[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego?- Są naprawdę dobrzy w zapewnianiu bezpieczeństwa, zwłaszcza miejsc, choć osób także.- Chcesz, żebym najął ci asystenta?- Niezupełnie.Możesz chcieć nająć któregoś z nich na moje miejsce.- Spodziewasz się być nieosiągalny?- Można to i tak ująć.Spodziewam się być martwy.- Co?!Westchnąłem i sprecyzowałem:- Spodziewam się być wkrótce martwy.- Dlaczego?- Bo nie mam szans.Ktoś chce zająć mój teren, a ja mu na to nie pozwolę.Sądzę, że uda mu się to wkrótce, a to oznacza, że będę martwy.Morrolan zmarszczył brwi i przyglądał mi się z namysłem.- Dlaczego sądzisz, że mu się to uda? - spytał po chwili.- Ma więcej środków niż ja.- Środków?- Pieniędzy.A to oznacza lepsze informacje, więcej sił.Mówiąc w skrócie: „środków”.- Hmm.Bądź tak miły i oświeć mnie, Vlad.Ile „środków” kosztuje taka wojna?- Co?.Około pięciu tysięcy sztuk złota tygodniowo przez cały czas trwania.- Rozumiem.A jak długo może potrwać?- Cóż.zwykle trzy do czterech miesięcy.Czasami pół roku.Słyszałem o kilku trwających dziewięć miesięcy i jednej rekordowej, która trwała rok.- Rozumiem.Wybacz insynuację, ale zakładam, że ta wizyta nie jest nieortodoksyjnym sposobem na wyrównanie dysproporcji tychże „środków”.Udałem święte oburzenie:- Morrolan! Co ci przyszło do głowy?! Prosić Smoka o pomoc w wojnie z Jheregiem? Nawet by mi to przez myśl nie przeszło.- Tak sobie tylko głośno myślałem.- Cóż, skoro załatwiłem to, co miałem, będę wracał do siebie - wstałem z fotela.- Tak.Cóż, powodzenia.Może się jeszcze zobaczymy.- Może - zgodziłem się uprzejmie.Po czym ukłoniłem się i wyszedłem.Nie spiesząc się zbytnio, zszedłem na parter, przemierzyłem korytarz i dotarłem do masywnych wrót wejściowych, mijając po drodze uśmiechniętą lady Teldrę.- Proszę wybaczyć, lordzie Taltos.- usłyszałem za plecami jej głos.Stanąłem i odwróciłem się.- Tak?- Chyba pan czegoś zapomniał - powiedziała, podając mi solidnie wypchaną sakwę.Uśmiechnąłem się.- Dziękuję stokrotnie.Ta skleroza mnie kiedyś wykończy - przyznałem.- Mam nadzieję, że wkrótce ujrzymy pana ponownie.- Jestem prawie pewien, że tak będzie - pożegnałem ją ukłonem i ruszyłem ku drzwiom.Ledwie znalazłem się przed biurem, wpadłem do środka, ignorując żołądek, i wrzasnąłem na Kragara.Potem wysypałem złoto na blat biurka i przeliczyłem.- Jasne z modrym, Vlad! Obrobiłeś skarbiec Domu Smoka? - spytał z podziwem Kragar.- Tylko częściowo.Na jakieś drobne dwadzieścia tysięcy imperiali - uśmiechnąłem się szeroko.Kragar nadal nie mógł wyjść z podziwu.- Pojęcia nie mam, jak to zrobiłeś - przyznał.- Ale to mi się podoba.Cholernie mi się podoba!- Cieszę się.Teraz pomóż mi wymyślić, jak najrozsądniej je wydać.Do wieczora Kragar skontaktował się z siedmioma niezależnymi silnorękimi i przekonał pięciu z nich, by do zakończenia kłopotów pracowali dla mnie.Ja w tym czasie skontaktowałem się z Temekiem.- O co chodzi, szefie? Dopiero zaczęliśmy się orien.- Co macie w tej chwili?- Niewiele.- Konkrety! Masz choć jedno pewne miejsce? Albo jedno nazwisko?- Miejsce tak.Raczej popularny burdel u zbiegu Pier i Siluersmith.- Dokładnie gdzie?- Północny narożnik nad gospodą „Jungle Hawk”.- Gospoda też jest jego?- Nie wiem.- Dobra.To mi na razie wystarczy.Szukajcie dalej.Kiedy Kragar skontaktował się ze mną, by zameldować o postępach, poleciłem mu:- Zrób sobie chwilą przerwy i skontaktuj się z Narvane'em.Niech przestanie pomagać Temekowi na tyle, żeby posprzątali piętro nad gospodą „Jungle Hawk” na rogu Siluersmith i Pier Street.Ale tylko piętro, jasne?- Jasne.Znaczy się: zaczynamy!- Właśnie.Więc bierz się do roboty.Wziąłem kartkę i zabrałem się do obliczania.Żeby ochronić wszystkie lokale przed bezpośrednim atakiem magicznym przez dwa miesiące, potrzeba.a figę!.A przez miesiąc.Tak.No to przez miesiąc.Czyli zostanie mi.mhm.Teraz dalej.Potrzebuję.Rachunki przerwał mi energiczny protest Loiosha:- Przestań, szefie!- Co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl