[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rudi jest jej mężem, więc w jego domu czuje się u siebie.I mniejsza o Tamarę, znów oszołomioną, upokorzoną.To przecież nie wina Marleny, że ta biedaczka wciąż choruje.Czyż nie zrobiła wszystkiego, by ją leczyć? Czyż nie zrobiła wszystkiego dla niej, podobnie jak dla Rudiego,podobnie jak dla Marii? Czyż nie dała córce i jej mężowi swobody działania, kupując dla nich dom, jak powiada, za pieniądze zarobione w pocie czoła? Czyż nie jest wcieleniem hojności, wielkoduszności, bezinteresowności? Hojności — bez wątpienia, a bezinteresowności - to inna rzecz.Najbardziej lubi dzierżyć prym, zawiadywać spektaklem.A jeśli już niemoże być scenarzystką, to chce przynajmniej być animatorką.Yul Brynner uczulił ją na sprawę, która leży mu na sercu - porażenia mózgowego.Maria, nadal zaprzyjaźniona z Yulem, również zaangażowała się w zbieranie funduszy wymagające współudziału licznych gwiazd.Wszystkie wyjdą na arenę Ringling Brothers, Barnum & Bailey Circus naMadison Square, aby dać wielkie przedstawienie.Marlena nie umiałabysię zadowolić rolą jednego z wielu klownów lub objechaniem areny nagrzbiecie słonia.Wielka dama show-biznesu może być wyłącznie gospodynią imprezy.I wywiązuje się z tego znakomicie.W szortach z czarnego jedwabiu, czarnych rajstopach, czarnych botkach na wysokich obcasach,cylindrze, szkarłatnym fraku, białym krawacie i z biczem w dłoni.Bardziej gwiazdorska niż zwykle.Królowa wieczoru.Marlena z krwi i kości, bardziej rzeczywista niż w kinie, które nigdy nie pokaże nam nic więcejniż jej podobiznę.Osiem lat po zakończeniu wojny Marlena jeszcze razbrawurowo dowodzi, że ma smykałkę do widowiska live.Dyrektor „Sahary" w Las Vegas zrozumiał to w mig, skoro proponuje jej recital w swoimMARLENA DIETRICHhotelu.Jednocześnie redaktorzy pewnego magazynu proszą, by napisałaartykuł (dostanie sowite honorarium, o czym nadmienia Erichowi MariiRemarque'owi, którego pisarski talent nigdy nie został tak wysoko wynagrodzony) na temat, w którym — jak sądzą — jest doskonale zorientowana: „Jak być kochaną"; a pewien wydawca zamawia u niej książkę, w której udzielałaby kobietom porad dotyczących urody.Wielu przyjaciół odwodzi Marlenę od eksperymentu z recitalem.Wydaje im się, że to genre niegodny tak wielkiej gwiazdy: w ten sposób naraziłaby się na niebezpieczeństwo, pakując się lwu w paszczę.Chodzibowiem nie tyle o wykonanie swojego numeru w sali widowiskowej,ile o to, by przykuć uwagę publiczności, której spieszno poszastaćpieniędzmi w kasynie.Ale nie znamy dobrze Marleny.Wystarczy wspomnieć o zachowaniu ostrożności, aby pobudzić ją do czynu; wystarczy dać do zrozumienia, że mogłoby jej coś nie wyjść, aby natychmiast postanowiła wykazać, że się mylimy, nie darząc jej zaufaniem.W chwili gdy na deskach sceny i na arenie cyrkowej zyskała aplauz publiczności, gdy kino patrzy na nią niezbyt przychylnym okiem, czuje, że trafiasię okazja przestawienia swojej kariery na inne tory, te z czasów debiutu, dopóki nie odwiodło jej od nich przeznaczenie gwiazdy filmowej —te, które dostarczyły jej najwięcej przyjemności.Hotel „Sahara" w LasVegas to nie Broadway, ale ma w sobie coś z kabaretu, a ona właśnietakie rzeczy lubi.Tak bliski kontakt z publicznością.Udaje się tam, robi wizję lokalną, obchodzi sale, w których występują artyści, odwiedza starą przyjaciółkę Tallulah