[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ukrywanychinformacji szukało się w analizie statystycznej, w gromadzeniuporozrzucanych po różnych pamięciach strzępków, w dedukcji - na tym tasztuka polegała.O wchodzeniu do czyjegoś domu po prostu nie byłomowy.Oczywiście, trafiali się nielegałowie, którzy się za takie rzeczy brali.Prawo nie dotyczyło wszystkich, wielkie korporacje, zwłaszcza rozmaiteagencje działające w majestacie urzędniczych przywilejów Wspólnot,mogły sobie pozwolić na jego mniej lub bardziej otwarte lekceważenie -mało kto miał szansę wyprocesować od nich swoje, chyba że dostałwsparcie od któregoś z równie potężnych konkurentów.Ale Kuruta nie dałmu prawa do podobnych zagrań, gdyby PreposWar/ego nakryto na wej-ściu, jasno i wyraznie wyczerpującym znamiona określone paragrafami onaruszeniu prywatności danych, nie ująłby się za nim nawet Schweinherz,usiadłby po prostu jak zwykły, drobny złodziejaszek.Teraz, gdy wrócił do tego punktu, wiedząc już, że pozornie prostszamożliwość, choć rodzi całe ogromne drzewo wyborów, ostatecznie kończysię niczym, dostrzegł przeoczoną wcześniej ścieżkę do prawidłowegorozwiązania.Kwestią nie było znalezienie pakera, który tkwił gdzieś tam wdomowym oprogramowaniu.Kwestią było znalezienie drogi, jaką zostałtam wprowadzony, i momentu, kiedy tego dokonano.Podniósł się z materaca, jeszcze czując ślad zmęczeniaw mięśniach, ale myśląc już tak rześko, jakby miał za sobą długą,wygodnie przespaną noc.Nie ubierając się, podszedł do barku i wydobył zniego kwadratową butelkę; czerwono-biały Jasio Wędrowniczek kroczył naetykiecie w otoczeniu napisów wykonanych chińskimi krzaczkami.Nalałparę kropel do szklaneczki, niewiele, tylko żeby przemóc uczuciezmęczenia.Smakując pierwszy łyk, przypomniał sobie o dziewczynie.- Chcesz trochę? - zapytał, obracając się z uśmiechem, przekonany, żepytanie stanowi czystą formalność; ale ona milczała, znieruchomiała zdziwną, jakby nadąsaną miną.Ignorując pytanie, sięgnęła do karku izaczęła odpinać łechtacz.Rzuciła go na ziemię jak zdechłego śliskiegowęża, a potem przewróciła się na brzuch, kryjąc twarz w złożonychprzedramionach.Odrzucony przez dziewczynę przewód zahaczył jedną z przylg o kasetęasystenta, tkwiącą w kieszeni przewieszonego przez krzesło frakowego pasa.Wiktor podszedł do domowego gniazda i uaktywnił je, po razpierwszy nie wiedzieć od kiedy.Końcówka, przyłączana do implantu, byłatu prawie taka sama, jak w jego mieszkaniu, ale sam interfejs,poukładany kiedyś przez kogoś tam do nie wiadomo jakiej pracy, zupełnieinny.Zajęło mu ładnych parę minut przywrócenie standardowych ustawieńi znalezienie ikony portu bezprzewodowego; dopiero gdy udało mu siępołączyć gniazdo z asystentem, poczuł się pewniej.Wszedł przezasystenta do sterowników swojego domu, te zaś w ciągu kilkunastusekund połączyły go z Tannenbau-mem.Nie była to jakość połączenia, dojakiej przywykł, ale chciał już, jak najszybciej przyjrzeć się schematowidomowego oprogramowania obiektu.Pseudogotycki korytarz przesłonił białą ścianę, stertę sprzętu i kryjącypodłogę samoczyszczący futrzak.Prepo-stvary wysączył ostatnie kroplewhisky, przytrzymując płyn na języku, by poczuć jego ożywcze działaniejak najszybciej, odstawił po omacku szklankę i przymknąwszy oczy sięgnąłdo wykuszu swojego węzła.Usiadł przy tym machinalnie w gniezdzie, alepoprzestawał na razie na małej mocy połączenia, na tyle, by nie inicjowaćblokady rdzenia.Błąd w jego rozumowaniu polegał na machinalnym założeniu, żeposzukiwanie pakera wiązać by się musiało z włamaniem do jej domu.Gdyby wtedy się nad sprawą zastanowił, znalazłby inne możliwości.Ktokolwiek i jakkolwiek umieścił paker w domu obiektu, z jej wiedzą czybez, wpisując go przez domowe końcówki czy wprowadzając połączeniemzewnętrznym - musiał go dołączyć, jako specjalizowany moduł, dostandardowego oprogramowania domowego.A standardoweoprogramowania miały to do siebie, że podlegały ciągłym modyfikacjom.Pracowały bezustannie, kontrolując dla wygody użytkownika setki głupstwi drobiazgów, o których nie chciał on być zawiadamiany.Utrzymująckontakt z programami sieci, z jednej strony musiały odsyłać do niejrozmaite dane lub polecenia, z drugiej - przyjmować je.W tym, coprzyjmowały* były także abgrejdy z usprawnieniami bądz uaktualnieniamidomowych programów, kierowane od producenta, i bekapy rozmaitychustawień, wracających do niego dla dopuszczanych ustawą celówmarketingowych i statystycznych.Rozścielił przed sobą ekran wirtualny, zapalając wewnątrz niego interfejsprogramu odtwarzającego - bodaj czy nie najcenniejszego, co znalazł wdostępnej sobie części skarbca Sosołoczki.W świecie rzeczywistym cośmogło po prostu tylko istnieć, tak jak istnieje kamień czy budynek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl