[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale skutek byÅ‚ piorunujÄ…cy! ChÅ‚opczyki, panienki, starsipanowie, wszystko ciÄ…gnęło sznureczkiem do ksiÄ™garni i wychodziÅ‚o unoszÄ…c swego Kartezjuszapod paltotem lub w zarÄ™kawku, po czym biegli do domu, zamykali siÄ™ na dwa spusty i zatapialisiÄ™ w nim, aby siÄ™ przekonać, co to jest za metoda, której oni jeszcze nie znajÄ….DziÄ™ki temuRozprawa o metodzie liczy dziÅ› po polsku cztery wydania, o którym to sukcesie z pewnoÅ›ciÄ… siÄ™temu filozofowi nawet w grobie nie Å›niÅ‚o!Nie uważam zresztÄ… tej mojej dziaÅ‚alnoÅ›ci za ukoÅ„czonÄ….Przeciwnie.Niedawno przystÄ…piÅ‚emdo planowego wydania Komedii ludzkiej Balzaka, której caÅ‚ość zamierzona jest na dobrychkilkadziesiÄ…t tomów.Wiele jest jeszcze dzieÅ‚, wielu autorów, których chciaÅ‚bym przyswoićnaszemu piÅ›miennictwu.Ale w pracy tej przeszkadza mi po trosze nowy element, który siÄ™wcisnÄ…Å‚ w moje życie.Skoro siÄ™ już tak ze wszystkiego spowiadam, muszÄ™ powiedzieć i o tym.Tym elementem jest teatr.WszedÅ‚ on w mojÄ… egzystencjÄ™, jak wszystko inne, przypadkiem, aleprzyczepiÅ‚ siÄ™ do mnie i nie chce mnie puÅ›cić.Uproszony raz w Krakowie przez znajomegoredaktora, abym w zastÄ™pstwie recenzenta Czasu napisaÅ‚ sprawozdanie, poszedÅ‚em pewnegowieczora do teatru (gdzie wprzódy pojawiaÅ‚em siÄ™ co prawda dość rzadko), no i jak poszedÅ‚em,tak zostaÅ‚em tam cztery lata! Po kilku latach tego flirtu z MelpomenÄ… , uwiecznionego w kilkutomach pod takimże tytuÅ‚em, przyszÅ‚a mi dość zrozumiaÅ‚a ochota, aby siÄ™ trochÄ™ zapoznać z tym,o czym tyle pisaÅ‚em, i obejrzeć trochÄ™ teatr od wewnÄ…trz, od strony kulis.No, ale jak kulisy, tojuż warszawskie, prawda? ZapomniaÅ‚em wspomnieć, że od ukoÅ„czenia wojny rozstaÅ‚em siÄ™wreszcie ostatecznie z medycynÄ…: bÄ™dÄ…c tedy zupeÅ‚nie wolny, przeniosÅ‚em siÄ™ do Warszawy ibyÅ‚em tam przez rok kierownikiem literackim paru teatrów.Po roku doszedÅ‚em jednak doprzekonania, że Å‚adniej i przyjemniej jest oglÄ…dać dekoracje od strony pomalowanej niż odtekturowej i widzieć Å‚adne aktorki jak Å‚adny obrazek na odlegÅ‚ość niż oglÄ…dać je z bliska zpokÅ‚adem szminki na dwa palce.WróciÅ‚em tedy na wygodny fotel krytyka teatralnego wWarszawie i siedzÄ™ na nim do dziÅ› dnia, co mi zajmuje sporo czasu i odciÄ…ga od poważniejszychzajęć.Jak paÅ„stwo widzÄ…, życie moje wypeÅ‚nione jest wciąż jednÄ… myÅ›lÄ…, mianowicie: w Å‚ a s n a135p r z y j e m n o Å› ć.PokazaÅ‚em siÄ™ i przedstawiÅ‚em bezwstydnie, ze wszystkich stron.StaraÅ‚em siÄ™objaÅ›nić, że