[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem możecie odlecieć.- A ty po prostu pozwolisz nam się oddalić, nie niepokojąc nas?- Mam opcję umożliwiającą sklasyfikowanie was jako dobrożycie, jeśli pójdziecie mi na rękę.Porzućcie jednostkę, a przysłużycie mi się.Sklasyfikuję was jako dobrożycie.Potem pozwolę wam lecieć i nie będę was nękać.- Nie mamy sposobu, żeby się dowiedzieć, czy dotrzymasz obietnicy.- To prawda.Jednak alternatywą jest pewna śmierć, a jeśli tylko rozważycie moje rozmiary i oczywistą naturę niej misji, zdacie sobie sprawę, że wasze kilka istnień nie ma w porównaniu z tym żadnego znaczenia.- Przedstawiłeś swoje stanowisko.Ale nie mogę dać ci natychmiast odpowiedzi.Musimy dokładnie rozpatrzyć twoją ofertę.- To zrozumiałe.Porozmawiam znów z tobą za godzinę.Transmisja dobiegła końca.Wadę zdał sobie sprawę, że drży.Poszukał krzesła i osunął się na nie.Juna wpatrywała się w niego.- Znasz jakieś dobre zaklęcia voodoo?Pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego przelotnie.- Bardzo dobrze to przeprowadziłeś.- Nie.To było tak, jakbym posługiwał się scenariuszem.Nic innego nie mogłem zrobić.I wciąż nie mogę.- Przynajmniej zyskałeś dla nas trochę czasu.Ciekawe, dlaczego on tak bardzo tego chce? - Wtedy jej oczy się zwęziły.Zacisnęła usta.- Możesz pokazać mi tego berserkera? - zapytała nagle.- Jasne.- Wstał i przeszedł do pulpitu.- Skoczę tylko do drugiego komputera i wprowadzę to na ten ekran.Po kilku chwilach zawisł przed nimi obraz śmiercionośnej maszyny.Przyciskając klawisze, wywołał legendę i wyświetliły się wszystkie szczegółowe dane techniczne, które zdołało ustalić wyposażenie jego statku.Badała dane przez jakąś minutę, przesuwając legendę.- Kłamał.- W jakich sprawach? - zapytał.- Tutaj, tutaj i tutaj - stwierdziła, wskazując na elementy przedniej części berserkera.- I tutaj.- Pokazała część legendy zajmującą się oceną uzbrojenia.Dorphy i MacFarland weszli do kabiny, gdy mówiła.- Kłamał, kiedy powiedział, że dysponuje tylko skomplikowanym uzbrojeniem i jest zbyt silny, by sobie z nami poradzić.Te elementy wyglądają na stanowiska broni małokalibrowej.- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.- Prawdopodobnie jest zdolny do bardzo wybiórczego strzelania: wysoka dokładność, minimalne zniszczenia.Powinien móc zniszczyć nas w taki sposób, że artefakt z dużym prawdopodobieństwem pozostałby nietknięty.- Dlaczego miałby kłamać? - spytał Wadę.- Zastanawiam się.- powiedziała.Znów gryzła kciuk.MacFarland odchrząknął.- Słyszeliśmy całą wymianę zdań i rozmawialiśmy o tym - zaczął.Wadę odwrócił głowę i spojrzał na niego.- Tak?- Myślimy, że powinniśmy dać mu to, czego chce, i spadać stąd.- Wierzycie temu pieprzeniu o dobrożyciu? Sprzątnie nas, gdy będziemy odlatywać.- Nie sądzę - powiedział.- Jest mnóstwo precedensów.Rzeczywiście mają opcję umożliwiającą sklasyfikowanie ciebie w ten sposób i zawierają taką umowę, jeśli naprawdę czegoś chcą.- Dorphy, czy wysłałeś tę wiadomość na Corlano? - zapytał Wadę.Niższy mężczyzna skinął głową.- Dobrze.Jeśli nawet nie ma lepszego powodu, będziemy tu czekać dla dobra Corlano.Minie trochę czasu, zanim dotrą tutaj te mniejsze jednostki, o których mówił.Każda godzina, którą zyskamy, czekając, jest następną godziną pozwalającą im wzmocnić obronę.- Widzę, że.- zaczął Dorphy.-.Jednak nasza śmierć jest pewna, gdy czekanie się skończy - ciągnął za niego MacFarland - a to, jak się wydaje, jest prawdziwe wyjście z tej sytuacji.Współczuję Corlano tak jak ty, lecz nasza śmierć tu nie pomoże.Wiesz, że nie ma tam silnej obrony.Czy kupimy im trochę dodatkowego czasu czy też nie, i tak marnie skończą.- Nie wiesz tego tak naprawdę - powiedział Wadę.- Niektóre na pozór słabe światy odparły w przeszłości bardzo ciężkie ataki.Nawet berserker to powiedział: nasze kilka istnień nie ma znaczenia wobec całego zamieszkanego świata.- Cóż, mówię o tym, co jest bardzo prawdopodobne, a nie przyłączyłem się do tego interesu, żeby zostać męczennikiem.Nie miałem nic przeciwko temu, żeby spróbować szczęścia, narażając się wymiarowi sprawiedliwości, ale nie będę mierzył się ze śmiercią.- Co o tym sądzisz, Dorphy? - spytał Wadę.Dorphy oblizał wargi i odwrócił wzrok.- Jestem z MacFarlandem - powiedział cicho.Wadę odwrócił się w stronę Juny.- Mówię, żebyśmy poczekali - oznajmiła.- Cóż, zatem jest nas dwoje - zauważył Wadę.- Ona nie ma prawa głosu.Jest tylko pasażerką - stwierdził MacFarland.- To także jej życie - odparł Wadę.- Ma coś do powiedzenia.- Nie chce dać mu tej cholernej maszyny! - rzucił MacFarland.- Chce tu siedzieć i bawić się tym, kiedy wszystko stanie w płomieniach! Co ona ma do stracenia? I tak umiera, więc.Wadę warknął i wstał.- Dyskusja skończona.Zostajemy.- Głosów było po równo, co najwyżej.- Obejmuję tu pełne dowództwo i mówię, że tak ma być.MacFarland zaśmiał się.- Pełne dowództwo! To nędzna wyprawa przemytnicza, a nie służba, z której cię wywalono, Wadę.Nie możesz dowodzić zad.Wadę uderzył go dwa razy w żołądek i lewym sierpowym w szczękę.MacFarland upadł, zgiął się wpół i zaczął chwytać powietrze.Wadę przypatrywał się mu, oceniając jego wzrost i wagę.Jeżeli wstanie w ciągu najbliższych dziesięciu sekund, będzie ciężko, stwierdził.Ale MacFarland podniósł rękę tylko po to, by potrzeć swoją szczękę.Powiedział cicho:- Cholera! - Potrząsnął głową, żeby się w niej przejaśniło.- Nie musiałeś tego robić, Wadę.- Myślałem, że muszę.MacFarland wzruszył ramionami i przyklęknął na jedno kolano.- Zgoda, masz swoje dowództwo.Ale wciąż myślę, że robisz duży błąd - stwierdził.- Wezwę cię następnym razem, jak będzie coś do omówienia - oznajmił mu Wadę.Dorphy chciał pomóc wstać leżącemu, ale tęższy mężczyzna odtrącił jego rękę.Wadę spojrzał na Junę.Była bledsza niż zwykle, jej oczy bardziej błyszczały.Stała przed klapą otwartego luku, jakby broniła przejścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]