[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padły rozmaite inwektywy i na tym koniec.Westchnął ciężko.- A czy w ogóle z tych słów, już nie mówcie jakich, udało się wam wywnioskować,czy oni się pokłócili teraz, przed chwilą? - spytał dość bezna­dziejnie.- Czy też byli pokłócenijuż wcześniej?- Chyba byli wcześniej - odparła Janeczka z wahaniem, zastanawiając się, czym może grozić prawda w tej kwestii.- Od początku nie mówili nic innego, tylko słowa.- Raczej się w ogóle nie lubią - uzupełnił uprzejmie Pawełek.- Tak nam się wydaje.Porucznik przypomniał sobie nagle wrażenie, jakiego doznał już przy pierwszej rozmowie z tymi dziećmi.Przypomniał sobie także scenę w porcie.Był zupełnie pewien, że oni coś wiedzą, coś przed nim ukrywają, mają jakiś tajemniczy i niepojęty związek ze sprawą, która stanowi treść jego działań służbowych.- Słuchajcie no, a co wyście tu właściwie robi­li? - spytał ostro.- W tym kącieza skrzynkami?- Nic - odparł bez namysłu Pawełek.- Tu­taj kompletnie nic.Przechodziliśmy.I akurat oni się tu spotkali.- I woleliśmy przeczekać, bo oni byli zdener­wowani - uzupełniła Janeczka.- To wcale nie jest dobrze pchać się na oczy zdenerwowanym osobom.Z daleka było widać, że są zdenerwowani.Porucznik pojął, że przegrywa z kretesem.Z po­dejrzewanym o podobną wiedzę człowiekiem doro­słym umiałby sobie poradzić bez wielkiego trudu.Z dziećmi musiał się poddać.Jedynym zyskiem była zdobyta wreszcie pewność, że ci dwaj ludzie, którzy używali tu owych słów nie do powtórzenia, nie współdziałają ze sobą zgodnie, a odwrotnie, są w stanie wojny.To też było dla niego bardzo waż­ne.- Dobre i tyle - mruknął do siebie w zamy­śleniu i po chwili dodał: - Co do tych zdenerwowa­nych osób, macie całkowitą rację.Postarajcie się ich unikać.Przestańcie mi siętu pętać po rozmaitych dziurach, idźcie lepiej na plażę, albo na boisko, albo do domu, bo jeszcze, nie daj Boże.no, jakiś taki zdenerwowany może was uszkodzić.- Upiekło nam się - stwierdził Pawełek, wlo­kąc się z wolna przez las w stronę domu.- Ten po­rucznik za dużo podejrzewa.- On w ogóle mnóstwo wie - odparła Janeczka w zamyśleniu.- Cały czas lata za tymz usza­mi.Wie, że to przestępca, ale nie może go zamknąć, bo pewnie nie ma dowodów.- Albo nie zna tych innych i czeka, żeby on go do nich doprowadził.Albo czeka, żeby znaleźli te dokumenty na cmentarzu i dopiero wtedy.- O cmentarzu nie wie.Na cmentarzu nikt nie pilnuje, Chaber by powiedział.- To i dobrze, zasługa nam się nie wścieknie.Bez zasług leżymy, jak jeszcze nigdyw życiu.Cze­kaj, bo ja myślę.Doprowadził go do pana Jonatana.Znaczy, ten z uszami doprowadził porucznika do pana Jonatana.Wcale nie wiemy, czy nie doprowa­dził go takżedo Rudego Sprężynowca.Janeczka zatrzymała się nagle.- O mój Boże, myśmy chyba zgłupieli! Prze­cież nie wiemy, czy ten z uszami nie spotkał się z Ru­dym Sprężynowcem! Wszyscy tu czatowali i mógł robić, co chciał! Słuchaj, musimy sprawdzić!- Jak? Chaber jeszcze za nim nie chodził!- To nic.Spróbujemy.Najwyżej spóźnimy się na kolację.Kilkakrotnie przeprowadzony od zasobników do miejsca postoju granatowego fiata Chaber wyła­pał pożądaną woń.Zrozumiał, że nie chodzi tu o pana Jonatana, i ruszył tropem szczurzego pysz­czka z odstającymi uszami.Późnym wieczorem, już w łóżkach, można było omówić sytuację.- No więc dzisiaj się nie spotkali - podsumo­wał z ulgą Pawełek.- Ten z uszami obleciał trzy domy i jedną komórkę, dalej nie poszedł.Rudy Sprężynowiec prosto z plaży polazłna camping i został w domu.- Weź kawałek papieru i zapisz to wszystko, bo się pogubimy - poradziła Janeczka.