Bankhead, która sama produkuje się w nocnym klubie i przekonuje ją, że to nic strasznego.Zresztą jeśli Tallulah, mocno już wyniszczona alkoholem, daje sobie radę, nie ma powodu, byMarlenie nie powiodło się jeszcze lepiej.Tak więc podpisuje umowę,zobowiązując się wrócić za pół roku na mniej więcej dwudziestodniowąserię występów.Tymczasem zdąży starannie przygotować dwudziesto-minutowy koncert.Piosenki nie sprawiają jej wiele trudu.Kilka próbi wszystko pójdzie dobrze.Niewątpliwie będzie miała tremę, ale i to jejnie powstrzyma.Nie chce zwykłego recitalu.Pewnie goście hotelu „Sahara" by się tym zadowolili, ale cóż to dla niej za wyzwanie? A tam, gdzie nie ma wyzwania, nie ma artysty.Szczerze zamierza je podjąć, by nie nadarmo się wykosztowali i by udowodnić każdemu, poczynając od siebiesamej, że jest najlepsza.Mogłaby zaprosić widzów do udziału w numerze z odczytywaniemmyśli, którym się popisywała przed wojną z Orsonem Wellesem, a potemMARLENA DIETRICHz Dannym Thomasem wśród żołnierzy, ale szybko porzuca ten pomysł,przekonana argumentem, jaki wysuwają Yul Brynner i Maria: gwiazdanie powinna pospolitować się z publiką, jej siła tkwi w niedostępności.LasVegas cechuje pewna wulgarność, przed którą powinna się bronić, jeślichce pozostać, niezależnie od okoliczności, wielką Marleną.Nie ma więcmowy o music-hallu, który mógłby uprawiać każdy niezły artysta.Chociaż z początku się upiera, szybko pojmuje, co jest dla niej korzystne.Musi być Marleną gwiazdą, która nie zadaje sobie fatygi, aby dostarczyćludziom jakiejś błahej rozrywki, lecz która schodzi majestatycznie, by wywrzeć na nich piorunujące wrażenie.Trzeba zatem wybrać strój.Prosta czarna suknia, w jakiej jej paryska przyjaciółka Piaf, tak oszczędna w gestach, potrafi wstrząsnąć zafascynowaną widownią, nie jest w jej stylu.Ona musi zadziwić zarówno głosem, jak i wyglądem.I pokazać się w olśniewającej toalecie.Aby zrealizować swój pomysł, ucieka się do pomocy Jeana-Louisa,projektanta kostiumów w Columbii.Wybiera obcisłą, przybraną cekinami suknię o identycznym fasonie jak ta, która przyniosła jej rozgłos wśród żołnierzy.Opracowuje ją w wersji bardziej wyrafinowanej: jeszcze bardziejdopasowaną, z niezwykle lekkiego tiulu naciągniętego na spód barwy cielistej, usianego naszywanymi lśniącymi perełkami.Tę suknię, w której wygląda na bardzo skąpo odzianą lub gotową do szybkiego striptizu, zamawia w trzech kolorach.Czarną, białą i złocistą.W ten sposób będzie się przemieniać, zależnie od nastroju, z występu na występ, chociaż przykrywa ten eteryczny strój obszernym futrem, które energicznym ruchem zsuwa z ramion, jakby chciała się go pozbyć, upuszczając na ziemię —a ten gest pozostanie w całej jej karierze scenicznej czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego.W drugiej części spektaklu znów wkłada swój cyrkowy czerwony frak i czarny cylinder, ale szorty zastępuje spodniami.Dwie kreacje, by ukazać dwa oblicza: cudownie kobiecą Marlenę, od stópdo głów glamour, pojawiającą się w pełnym świetle jak Wenus, która wychynęła z mroku kulis; i Marlenę transwestytkę, prowokującą, tryskającą dowcipem.Dwa stroje dla zaznaczenia biseksualizmu, który zawszeumiała wygrywać przed publicznością i który dodatkowo podkreśla jejgłos, od paru lat przytłumiony.Odtąd zwykle dzieli swój show na dwieczęści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]