[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, tyle czasu.Dobrze, to miło z twojej strony.Nie, oczywi-ście, że nie.Nie, bardzo się cieszę.Oczywiście.Doprawdy?.Tak, byłam ciekawa, cosię z tobą dzieje.Co takiego?.Mówisz serio?.W takim razie cieszę się.Moje najlep-sze gratulacje.Nie wątpię, że jest czarująca.Tak, miło z twojej strony.Chętnie bymją poznała.Sarah podniosła się z poręczy fotela i ruszyła z wolna w stronę drzwi.Szła, nic niewidząc.W oczach miała pustkę, a w dłoni zmięty list.Ann mówiła dalej: Nie, jutro nie mogę.naprawdę, ale zaczekaj chwilę.Mam tu gdzieś kalendarzyk. Zawołała ponaglająco: Sarah!Sarah przystanęła w drzwiach. Tak, mamo? Gdzie jest mój kalendarzyk? Twój kalendarzyk? Nie mam pojęcia.Sarah była myślami gdzie indziej.Ann powiedziała z irytacją: No to idz i poszukaj.Gdzieś przecież jest.Może w mojej sypialni, na stoliku przyłóżku.Kochanie, pośpiesz się, proszę!Sarah wyszła posłusznie z pokoju, by powrócić po chwili z kalendarzykiem. Proszę, mamo.Ann zaczęła gorączkowo wertować strony. Jesteś tam jeszcze, Richardzie.? Nie, lunch mi nie odpowiada.A nie wpadliby-ście na kieliszek wina w czwartek.? Nic z tego.? A na czwartkowy lunch? Też nie.?Odjeżdżacie porannym pociągiem.? Tak, rozumiem.Gdzie się zatrzymaliście.? Och,to przecież tuż za rogiem.W takim razie wpadnijcie na chwilę.Tak, miałam wyjść, aleto nic ważnego, mam jeszcze sporo czasu.To wspaniale.Przychodzcie zaraz.Odłożyła słuchawkę i zapatrzyła się przed siebie nie widzącym spojrzeniem.Sarah zapytała przez grzeczność: Kto to był? i dodała z wysiłkiem: Mamo, Gerry pisze.Ann otrząsnęła się jak po długim śnie. Powiedz Edith, niech przyniesie najlepsze kieliszki i szklanki, i trochę lodu.I toprędko.Wpadną tu za chwilę.Sarah posłusznie ruszyła ku drzwiom. O kim mówisz, mamo? spytała obojętnie. O Richardzie.O Richardzie Cauldfieldzie! A kto to jest?Ann popatrzyła na nią ostro, lecz twarz Sarah nie przejawiała żadnych uczuć.Zgodnie z poleceniem wyszła do kuchni.Kiedy wróciła, Ann powiedziała raz jeszczez przejęciem:117 To był Richard Cauldfield. Kto to jest Richard Cauldfield? Do Sarah nadal nic nie docierało.Ann, czując narastający gniew, zacisnęła dłonie.Minęła minuta, albo i dwie, nimzdołała przemówić. Jak to, nawet nie pamiętasz jego imienia i nazwiska?Oczy Sarah jeszcze raz powędrowały w stronę listu, który ściskała w dłoni.Powiedziała najnormalniej w świecie: A powinnam? Czyżbym go znała?Głos Ann stał się chrapliwy.Słowa wypowiedziane z wielką emfazą tym razem niemogły ujść uwagi córki. Richard Cauldfield.Sarah popatrzyła na nią przestraszona.Nagle wszystko pojęła. Co takiego? Nie powiesz chyba, że to Kalafior? Właśnie on.Dla Sarah zabrzmiało to jak dobry żart. Czyżby wracał? zapytała pogodnie. Nadal ma na ciebie oko, mamo? Nie Ann odparła krótko. Richard Cauldfield jest żonaty. Niezła robota.Ciekawe, jak też wygląda pani Cauldfield. Za chwilę się przekonasz.Zatrzymali się tuż za rogiem, w Langport, więc zachwilę tu będą.Tylko proszę, upchnij gdzieś te książki.I wynieś swoje rzeczy do hallu.Rękawiczki też.Ann otworzyła torebkę i przyjrzała się sobie w podręcznym