[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajdowaliśmy się w komnacie mającej ze dwadzieścia stóp długości, o osmolonych ścianach.Tkwiliśmy po kolana w popiele, a przed nami stała Adeptka w Zieleni, przyglądając się nam zimno.W dłoni trzymała prostą drewnianą różdżkę.- Najlepiej będzie, jak opuścisz to miejsce - oznajmiła lodowato.- Jest tu pełno moich ludzi i nie zdążycie mi nic zrobić, nim się tu zjawią.Już dawno zauważyłem, że co bezczelniejsze i zadufane w sobie elfy całkiem niewłaściwie rozumieją znaczenie słowa „ludzie”.Z wyrazem „człowiek” jakoś nie mają kłopotów.Spojrzałem na Alierę.Adeptka w Zieleni wykonała krótki gest różdżką i ściana za jej plecami zniknęła, ukazując ze trzydziestu Dragaerian obojga płci uzbrojonych, jak to się mówi, „po zęby”.- Ostatnia szansa - uśmiechnęła się.Odchrząknąłem i spytałem:- Każdy z Domu Yendi ma takie skłonności do tandetnego melodramatyzmu czy tylko ty?Przestała się uśmiechać.Kiwnęła ręką i cała banda podeszła bliżej.Aliera wykonała szybki gest i ponownie otoczyły nas płomienie.Po sekundzie zniknęły.- Nieźle, moja droga - pochwaliła gospodyni.- Ale już o tym pomyślałam.- Widzę - odparła Aliera i spytała Morrolana rzeczowo: - Wolisz ją czy tę bandę?- Twój wybór.- W takim razie wybieram ją.- Doskonale - Morrolan dobył Blackwanda.Sądząc po minach najbliżej stojących, dotarło do nich, że mają do czynienia z Wielką Bronią o mocy, z jaką żadne z nich dotąd się nie zetknęło.Morrolan też to zauważył - uśmiechnął się paskudnie i powoli ruszył ku nim.- Pamiętaj: jesteśmy tu tylko po to, żeby się przyglądać - przypomniałem Cawti.Uśmiechnęła się porozumiewawczo.Kątem oka dostrzegłem ruch - Norathar najwyraźniej miała dość czekania, gdyż z rapierem w dłoni ruszyła ku Adeptce w Zieleni, biorąc szeroki zamach.Aliera syknęła i skoczyła za nią.Za plecami coś mi głucho łupnęło i zaśmierdziało paskudnie - najwidoczniej Aliera odbiła w locie jakiś magiczny atak, którego nie zauważyłem.Adeptka w Zieleni cofnęła się poza linię zbrojnych i uniosła różdżkę.Trysnęły z niej smugi energii, mierząc w Norathar, ale Aliera była już na ich drodze.Uniosła dłoń i wyładowania zgasły.Morrolan, Norathar i Aliera ruszyli równocześnie.Morrolan pięknym cięciem rozpłatał gardło pierwszego przeciwnika, rozciął pierś drugiego i pchnął w bok trzeciego.Uskoczył w bok, nim ktokolwiek zdążył pomyśleć o tym, by go zaatakować, wyciągnął ostrze z rany i tym samym płynnym ruchem wybebeszył dwóch kolejnych przeciwników.Odbił czyjś atak, pchnął atakującego w szyję i cofnął się o krok, by wziąć lepszy zamach.W prawej dłoni trzymał Blackwanda uniesionego nad głową.W lewej długi sztylet.Komnatę dopiero w tej chwili wypełniły przeraźliwe wrzaski umierających - ci, których zabił Blackwand, nie wydali z siebie głosu.Ci, którzy znaleźli się naprzeciw Morrolana, pobledli, aż miło było patrzeć.Spojrzałem w bok - wokół Norathar leżały trzy trupy.Pod Alierą pięć i wyglądało na to, że dobrze się bawi, wywijając ośmiostopowej długości bronią niczym zabawką.W tym momencie zabici zaczęli wstawać - nawet ci, którzy padli od ciosów Blackwanda.Spojrzałem na Adeptkę w Zieleni - na jej twarzy widać było wysiłek i koncentrację.- Zajmijcie się nimi! - poleciła Aliera i cofnęła się o krok.Lewą ręką pchnęła powietrze i trupy zatrzymały się.Adeptka wykonała gest różdżką i poruszyły się ponownie, kontynuując wstawanie.Aliera zrobiła inny gest i znów zamarły.Po czym raz jeszcze drgnęły.Aliera wykonała zupełnie inny gest i Adeptka w Zieleni krzyknęła, gdy tuż przed nią pojawiła się błękitna poświata.Unicestwiła ją szybkim ruchem, ale na jej twarzy pojawiły się krople potu.W tym czasie Morrolan i Norathar, ignorując niezdecydowane trupy, walczyli pracowicie, kładąc pokotem ponad połowę zbrojnych.- I co, podoba ci się rola widza? - spytałem półgłosem Cawti.- Średnio, choć uczestnicy jako Smoki znajdują sporą przyjemność w tym, co robią.- Też mi się to średnio podoba.Na szczęście będę musiał się wmieszać i wygląda na to, że raczej szybko.- Po co?W tym momencie Norathar zabiła ostatniego blokującego jej drogę zbrojnego i skoczyła ku Adeptce w Zieleni.Ta machnęła różdżką i Norathar zwaliła się jak kłoda.Cawti ruszyła, nim zdołałem cokolwiek zrobić.Przeszła przez pojedynczą linię zbrojnych jakby od niechcenia, zostawiając za sobą dwa drgające jeszcze ciała, i przyklęknęła przy Norathar.Ci, których nie dorżnęła Norathar, zwrócili się przeciwko Alierze, musiała więc zająć się obroną.Wyjąłem dwa noże i na próbę rzuciłem nimi w Adeptkę w Zieleni.Tak jak się spodziewałem, w ostatniej chwili zmieniły trajektorię, omijając ją szerokim łukiem.Usłyszałem soczyste przekleństwo Morrolana i zobaczyłem, że jego lewa ręka zwisa bezwładnie, a na czerni peleryny rozlewa się czerwona plama.Aliera nadal toczyła magiczny pojedynek, odcinając się trzem napastnikom równocześnie.Nagle wokół niej zakotłowało się, gdy do tej trójki dołączyli jeszcze dwaj.Ostrza i postacie zawirowały, szczęk stali zagłuszył na moment wszystkie inne odgłosy.Kiedy zamieszanie ustało, czterech zbrojnych leżało na podłodze, Aliera zaś nadal stała.Tyle że z jej lewego boku wystawała rękojeść sztyletu, a z pleców na wysokości pasa, nieco w prawo od kręgosłupa, klinga ciężkiej szpady.Nie wydawało się to robić na niej większego wrażenia, sądząc po ruchach - najwyraźniej magia była skutecznym środkiem na szok i ból.Za to kieckę miała zrujnowaną.Norathar wydawała się żywa i cała, acz mocno otumaniona.Wyciągnąłem dwa następne noże i pobiegłem jak mogłem najszybciej przez zwał popiołu sięgający prawie kolan.Dotarłem do jego granicy i obserwowałem Alierę biorącą właśnie zamach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]