[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na dół - powiedział Kroni.- Do sklepu.- Ja też tam jadę - powiedział policjant takim tonem, jakby Kroni sprawił mu ogromną radość.Nacisnął guzik, winda ruszyła, a policjant odwrócił się do Kroniego.- Gdzie służysz? - zapytał.Niczego nie podejrzewał.Zapytał po prostu dla porządku.Kroni o mało nie powiedział, że u pana Spela, ale nie chciał ściągać podejrzeń na ten dom.- A.u pana Kalgara - powiedział Kroni.Za kratą następnego piętra mignęła czyjaś twarz.- Poczeka - powiedział policjant wesoło.- Lubię, kiedy fa­gasy czekają.- A może ten pan miał jakąś pilną sprawę?- Pan? - Ta myśl bardzo policjanta rozbawiła.- Wkrótce ci państwo nie będą mieli żadnych pilnych spraw.My ich.I policjant wykonał nieprzyzwoity gest, pokazując, co się stanie z panami.Oczy miał bez rzęs, białe i szalone.Nawet szeregowi policjanci już wiedzą, zauważył w duchu Kroni.- A kto wtedy będzie?- Nie musisz wiedzieć! - uciął policjant i w tym momencie podejrzenie zaświtało mu w głowie.W windzie było dość ciemno, bo oświetlała je tylko słaba żarówka pod sufitem, więc pochylił się, żeby zajrzeć Kroniemu w twarz.- Pokaż znaczek - rzucił policjant, szturchając go krzywym palcem w pierś.- Po co to panu, panie policjancie? - zapytał Kroni zdumio­nym głosem.- Przecież niczego złego nie zrobiłem.- Znaczek!Łopaciasta ręka wysunęła się do przodu i zastygła w oczekiwa­niu.Druga ręka opadła na pas z pistoletem.Za kratą przesuwała się wolno kamienna ściana.Kroni wsunął rękę za pazuchę kurtki, wyciągnął błyskawicznie paralizator i po­licjant ogłupiałym wzrokiem zagapił się na broń, która niemal czarodziejskim sposobem znalazła się w dłoni jego towarzysza po­dróży.- Ty.- zaczął.Kroni usłyszał głos Kruminsza:- Paralizator działa bezgłośnie.Strzelaj i od razu zatrzymuj windę.Kroni pociągnął za spust i policjant natychmiast bezwładnie osunął się na podłogę.Rurarz nie tracąc czasu nacisnął guzik i winda zatrzymała się ze zgrzytem.- On nie umrze? - zapytał Kroni w przestrzeń.- Nie, tylko śpi.Obudzi się za jakieś pół godziny - powiedział Kruminsz.Niespodziewany kłopot przyniósł w rezultacie Kroniemu szczę­ście.Rurarz zdjął policjantowi czapkę, która była trochę za mała, ale była.Trudniej było zdjąć kurtkę.Biała lampka na pulpicie windy sygnalizowała mruganiem wezwanie już z trzech poziomów.Kurtka była za ciasna w ramionach i znacznie za obszerna w talii.- Szybciej - ponaglał go Kruminsz.- Sam wiem, że trzeba się spieszyć! - warknął Kroni i znów uruchomił windę, po czym stanął przed kratą i patrzył surowym wzrokiem na ludzi, którzy chcieli dostać się do środka.- Potem! - powtarzał głośno.- Poczekajcie.W kącie windy siedział z głową opartą na piersi mężczyzna w koszuli, więc ludzie orientowali się natychmiast, że pan poli­cjant wiezie aresztowanego i lepiej się do windy nie pchać.Winda zatrzymała się koło magazynu sklepu pana Kalgara.Kroni gwałtownie odsunął kratę i powiedział do jednego z czeka­jących przy drzwiach:- Pomóż mi go wyciągnąć.Ludzie cofnęli się z przestrachem, tylko jakiś starszy już tech­nik skwapliwie wbiegł do kabiny i podniósł nieprzytomnego po­licjanta.Było mu ciężko, ale więcej chętnych do pomocy w tłumie nie było, a policjant Kroni oczywiście też ani myślał pomagać.Ludzie coś lękliwie do siebie szeptali.- Tutaj - pokazał Kroni i technik oparł policjanta o ścianę obok długiego szeregu beczek.