bÅ‚azen i czÅ‚owiek nauki, że leniwy wierszokleta i zajadÅ‚y pracownik to nie sÄ… dwieosoby luzujÄ…ce siÄ™ na przemian i wstydzÄ…ce siÄ™ jedna drugiej jedna czcigodna, a drugakompromitujÄ…ca ale że to jest zupeÅ‚nie jeden i ten sam czÅ‚owiek.Kluczem do wytÅ‚umaczeniatego czÅ‚owieka to rozkosz, namiÄ™tność, l u b i e ż n o Å› ć !!! PocaÅ‚unek może być króciutki i lekkijak ulotna piosenka, może być Å‚akomy i dÅ‚ugi jak sześć tomów Moliera.Ale nigdy, przez caÅ‚emoje życie literackie, nie miaÅ‚em godziny, która by nie byÅ‚a przyjemnoÅ›ciÄ…, w której bymdzwigaÅ‚ moje zajÄ™cia jak ciężar i uroczysty obowiÄ…zek.I dlatego w konkluzji na pytanie zawartew tytule odczytu, przychodzi mi poważna wÄ…tpliwość: c z y j a w o gól e j est eml i t er at em?136PIERWSZY WIECZÓRPrzysiadÅ‚em przed kawiarniÄ… Pod Dwoma Magotami , gdzie mi naznaczyÅ‚ spotkanie pewiendziennikarz.PatrzÄ™ dokoÅ‚a, jakże mi znane to wszystko.KoÅ›ciół Saint-Germain-des-Près, pomnikDiderota siedzÄ…cego w fotelu, tuż obok ulica Bonaparte i hotelik, w którym mieszkaÅ‚em zapierwszym pobytem w Paryżu.Jak żywe stajÄ… mi w oczach te chwile.Przyjazd, pierwszywieczór.Czym byÅ‚o wówczas dla mÅ‚odego dzikusa pierwsze zetkniÄ™cie z Babilonem , to ztrudnoÅ›ciÄ… można sobie wyobrazić dzisiaj.%7Å‚ycie pod wieloma wzglÄ™dami wyrównaÅ‚o siÄ™ogromnie; oczywiÅ›cie zewnÄ™trznie.Automobile, kina, kawiarnie, reklamy, jazz, charleston, nagietancerki, miÄ™dzynarodowa Markita czy Walencja brzmi wszÄ™dzie ta sama, kobiety wszystkichmiast zrobiÅ‚y siÄ™ podobne jak rodzone siostry, ta sama szminka, te same cieliste poÅ„czoszki, tasama prawie swoboda i obojÄ™tność życia.Ale wówczas, przed ćwierćwiekiem, dla mÅ‚odegochÅ‚opca przenieść siÄ™ nagle w ciÄ…gu niewielu godzin z maÅ‚ego i cichutkiego szarego Krakowa doParyża, to byÅ‚a feeria, to byÅ‚o zanurzenie siÄ™ w Å›wiat tajemnicy, baÅ›ni.PrzybyÅ‚em pózno wieczór, zajechaÅ‚em do hoteliku, gdzie wiedziaÅ‚em, że mieszka znajomymój i powinowaty, mÅ‚ody malarz.Nie byÅ‚o go w domu.ZostawiÅ‚em oczywiÅ›cie kuferek ipuÅ›ciÅ‚em siÄ™ na Paryż, po omacku.ZabrnÄ…Å‚em w gÄ…szcz ulic wiodÄ…cych ku Sekwanie majÄ…cledwie ogólne pojÄ™cie o kierunku.SÅ‚abo oÅ›wietlone wÄ…skie uliczki, sÄ™dziwe mury.Pusto, cicho.Naraz wyszedÅ‚em na wolnÄ… przestrzeÅ„, owionÄ…Å‚ mnie chłód wody, znalazÅ‚em siÄ™ na wybrzeżu,skÄ…d rozpoÅ›cieraÅ‚ siÄ™ czarodziejski pejzaż Sekwany w nocy, z jej arkadami mostów,wzruszajÄ…cym drżeniem Å›wiateÅ‚ odbijajÄ…cych siÄ™ w wodzie, czarnymi masami nadbrzeżnychgmachów.PrzebyÅ‚em