lusterku. Dobrze wyglądam? zapytała córkę, kiedy ta na powrót znalazła się w salonie. Wręcz ślicznie odparła Sarah, nawet nie zadając sobie trudu, by spojrzeć namatkę.Miała swoje zmartwienia.Ann tymczasem zamknęła torebkę; krążąc niespokojnie po pokoju, to poprawiałaustawienie foteli, to przekładała z miejsca na miejsce poduszkę po poduszce. Mamo, miałam wiadomości od Gerry ego. Naprawdę?Wazon z rdzawymi chryzantemami prezentowałby się lepiej na brzegu stołu. Miał okropnego pecha. Naprawdę? Cygarniczka tu, a tu zapałki. Tak, coś złego stało się z pomarańczami, drzewa dotknęła jakaś choroba, a oni jego wspólnik popadli w długi i.i teraz muszą wszystko sprzedać.Cała wyprawaskończyła się klapą. Jaka szkoda.Ale nie powiem, by mnie to zaskoczyło. Dlaczego? Gerry emu chyba zawsze zdarzały się podobne historie padła wymijająca od-powiedz.118 Tak.rzeczywiście. Sarah była przybita.Oburzanie się na Gerry ego nie przy-chodziło jej teraz tak łatwo jak poprzednio.Powiedziała niezdecydowanie: Choć,mamo, to nie musi być jego wina. Może i nie zgodziła się Ann obojętnie. Jednak obawiam się, że ten chłopakma szczególne inklinacje do robienia rzeczy bezsensownych.Sarah znów przysiadła na poręczy fotela.Zapytała poważnie: Mamo, czy ty myślisz, ale tak naprawdę, że Gerry nigdy do niczego nie dojdzie? Nie zdaje mi się. Ale przecież.Ja wiem, jestem pewna, że Gerry ma wiele zalet. To czarujący młody mężczyzna, nie przeczę, ale jednocześnie to ktoś, kto nigdynie potrafi przystosować się do otoczenia. Cóż. westchnęła Sarah. Gdzie jest sherry? Richard zawsze przedkładał sherry nad dżin.Och, jest. Gerry pisze, że wybiera się do Kenii; on i jego kumpel.Zamierzała sprzedawać sa-mochody i prowadzić warsztat. To nadzwyczajne skomentowała Ann jak wielu życiowych pechowców koń-czy na warsztacie samochodowym. Nie mów tak.Gerry to złota rączka, jeśli chodzi o samochody.Kupił kiedyś grata zadziesięć funtów i wyczarował z niego wspaniały wóz.No i wiesz, mamo, Gerry w grun-cie rzeczy wcale nie jest leniwy i wcale nie wykręca się od pracy.Potrafi pracować, i toprzerazliwie ciężko.Gerry, jak mi się zdaje, po prostu mija się z właściwą oceną rzeczy.Pierwszy raz od początku rozmowy do Ann dotarł sens słów córki.Zareplikowała ła-godnie, lecz zdecydowanie. Wiesz, Sarah, na twoim miejscu, przestałabym zawracać sobie głowę Gerrym.Usta Sarah zadrżały. Tak mówisz, mamo? Pełne niepokoju pytanie dziewczyny zawisło w próżni;czyjaś ręka, niecierpliwie i, zdawałoby się, bezdusznie, naciskała dzwonek u drzwi. Oto i oni powiedziała Ann, stając przy kominku w raczej sztucznej pozie.Rozdział czwartyRichard wszedł do salonu ze zbyt pewną siebie miną, jaką przybierał za każdymrazem, kiedy czuł się zakłopotany.W tym przypadku, być może, chodziło o Doris.Bo Doris, co rzucało się w oczy, była osobliwym stworzeniem: wiecznie nadąsanymi z wiecznymi pretensjami do męża.Aadna, o wiele młodsza od Richarda, za wszelkącenę starała się wykazać swą niezależność.Ann, czarująco uśmiechnięta, postąpiła parę kroków do przodu, aby przywitać gości.Czuła się jak aktorka na scenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]