[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reguły tej gry przestawały mi się podobać.Solvitz, jak mi się wydaje, trochę zgłupiał i podrzucił mi nie wiadomo skąd wziętego jadowitego i zębatego stwora.Przestałam wierzyć w realność otoczenia i od razu udało mi się wynurzyć w tej jego "dyspozytorni", z której kierował naszymi snami.Meta zamilkła.- Solvitz rzeczywiście sporo wie o Pyrrusie, może nawet więcej niż my sami.Ale to mu nie pomogło zrozumieć, kim są Pyrrusanie.Nie wniknął w detale naszej psychologii.My nie jesteśmy stworzeni do przeżywania przyjemności i rozkoszy, a on nawet nie wiedział, że istnieją tacy ludzie.Oto dlaczego udało mi się zaskoczyć Solvitza, gdy pojawiłam się przy nim.Już wiedziałam, czego potrzebuję.Uniwersalnego pulpitu, a ten leżał przed doktorem na stole.Cóż prostszego: oderwać mu albo odstrzelić głowę, chwycić ten mały przedmiot i zwiać? Ale wiedziałam też, że to wariant przegrany.Solvitza nie da się zwyciężyć siłą.On chciał z nas zrobić dobrowolnych jeńców i, stosując jego logikę, powinnam była zmusić go do dobrowolnego oddania pulpitu.On sam miał mi wskazać drogę do wyjścia.Jak to zrobiłam?- No, jak? - Jason już się domyślał.- Przeczytałam to w jego oczach.Ten tysiącletni starzec patrzył na mnie z szalonym zachwytem.Nic dziwnego, takich kobiet jak ja nie spotkał w całym swoim nieskończenie długim życiu.Reasumując, wykorzystałam go.O czym myślisz, Jasonie? Nie obawiaj się.Owszem, obiecałam mu wszystko, czego chciał.A ten stary kolcolot, rzecz jasna, pękł, wyluzował się, stał się ufny jak dziecko.Chyba, oddając mi sterownik, naprawdę sądził, że zostanę z nim i porzucę ciebie.A ja wyszłam z pokoju na chwilkę i zablokowałam drzwi.Oczywiście, nie potrzebował wiele czasu, by się domyślić, że go oszukałam, dlatego się spieszyłam.A to, że chłopaki wycinają otwór nad śluzą rezerwową, widziałam właśnie z dyspozytorni.Solvitz tak mocno się zmienił na twarzy, kiedy ich obserwował.A właśnie, sygnał psi, który odebrał Stan, to też moja robota.Sama nie wiem, jak na to wpadłam.Szczęśliwy przypadek, że właśnie tam postanowili stopić lód.- Jak mogłaś, Meto?! - wykrztusił Jason, w końcu odzyskując dar mowy, ale ciągle wpatrując się w ukochaną wytrzeszczonymi oczami.- Co? Wysłać sygnał Psi?- Ależ skąd! Kusić tego starucha!- O wysokie gwiazdy! Prawdziwie męska logika.Wydaje mi się, że ktoś tu był gotów na bara - bara z tą wysztafirowaną dziewoją, z tym andrucikiem! I tylko dla zabawy i przyjemności! A gdy kochana kobieta dokonywała bohaterskich, można powiedzieć, czynów, żeby uratować mu życie, ten ohydny zazdrośnik, zamiast wyrazów wdzięczności, ze zgrozą wznosi ku niebu oczęta: Jak mogłaś?! Dobrze, dobrze.Wrócę na Pyrrusa i porzucę cię jak wtedy, za pierwszym razem!- Meto, kocham cię! - westchnął Jason, obejmując ją.- Lepiej mnie przeproś, ty świntuchu!I udając, że się wyrywa, zaczęła czule okładać jego pierś.Jej śmiertelnie niebezpieczne pięści potrafiły zmieniać się w czułe piąstki.- Nie będę przepraszał - oświadczył Jason.- Po prostu kocham cię i już!W tym momencie w głośnikach interkomu rozległ się głos Kerka:- Przyjaciele! Wchodzimy na orbitę Pyrrusa.Załoga i wszyscy pasażerowie "Argo": czas na przygotowanie - minuta.Po dwudziestu sekundach nieważkości przechodzimy do hamowania z dziesięciokrotnym przeciążeniem.Przyjaciele, gratuluję wam powrotu do domu!Który to już raz wracam na Planetę Śmierci? - zapytał sam siebie Jason.I nie potrafił się doliczyć.Księga IIPrzez długie siedemdziesiąt cztery lata rządził na planecie Orhoman najlepszy i ukochany przez lud król Ahamant.Świat ten słynął z żyznych ziem, łagodnego klimatu i niewyczerpanych złóż metali.Planeta była samowystarczalna i mądry Ahamant, nieźle poinformowany o innych światach, niebiańskich czółnach i międzygwiezdnej komunikacji, już w młodości doszedł do jednoznacznego wniosku: nie należy nawiązywać kontaktów z bogami, jak nazywał miejscowy lud latających po niebie przybyszów z innych planet.A tych poddanych, którzy nalegali, by korzystać z dobrodziejstw innych cywilizacji, władca oddalił od siebie tak definitywne, że pewnego dnia porzucili Orhoman na zawsze.Zdarzenie to nazywano Odejściem Zwolenników Kontaktu.A glob nadal pławił się w szczęściu, radości, dostatku, bez zatargów.Młoda królowa Nivella urodziła bliźnięta, syna Freiksa i córkę Hellę.Oboje w równym stopniu byli następcami tronu, jednak nigdy, od najwcześniejszego dzieciństwa nie kłócili się ze sobą.Wszystko wskazywało na to, że będą rządzić planetą wspólnie.Nawet takie rzeczy były możliwe na pokojowym i bogatym Orhomanie! Stary ojciec się cieszył, że odchodząc z tego świata zostawi planetę w godnych i uczciwych rękach.Ale właśnie wtedy przydarzyło się nieszczęście.Dobrze ludzie mówią: W starym piecu diabeł pali.Czcigodny władca zakochał się w młodziutkiej mnie, której ojcem był niejaki Kadm, i tak mocno, że porzucił żonę Nivellę.Wypędził ją z pałacu i wprowadził na dwór nową królową.A młoda królowa znienawidziła pasierba i pasierbicę, Freiksa i Hellę.Byłoby to naturalne, gdyby przyczyna nie leżała, jak się okazało, w pospolitej zazdrości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]