- Coraz większe zamieszanie z tego wychodzi.Cmentarz na razie mamy z głowy, ja uważam,że kopać będą do­piero jutro, bo dzisiaj nie zdążyli się pozawiadamiać.To po pierwsze.Po drugie mamy dwa samo­chody i musimy sprawdzić, który jest który.- Warto by jednemu oblać koła czymś śmier­dzącym - przerwał Pawełek.- Chaber załatwi sprawę.Kiedyś poszedł po śladach wody kolońskiej mamusi, pamiętasz? Jak tatuś wylał na koła.- Musi być coś nietypowego.Przez chwilę obydwoje intensywnie rozważali rodzaj woni, jakiej należy dostarczyć psu.- Wiem! - zawołała z ożywieniem Janeczka.- Mamusia ma ten migdałowy olejekdo opalania, zagraniczny, nikt takiego nie ma, a śmierdzi niemożliwie! I w rozpylaczu, łatwo będzie.- Fajnie, jutro się to załatwi.Potem jej podrzucimy z powrotem.Na czym stoimy?- Na samochodach.To już z głowy.Po trzeciej milicja pilnuje tego z uszami i pana Jonatana.Wcale mi się to nie podoba, ja pana Jonatana lubię.Tak naprawdę to on jest porządny.- A pewnie! Objeżdżał go na medal! I słysza­łaś, nie chciał im pokazać.Myślisz, że on wie, który to grób?- Musi wiedzieć, bo niby co innego miałby im pokazywać? Wie i pewnie dlategogo wzięli do szaj­ki, ale nie chciał im pokazać, więc teraz go wyrzuca­ją.Trzeba go będzie uniewinnić.No, może nie cał­kiem, ale trochę.- Po czwarte niech nas ręka boska broni po­kazać się przy granicy.Oni też mają psy.Janeczka kiwnęła głową, w pełni zgadzając się z bratem.Granicy teraz musieli unikać jak ognia.- Po piąte musimy zdobyć dowody.- Jakie dowody?- Różne.Milicja zawsze musi mieć dowody.Bo jeżeli oni to w końcu znajdą, a my im odbierze­my i zaniesiemy porucznikowi, to muszą być dowo­dy, gdzie to było i kto kopał.Inaczej wszystko bę­dzie na nas.- O, jak rany, masz rację! Jeszcze by nam tyl­ko tego brakowało! No trudno, w takim razie trze­ba coś wykombinować.Zdaje się, że mamy coraz więcej roboty.- Pojęcia nie mam, jakim cudem mogłam gdzieś zgubić ten olejek - powiedziała z irytacją pani Krystyna przy obiedzie.- Przecież nie mam dziury w torbie! Moglibyście zaangażowaćdo po­szukiwań psa!- Mam nadzieję, że go ktoś ukradł - rzekł tę­sknie pan Roman.- Śmierdział koszmarnie.- Możliwe, że miał trochę zbyt intensywny za­pach, ale do opalania był doskonały.Chciałabym go odzyskać.- Masz przecież pół tuzina innych.- Ale tamten był najlepszy! I nie odkupię so­bie, Monika przywiozła mi z Francji!- Znajdzie się - rzekł beztrosko Pawełek.- Na pewno leży gdzieś w piasku.Chaber znajdzie.- Zaraz po obiedzie wracamy na plażę!- Dobra, możemy wracać.- Możemy nawet lecieć sami - zaproponowa­ła wspaniałomyślnie Janeczka.- Chaber obwącha twój kostium kąpielowy i już będzie wiedział.- Doskonale, proszę, tu jest mój kostium.Na szczęście jeszcze nie zdążyłam go wypłukać, gdzie pies? Proszę bardzo, niech wącha! A jeżeli ktoś to ukradł, znajdźcie złodzieja i odbierzcie mu!- Krysiu! - zawołał pan Roman z lekkim przestrachem.- Nie ma sprawy - uspokoił go szybko Pawe­łek.- Przemocą odbierać nie będziemy, najwyżej podstępem.- Ostatecznie możecie przyprowadzić złodzie­ja do ojca.Idźcie teraz!Wybiegli z domu zaraz po obiedzie i na chodni­czku zatrzymali się jak wryci.W bramie przed gara­żem leżał pies porucznika, obok stał motor.Porozu­mieli się wzrokiem i bez namysłu skręcili w stronę wielkich, częściowo otwartych wrót, zza których dobiegały odgłosy.Mieli zamiar posłuchać tylko trochę, ale akurat kiedy byli w połowie drogi, z wnętrza garażu wyjrzał porucznik i oko jego padło wprost na nich.Nie pozostało zatem nic innego, jak udawać, że mieli w tym garażu jakiś niewinny interes do załatwienia.Porucznik nie przerwał rozmowy, popatrzył na nich i odwrócił się ku wnętrzu, gdzie pan Jonatan, pani Wanda i pan Łubiański naprawiali sieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl