirias ponuro skinął głową.No, Tembidacie, pomyślał, to cię będzie drogo kosztowało!Mięso było twarde, żylaste.Miało smak padliny.Jakimś cudem Harpiriasowi udało się je przełknąć, choć niemal zwymiotował.Toikella obserwował go z wyraźnym zainteresowaniem, a kiedy poseł spełnił swój obowiązek, radośnie klepnął go w plecy.Sługom Harpiriasa oszczędzono zaszczytu brania udziału w świętej ofierze.Nie sprawiali wrażenia urażonych.Potem przyszła kolej na śpiewy oraz uroczyste spalenie nie dojedzonego mięsa.To, co z niego zostało, rzucono w najbliższą skalną szczelinę.Król powiedział kilka słów do swych ludzi, a ci natychmiast rozpoczęli pakowanie myśliwskiego wyposażenia.- Czy to wszystko? - zdumiał się Harpirias.- Czy to koniec polowania?- Tak zarządził król - odparł Metamorf.- Toikella nie ma już zamiaru ścigać hajbaraka.Święto letniego polowania właśnie dobiegło końca.- Niepokoją go te istoty? Te tańczące na skałach? To dlatego zakończył polowanie?- Bardzo możliwe.- Kim oni byli, Korinaamie? Kim oni byli?- Nie mam najmniejszego pojęcia - odparł Korinaam zdławionym głosem.Pytanie to wydawało się sprawiać mu fizyczny ból.- Och, wygląda na to, że jesteśmy już gotowi do drogi.Schodzimy do wioski.- Teraz? Przecież jest już prawie ciemno?- Nic nie szkodzi, zdaje mi się, że zaraz ruszamy.Co do tego nie mogło być najmniejszych wątpliwości.Toikella, nadal odziany w świeżo zdjętą skórę, wyprzedził resztę grupy; oddalał się w kierunku prowadzącej do wioski drogi.Harpirias nie miał wyboru, poszedł więc ze wszystkimi, choć rzeczywiście zapadał zmrok, a nocne zejście zalodzoną i kamienistą ścieżką wydawało mu się wielce niebezpieczne.Czy w ogóle dotrą na miejsce przed zmrokiem? Czy może będą się błąkać po skalistym płaskowyżu, nie wiedząc nawet, czy idą we właściwym kierunku?Przyspieszył kroku, by zrównać się z maszerującymi szybko Othinorczykami.Szli w milczeniu; nie wymienili między sobą ani jednego słowa.Król był ponury, toteż jego poddani obchodzili go szerokim łukiem.Polowanie z pewnością nie zakończyło się zgodnie z oczekiwaniami, chociaż Toikella chyba postanowił uznać je za sukces.Samo zejście w świetle jednego księżyca okazało się powolne i męczące.Ścieżki praktycznie nie było widać; Toikella odnalazł ją i wybrał wśród wielu fałszywych zejść, posługując się najwyraźniej jedynie instynktem.W środku nocy zerwał się lodowaty wiatr, wiał im w plecy od szczytu ściany.Harpirias miał nieodparte wrażenie, że jego podmuchy są wystarczająco silne, by zdmuchnąć wędrowców ze ścieżki wprost na skały -ich ciała spadłyby wówczas na placyk niczym zmasakrowane cielska hajbaraków.Zadrżał, zgarbił się i począł iść z przesadną ostrożnością, macając grunt stopami.Zeszli ze ściany o świcie.Zmordowany nocną wędrówką Harpirias wrócił do swojej kwatery i natychmiast zagrzebał się w futrach.Zasypiając, zastanawiał się, cóż to były za stworzenia tam, na górze, tak wyraźnie kpiące sobie z władcy Othinoru.Z pewnością to one zabiły święte królewskie hajbaraki i zepchnęły je ze skał do wioski.Działo się coś bardzo dziwnego.ale co?Nie znał odpowiedzi na to pytanie.Nie znał sposobu na odkrycie tajemnic ukrywanych przez gospodarzy.Harpirias nie przestał drżeć, nawet przykryty futrami.Przez lodowe ściany słabo słyszał głosy budzącej się do życia wioski, jednak ani hałasy, ani mróz nie niepokoiły go długo.Był śmiertelnie zmęczony.Podciągnął kolana pod brodę, zamknął oczy i w ciągu kilku minut zapadł w głęboki sen, przypominający spadanie w studnię.12Natychmiast po powrocie z polowania Harpirias stanowczo postanowił opanować othinorski.Za wiele działo się w wiosce rzeczy, które nadal pozostawały dla niego niezrozumiałe, a jedyny tłumacz wyprawy okazał się niegodny zaufania.Musi nauczyć się samodzielnie rozmawiać z tubylcami.jeśli tylko poznanie tajników ich języka leży w zasięgu jego możliwości.Nigdy jeszcze nie stanął przed tego rodzaju problemem.Majipoorski rozpowszechniony był na całej planecie, z wyjątkiem tego górskiego państewka, książęta Góry nie musieli więc marnować czasu na naukę, powiedzmy, Vroońskiego, skandarskiego, liimeńskiego czy innego języka mniejszości rasowych.Ivla Yevikenik robiła wszystko, by mu pomóc.Dla niej było to coś w rodzaju zabawy, kolejna rozrywka wypełniająca czas, którego nie spędzali zagrzebani w futrach.Podczas lekcji śmiała się jak dziecko; Harpirias szybko zdał sobie sprawę, że choć miała ciało kobiety, w rzeczywistości była zaledwie dziewczynką - i to dziewczynką wyjątkowo nieskomplikowaną.Być może zresztą traktowała go jako lalką naturalnej wielkości, wspaniałą zabawką, prezent od ojca, a naukę języka wyłącznie jako jeszcze jedną formę zabawy z lalką.Początkowo postępy Harpiriasa nie były imponujące.Wprawdzie pewnych podstawowych pojęć Ivla nauczyła go szybko, na przykład nie sprawiło mu najmniejszych trudności opanowanie słówek, których znaczenie można było pokazać, takich jak “ręka”, “usta”, “oko”, okazała się jednak bezradna, gdy doszło do spraw nieco bardziej skomplikowanych, choć w końcu i z tym sobie poradzili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]