most, zapuÅ›ciÅ‚em siÄ™ w te czarne masy.MinÄ…Å‚em je, ujrzaÅ‚em przed sobÄ…dÅ‚ugÄ…, jasnÄ… alejÄ™, lÅ›niÄ…cÄ… mokrym asfaltem, puÅ›ciÅ‚em siÄ™ niÄ… jak pielgrzym, nie wiedzÄ…c, dokÄ…dwiedzie.Nie chciaÅ‚em pytać nikogo o drogÄ™, byÅ‚o coÅ› miÅ‚ego w tym bÅ‚Ä…dzeniu po omacku, w tymodkrywaniu Paryża.Sen na jawie.Po jakimÅ› czasie odgadÅ‚em, że jestem w samym sercu, naplacu Opery, owym sÅ‚ynnym placu Opery.ZgieÅ‚k, tÅ‚um, haÅ‚as oszoÅ‚omiÅ‚y mnie nagle; orgia Å›wiateÅ‚ dokonaÅ‚a reszty.ByÅ‚ to wówczaspoczÄ…tek nowoczesnych reklam; dziÅ› zapewne wydaÅ‚yby siÄ™ skromne, wówczas byÅ‚y oÅ›lepiajÄ…ce. Passez l hiver à Pau, l été a Aix-les-Bains wrzeszczaÅ‚o Å›wiatÅ‚em z ogromnego gmachunaprzeciw Opery: nigdy tej zdrowej rady nie mogÅ‚em wprowadzić w czyn, ale zapamiÄ™taÅ‚em jÄ…dotÄ…d.Czy może być lepszy dowód skutecznoÅ›ci reklamy?Bulwary! SkrÄ™ciÅ‚em w nie i daÅ‚em siÄ™ nieść fali ludzkiej, ogÅ‚upiaÅ‚y, potrÄ…cany, zaczepianyprzez przekupniów fotografii i przez dyskretne dziewczÄ™ta. Apéritif.raz po raz powtarzaÅ‚o siÄ™w ich propozycjach to nieznane sÅ‚owo, dajÄ…c mi uczuć niedostatek mego filologicznegowyksztaÅ‚cenia.Arab w burnusie, ChiÅ„czyk, Murzynka, to znów polski jÄ™zyk brzmiÄ…cy na tychbulwarach jak egzotyczne narzecze.Terasy przed kawiarniami w styczniu rojne, nieskoÅ„czony sznur dorożek, pojazdów, automobilów.Kwiaciarki, handlarze zabawek, krzykgramofonów, różnojÄ™zyczny szum, w którym dominowaÅ‚a jasna nuta paryskiej francuszczyzny. MaryÅ›, dziwujesz siÄ™? , przypominaÅ‚y mi siÄ™ te sÅ‚owa z Sienkiewiczowskiego Za chlebem.Trzeba wracać.SkrÄ™ciÅ‚em znów w boczne uliczki, niewinnie jak dzieciÄ™: nie czytaÅ‚em jeszcze137dzienników, które by mnie uÅ›wiadomiÅ‚y o ich niebezpieczeÅ„stwach.Kontrast miÄ™dzy hukiem iblaskiem bulwarów a sennym mrokiem ulic starego Paryża byÅ‚ przejmujÄ…cy.Z przecznicywysunęła siÄ™ zupeÅ‚nie stara, skromnie odziana kobieta, o wejrzeniu raczej czcigodnym. Vienschez moi, je serai bien polissonne , szepnęła do mnie.Upiór.ZlÄ…kÅ‚em siÄ™, zaczÄ…Å‚em uciekać,straciÅ‚em kierunek.BrnÄ…Å‚em przez puste ulice zupeÅ‚nie już na oÅ›lep.BaÅ‚em siÄ™.WiedziaÅ‚em, żeaby dojść do domu, trzeba mi przebyć SekwanÄ™. Monsieur, où est la Seine? , spytaÅ‚emzapóznionego przechodnia.Na to dość dziwne zapewne pytanie popatrzyÅ‚ na mnie podejrzliwie,wziÄ…Å‚ mnie może za kandydata na topielca. La Seine est grande , odrzekÅ‚ wreszcie, wzruszyÅ‚ramionami i odszedÅ‚.Z innym dogadaÅ‚em siÄ™ lepiej, pokazaÅ‚ mi kierunek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]