[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawe, czy bardziej chodziło mu o zdemaskowanie człowieka w szeregach upiorzych, czy też autora złośliwego donosu.Nikt się jakoś nie wyrywał, dopiero po dobrej chwili Gnom uniósł dwa paluszki do góry.- Jak wszyscy wiedzą, jestem tylko półdemonem, ale chyba nie o to chodzi.- Nikt nie wie, o co chodzi, to zwyczajna po - twarz! - krzyknął rektor.- Sianie zamętu! - dorzucił Fantomasz.-I wichrzycielstwo! - uzupełniła mumia.- Ciekawe, kto za tym stoi? - odezwał się Gacek.- I komu to służy? - bąknęła Kobieta - Robal.- Zatem dojdźmy do prawdy i oczyśćmy atmosferę - przerwał sloganową licytację Fawson.- Jesteśmy do pańskiej dyspozycji - rzekł Priap, nie zważając na wściekłe spojrzenia pryncypała.Meff namyślał się przez chwilę.Najprostsza byłaby próba święconej wody, której kropelka zwalała z nóg najsilniejszą z mocy piekielnych.Ba, ale skąd wziąć ów bogobojny płyn (o wzorze H2Ośw) w samym środku imperium ciemności.A gdyby tak test lustrzany?Jak wie każdy, nawet początkujący demonolog, upiory, widma, diabły i wszelkie siły nieczyste nie odbijają się w lustrze, przy czym przyczyny tego zjawiska nie potrafią wytłumaczyć najlepsi znawcy optyki.Nie odbijają się i już.Doświadczył tego na sobie i nasz bohater.Po swym pasowaniu na diabła z dnia na dzień zauważał, jak jego odbicie w zwierciadle staje się coraz mniej wyraziste.W miarę jak diabelskość czyniła postępy w jego osobowości, kontury twarzy, rąk robiły się coraz bardziej rozmazane.Najgorzej było z poranną toaletą.Meff musiał przywyknąć do czesania się i mycia zębów po omacku.Z goleniem było trochę lepiej, choć niezwykle groteskowo wyglądało zgarnianie maszynką piany z absolutnie pustej przestrzeni nad kołnierzykiem.- Przynieście lustro - powiedział donośnie.- Słyszeliście, co powiedział Jego Inferrnencja - przynaglił Belfegor.I wszyscy się rozbiegli.Rektor ujął Fawsona pod ramię.- Sądzę, że coś znajdą - powiedział - chociaż zapewne nie będzie to łatwe.Nie gromadzi się luster w domu, w którym się nic nie odbija.Co mógłbym jeszcze zrobić dla Waszej Inferrnencji?- Chciałbym się przez chwilę zastanowić.Sam! - odpowiedział opryskliwie.Lokajska gorliwość gospodarza działała mu na nerwy.Czuł, że zupełnie niepotrzebnie pakuje się w sam środek personalnych rozgrywek.Jak ludzie, jak ludzie - pomyślał z goryczą o swych kolegach po fachu.Ponieważ rektor odszedł, a po studentach nie było nawet śladu, Meff postanowił się przejść.Skręcił z głównego chodnika, kierując się w dół po stromych schodkach wiodących gdzieś w głąb.Uszedł może kilkadziesiąt metrów, kiedy jego uszy złowiły całkiem nowe dźwięki: szmer, szum, plusk.Jeszcze parę kroków i sztuczne ściany ustąpiły miejsca naturalnym pieczarom lodowca.Tyle że wszystko tu płynęło, po ścianach sączyły się strumyczki, zmieniające się w kaskady, potoki.A wszystko dążyło w dół, gdzie ciemniała tafla nie zamarzniętego stawu.Więc tak wyglądała od spodu konstrukcja zamrożonego ponoć na kość Zamku na Lodzie.Co jakiś czas z chrzęstem osuwały się nadtopione filary.- Że to się jeszcze wszystko trzyma - pomyślał, czując nad sobą ciężar milionów ton lodu.I wtedy właśnie został zaatakowany.Kosmate łapy zacisnęły się mu na ciele, a kark owionął gorący oddech.Napastnikiem był biały niedźwiedź.Z potężną siłą począł wlec Fawsona w stronę stawu.Meff, choć nie był nastawiony na walkę z bestią, jakimś ogromnym wysiłkiem oswobodził jedną rękę i psiknął za siebie ogniem w sprayu.Niedźwiedź zawył jak człowiek i odskoczył.Odskakując jednak potrącił rękę Meffa, tak że zbawczy pojemnik potoczył się kilkadziesiąt metrów po lochu.Napastnik jednak nie zamierzał wykorzystywać chwilowej przewagi.Teraz widać było już wyraźnie, że w futrze misia ukrywał się człowiek.Wyciągnął on z jakiejś kieszeni pistolet.Fawson miał ochotę, się zaśmiać.Była to dziecinna zabawka.Pistolet na wodę, używany w niektórych krajach podczas obchodów “lanego poniedziałku".Niemniej kiedy pazur pociągnął za spust i cienki strumyczek dotarł do Meffa, uczuł on przeraźliwe palenie, a zarazem obezwładniający chłód.Woda święcona! - przemknęło mu.- Jestem zgubiony, jeśli trafi mnie w twarz.Ale niedźwiedź nie nacisnął powtórnie na cyngiel.Od strony schodów rozległy się liczne głosy.Opuścił broń i dał nura w ciemnawą rozpadlinę.Ciągle jeszcze dygocąc, na nogach miękkich jak z gąbki, Fawson zsunął się niżej i odszukał swój pojemnik.W tym momencie rozbłysły światła i czereda prymusów zbiegła na dół.W pewnej odległości za nimi dostrzegł Gnoma i Belfegora.- Niestety, Inferrnencjo - wołali jeden przez drugiego - nie znaleźliśmy lustra.Test będzie niemożliwy.- Nic nie szkodzi, podejdźcie na skraj wody! - odpowiedział.- Po kolei!Pierwszy zorientował się Fantomasz.Zamarł w pół kroku.W lot pojęli inni.Uczyniła się cisza, którą odmierzał tylko plusk tysiącznych strumyków i potoczków.- Rozkazuję wam! Stańcie twarzami nad wodą! Wszyscy!Potwory, które po pięciu latach intensywnej edukacji miały wywoływać grozę, w tej chwili budziły ledwo politowanie.Przestraszone, niepewne, zerkały na siebie spod oka.- No, proszę! - powtórzył Plenipotent.- Słyszeliście, co mówi Jego Inferrnencja - zaskrzeczał Mister Priap - podchodzić do wody, kolejno!Ruszył Black Tiger.Wolno, wolno, ale zanim dotarł do stawu, wybuchnął płaczem.Idący za nim Hiperman nie płakał, tylko w nagłym akcie odwagi wykrzyknął:- Nie będę się obcyndalał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]