[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Plac obszerny, co jest razem rynkiem, spacerem i jeziorem Kairu, stosownie do pory roku.Nieraz wychodząc z krętych ulic tego miasta zoczym ten plac jeszcze, ale z tak odmiennąpostacią, że go nie poznawszy wezmiemy za inny jaki i zgubim się w tym labiryncie.Ten pałac po lewej stronie, tak biały i tak wysokim murem otoczony, jest pałacem Murad-beja, tego sławnego Mamluka.W nim mieszkał Bonaparte.W tym pięknym ogrodzie, oto-czonym wysokim murem, padł pod ciosem zdradzieckim waleczny Klber.38Wnijdzmyż we środek miasta.Co za natłok ludu! Jakie przygotowania do wieczornej uro-czystości! Wszędzie krzyk, wrzawa, hałas! Co za rozmaitość ludu! Co za rozmaitość strojów!Tu stary hadżi w zielonym zawoju, na pięknym arabskim koniu, otoczony licznymi saisa-mi, jedzie do meczetu.Tam w spiczastym szarym kołpaku derwisz mrucząc pod nosem mo-dlitwy wraca z klasztoru po dwugodzinnym wyciu8 i spogląda spod oka na przechodzącychKoftów, w długich ciemnokawowych sukniach i w czarnych turbanach; na %7łydów w czerwo-nych spodniach, w czarnych kołpakach, obwiązanych szarą, brudną, jedwabną chustką; naGreków z gołymi łydkami, w tureckich kurtkach, w czerwonych czapkach, w szerokich sza-rawarach, w wąskich pasach, ale bez brody i z długimi włosami; na Ormianów z bobrowymi,w kształcie dyni, czarnymi kołpakami, w sukniach długich i z chińskimi wąsami; i na Fran-ków w europejskim staroświeckim stroju.Tu znowu, przy złoconej i wyrabianej w najpiękniejsze rzezby z kamienia, wysokiej jaktriumfalna brama, publicznej fontannie, święty turecki siedzi na marmurowej ławce, a tłumdzieci i kobiet go otacza.Jest on na wpół nagi, brudny, że aż strach patrzyć! Głowa nie ogolona, a rozczochranewłosy, długie, w puchu i w tłustości zmaczane, wiszą na jego karku i licach jak żmije.Odzieżjego jest złożona z trzystu pozszywanych różnofarbnych kawałków, jak strój arlekiński lubpokrowiec studenckiej piłki.Trzyma kij potężny w jednym ręku, a miskę drewnianą w dru-gim.Jak przyjdzie obiadowa godzina, wnet ta miska zostanie napełniona żywnością przezprzechodniów.Oczy jego obłąkane, usta rzucają niewyrazne słowa z Alkoranu.Lud mu siękłania, a kobiety niepłodne całują go w palec.Przed laty miał on jeszcze większy przywilej, ale teraz Araby poznały się już trochę naswym głupstwie!Jest to pewien rodzaj nieszkodliwego wariata, któren się włóczy po kraju (jeśli jest z włó-czących się, gdyż są i tacy, co zawsze w jednej dziurze siedzą).Gdzie taki święty umrze,prawowierni muzułmanie wystawiają mu okrągłą kapliczkę i chodzą potem przez wieki doniej w pielgrzymkę.Podobnych świętych i kapliczek mnóstwo.Jednak nie każden może sa-mowolnie ten sposób życia sobie obierać.Trzeba się doń kwalifikować, to jest być natchnio-nym, czyli mieć mniej jedną klepkę w głowie!Już teraz, gdy jesteśmy wewnątrz miasta, możemy biegać aż do wieczora tymi wąskimiuliczkami, których górne piętra prawie się z sobą stykając tworzą naturalne sklepienie, przezktórego szczelinę rzadko promienie słońca zaglądają.Otóż przepyszny meczet Fatymy! Co zapracowite wyrabiania! Jak piękne kolumny, fontanny, sklepienia! Jak bogate kagańce! Dziś wwieczór ten cały meczet będzie oświeconym, a pod strojem arabskim, któren nosimy, śmiałowsuniem się ukradkiem pomiędzy prawowiernych muzułmanów i obejrzem go do woli.Tenmeczet został wybudowanym przez Moiz-Lendillaha, pierwszego kalifa fatymidzkiego, któ-rego znamy historię.Otóż dalej bazary! A ileż tych bazarów.! Tu sklepiona, a widna ulica, w której same sza-ty; tu sama broń kosztowna; tu kadzidła i pachnidła.Tu ulica, w której po obu stronach wy-stawione same żółte b a b u s z e (trzewiki).Tu inna, w której same tylko czerwone; tu zno-wu same tylko amarantowe czapki; tu same przysmaki i słodycze; tu same fajki, tytoń ibursztyny; tu same jak najrzadsze owoce, tu same szale perskie i kaszmirskie.A co ludu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]