- A teraz - Kroni uniósł rękę i wskazał nią otwarte drzwi windy, do której nikt nie odważył się wejść - teraz już was tu nie ma!I po chwili został na ulicy sam.Dookoła było pusto.Kroni zajrzał do beczki.Była czarna w środ­ku, zapuszczona czymś i okropnie śmierdziała.Złapał bezwładne ciało, stęknął (policjant okazał się bardzo ciężki) i przerzucił go przez krawędź beczki do środka.Potem znalazł kawałek blachy i przykrył nim beczkę.Poprawił mundur i zamaszystym krokiem ruszył do sklepu - dużego pomieszczenia zastawionego beczkami i skrzynkami.Od­bywała się akurat sprzedaż wybrakowanej tkaniny, więc ustawio­ny w długą kolejkę tłum wypełniał całą salę.Kroni poszedł w stronę najbliższego wyjścia.Miejscowy poli­cjant zasalutował mu, więc z leciutkim uśmieszkiem mu odsalutował.Droga do tuneli technicznych była wolna.Otworzył kratę wejścia służbowego i znalazł się w znajomym półmroku, w mrocznym świecie korytarzy, kabli i rur, tyle że nie na swoim piętrze, a kilka poziomów wyżej.Szczurołap był malutki, blady, jakiś półprzeźroczysty, podobny do zjawy.Wyrósł przed Kronim zupełnie nieoczekiwanie, jakby wyłonił się ze ściany.Przez ramię miał przewieszone dwa zabite szczury, a w ręku trzymał krótką dzidę z szerokim grotem.Ukło­nił się z daleka policjantowi idącemu tunelem, a Kroni pomyślał, że szczurołap nie jest groźny, bo gdyby nawet ktoś go zapytał, to odpowie, że spotkał policjanta.- Dzień dobry, panie policjancie - powiedział myśliwy, kiedy Kroni się z nim zrównał.Upolowane szczury były duże, siwe, z ogo­nami sięgającymi do ziemi.Szczurołapy zupełnie nieźle by zara­biały, gdyby łowy na szczury nie były monopolem pana Szturiego, Wicedyrektora Rozrywek.Wszystkie skórki trafiały do niego, a on wypłacał procent myśliwym, nielicznej zamkniętej kaście, która przetrwała od czasów, kiedy możni urządzali jeszcze wielkie polo­wania na szczury z wymarłymi już dawno gończymi i dziesiątkami naganiaczy.Szczurołapy wiedziały o tunelach nawet więcej niż rurarze, z którymi się zresztą przyjaźniły - zawiadamiały ich o awariach w odległych korytarzach i odpędzały szczury, za co rurarze dzielili się z myśliwymi jedzeniem.Nie wiedzieć czemu szczurołapom zawsze brakowało jedzenia.I dopiero teraz, mijając myśliwego, Kroni pomyślał, że może oni dokarmiają zjawy?- Szczurołapie, nie widziałeś tu buntowników?- Skąd, panie policjancie - zdziwił się szczurołap, ale Kroni mu nie uwierzył.- Jacy tu mogą być ludzie? Nikt tędy nie chodzi, nawet rurarze nie docierają.- Łżesz, szczurołapie - powiedział Kroni.- Dawno pewnie nie poczułeś pałki na grzbiecie.- Jak bym śmiał? Żaden rurarz tu nie dociera.Nawet taki od­ważny i zręczny rurarz jak Kroni.I popatrzył na Kroniego niewinnym wzrokiem.- Znasz go? - zapytał Kroni.- Widziałem go - powiedział myśliwy.- Jak pana, panie poli­cjancie.I gdybym nie lękał się wywołać pańskiego słusznego gniewu, to ośmieliłbym się powiedzieć, że on jest bardzo do pana podobny.- To ciekawe - powiedział Kroni, bo niczego lepszego nie po­trafił wymyślić.- Ośmieliłbym się też powiedzieć - zakończył szczurołap - że koło szybu zaraz za zakrętem siedzi w zasadzce trzech agentów, trójka pańskich przyjaciół, panie policjancie.Z pewnością będzie pan rad ich spotkać.- A jeśli nie?- Jeśli nie, to mogę panu policjantowi pokazać inną drogę.Po pięciu minutach szybkiego marszu szczurołap zatrzymał się odsunął kable zwisające ze ściany i odsłonił zamknięty właz po nieczynnym kanale wentylacyjnym, w ścianach którego tkwiły stalowe klamry drabinki.- Szósty poziom stąd, panie policjancie - powiedział myśli­wy.- Radziłbym panu zdjąć czapkę, bo ci buntownicy mogą wy­strzelić bez uprzedzenia.Ci ludzie, niechaj ich Ognista Otchłań pochłonie, zupełnie nie znoszą widoku policyjnej czapki.- Dziękuję - powiedział Kroni, stawiając nogę na pierwszej klamrze.Zdjął czapkę i podał ją myśliwemu.- Weź, może ci się przyda.- Może - powiedział obojętnie myśliwy i schował czapkę do worka.Poczekał, aż głowa Kroniego zniknie w kanale i zatrzasnął właz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl