[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjechała równo z listem.Wyjmowałem akurat kopertę ze skrzynki, kiedy zjawiła się na klatce schodowej.Wysoka, zgrabna dziewczyna z dwiema torbami w rękach, nie poznałem jej w pierwszej chwili.Dobre ciało, ale ubrana trochę po prostacku, pomyślałem taksując Kay katem oka, ciekawe, do kogo przyjeżdża taka dziewczyna, czyżby pierwsza roszada na moim terenie.i dopiero wtedy ją poznałem.Kay upuściła torby i zarzuciła mi ręce na szyję, a ja przytuliłem ją zapominając na chwilę o wszystkim.Siedzieliśmy potem na kanapie, dotykałem jej kolan i dłoni, gładziłem ją po złociście opalonej twarzy i patrzyłem w jej oczy starając się odgadnąć, czy ona także ma coś do ukrycia.Na początku nie musiała wiele mówić, otworzyliśmy list i czytaliśmy go wspólnie, a Kay uzupełniała relację drobnymi uwagami.Tym razem list byt nietknięty.Kay wysłała go w dniu mojej trzeciej wizyty w AMF, kiedy ręka zbrojona w czarny flamaster nie miała już dostępu do naszej korespondencji.Okazało się, że ten Cock to śmieszny siedemdziesięcioletni staruszek, który w czasie pobytu w oazie WODY-DRZEW-PTASZKÓW spróbował przed śmiercią nie tylko przypomnieć sobie dawny kształt Natury, ale i odtworzyć w swym ciele minione porywy.Kay oganiała się jak mogła przed jego bezzębną czułością.W ogóle w tym drugim liście znacznie mniej było Entuzjazmu niż w pierwszym.Kay napisała i powtórzyła to potem z powagą, kiedy siedzieliśmy objęci, że po pierwszym olśnieniu pobyt wśród WODY-DRZEW-PTASZKÓW staje się nudą trudną do wysłowienia.Przemyślnie pozbawiono ich tam udogodnień technicznych, dwudziestoosobowa grupka stłoczona w jakimś małym domku, nazywano go Dworkiem, musiała obywać się bez ciepłej wody, bez telewizji, radia, magnetofonów, wideokaset, telefonów.Ograniczono im także ilość listów, jakie mogli wysyłać do domu w ciągu całego turnusu.Nieznośne było, pisała Kay i powtarzała to samo w dniu powrotu z głową na moich kolonach, że nie mogłam połączyć się z tobą, kiedy chcę, że kiedy chcę, nie mogę zobaczyć twej twarzy.Najpierw wokół Dworku panowała cisza przerywana tylko szumem kilkudziesięciu Drzew i śpiewami Ptaków.Ta cisza zrazu smakowita, po paru dniach tak dzwoniła im w uszach, że chwilami mieli wrażenie, że oszaleją.Chcieli stłumić to piciem, ale oprócz trzech posiłków dziennie i tego do picia, co przywieźli ze sobą, nie mogło w ogóle być mowy o żadnych dodatkowych daniach ani alkoholach.Wszystko to wyglądało na perfidny sposób obrzydzenia im WODY-DRZEW-PTASZKÓW.Chcieli coś obejrzeć, a nawet przeczytać, ale nie było nic do czytania.Z początku wychodzili na spacery między stare i grube drzewa pochylone nad małym stawem, obsługa Dworku nazywała to Parkiem: Park kończył się jednak po kilkudziesięciu krokach, a dalej za ogrodzeniem rozciągała się niezmierzona, płaska jak stół strefa ziemi uprawnej nie zabudowanej aż po horyzont.“Zaczynałam tęsknić już do miejskiego gwaru i do wieżowców,” mówiła Kay, “ale nigdzie nie było ich widać.” Dlatego kiedy w drugim tygodniu ich pobytu wyruszyły skądś na pola hałaśliwe traktory, powitali ten fakt jako interesujące urozmaicenie, które uchroni ich przed czającym się w ciszy obłędem.Później, oczywiście, okazało się, że hałas silników jest co najmniej równie nieznośny jak cisza.W nocy, kiedy już leżeliśmy, kiedy po powitalnych szaleństwach Kay uspokoiła się na chwilę w moich ramionach, musiałem zaraz potem wytrzymać kobiecy test złożony z pytań o to, jak sobie radziłem i czy rzeczywiście cały czas, w każdej sekundzie byłem sam, czy nie urozmaicałem sobie czekania towarzystwem jakiejś innej kobiety? “No wiesz, Kay”, powiedziałem z wyrzutem, a ona niezwykle szybko uznała to za wystarczającą odpowiedź i nie poruszała już tematu, co wydało mi się niepokojące, bo przecież powinienem i właściwie miałem ochotę zadać jej pytanie podobne.Tymczasem Kay zauważyła znienacka, że podobne filtry, jak ten, który kupiłem do kuchni, zainstalowano u nich w Dworku.“Wiesz, to dziwne, powiedziała, ale byliśmy tam cały czas właściwie, może poza Cockiem, jacyś senni, nieożywieni, pewnie to Wiosna.” Ścierpłem od tego, Kay wróciła niespodziewanie, dzień albo dwa wcześniej, niż myślałem; nie miałem na razie żadnych szczegółowych instrukcji.Co prawda dla facetów z AFM było oczywiste, że stan rozbicia rodzin na tych z dostępem do SUBWAYU i bez jest na dłuższą metę nie do utrzymania, i że w takich rodzinach informacji, do czego naprawdę służą filtry, także ukryć się nie da.Lecz był to jeszcze ten moment, w którym nie podano mi ceny dostępu do podziemi.Stary Szef pionu B rzucił parę niezobowiązujących przypuszczeń podczas przypadkowego spotkania w SUBWAYU, ale ten nowy nie spieszył się z informacjami.Poznałem już z grubsza kilka wspaniałych obiektów, których nazwy mieniły się na świetlnej tablicy podziemnego dworca; nie znalem jeszcze szczegółowych planów tych z AMF w stosunku do mojej osoby.Tak więc mieli w ręku mnie i Kay, bo przecież i Kay chciałem tam wprowadzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]