[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.169zakończonych uszach19.W niektórych miejscach las podszyty byłkrzakami dzikiego jaśminu20, upiętymi w girlandy z cienkichpnączów kwitnących różowo.Płytkie parowy i wgłębienia porastałypaprocie zbite w jeden nieprzenikniony gąszcz: to niskie i rozłożyste,to wysokie, z pniami poobwijanymi jakby kądzielą, sięgające aż dopierwszych konarów drzew i rozpostarte pod nimi w delikatną,zieloną koronkę.W głębi nie było jednolitych drzew: daktylowce,rafie, palmy wachlarzowe, sykomory, chlebowce, euforbie, olbrzymieodmiany senecjonów, akacji, drzewa o uliścieniu ciemnym ilśniącym, i jasnym lub czerwonym jak krew, rosły obok siebie, pieńprzy pniu, splątane gałęziami, z których strzelały kwiaty żółte ipurpurowe, podobne do świeczników.W niektórych ostępach niebyło wcale widać drzew, gdyż od ziemi aż do wierzchołkówpokrywały je pnącze przerzucając się z pnia na pień, tworząc jakbywielkie litery: W i M, zwieszając się na kształt festonów, firanek icałych kotar.Liany kauczukowe21 dusiły wprost w tysiącznychwężowych skrętach drzewa i zmieniały je w piramidy zasypanebiałym kwieciem jak śniegiem.Naokół większych lianów obwijałysię mniejsze i gmatwanina stawała się tak niesłychana, żeprzetwarzały się niemal w ścianę, przez którą ani człowiek, anizwierz nie zdołałby się przedrzeć.Miejscami tylko, gdzieprzedzierały się słonie, których sile nic nie potrafi się oprzeć, byłypowybijane w gąszczu jakby głębokie i kręte korytarze.Zpiewu ptaków, który tak umila lasy europejskie, nie było wcalesłychać, natomiast wśród wierzchołków drzew rozlegały sięnajdziwaczniejsze wołania, podobne to do odgłosu, jaki wydaje piła,to do bicia w kotły, to do klekotania bocianów, to do skrzypieniastarych drzwi, to do klaskania w ręce, do miauczenia kotów lubnawet do głośnej podnieconej rozmowy ludzkiej.Kiedy niekiedywzbijało się ponad drzewa stadko papug szarych, zielonych, białychlub gromadka jaskrawo upierzonych tukanów, o cichym falistymlocie.Na śnieżnym tle kauczukowych pnączy migały niekiedy jakleśne duchy małe małpki żałobniczki22, czarne zupełnie, z wyjątkiem19Lissohilosia20Jasminum trifoliatum21Landolphia florida.22Colobus caudatus.170białego ogona, białych pasów po bokach i takichże faworytówotaczających twarz barwy węgla.Dzieci patrzyły z podziwem na ten dziewiczy las, na który możejeszcze nigdy nie spojrzały oczy białego człowieka.Saba dawał cochwila nurka w gąszcze, skąd dochodziło jego wesołe szczekanie.Małą Nel pokrzepiła chinina, śniadanie i wypoczynek.Twarzyczkajej ożywiła się i nabrała lekkich kolorów, oczki patrzyły weselej.Cochwila wypytywała Stasia o nazwy rozmaitych drzew i ptaków, a onodpowiadał, jak umiał.Na koniec oświadczyła, że chce zejść z koniai nazbierać dużo kwiatów.Lecz chłopak uśmiechnął się i odrzekł: Zaraz by cię tam zjadły siafu. Co to siafu? czy to co gorszego od lwa? I gorszego, i nie gorszego.To są mrówki kąsające ogromnie.Pełno ich na gałęziach, z których spadają ludziom na plecy jak deszczognisty.Ale chodzą i po ziemi.Spróbuj tylko zsiąść z konia i pójśćtrochę w las, a zaraz zaczniesz podskakiwać i piszczeć jak małpka.Nawet od lwa łatwiej się obronić.Czasem idą w ogromnychszeregach i wtedy wszystko im ustępuje z drogi. Ale ty dałbyś sobie z nimi radę? Ja? Rozumie się! A jak? Za pomocą ognia albo ukropu. Ty to sobie zawsze potrafisz poradzić rzekła z głębokimprzekonaniem.Stasiowi pochlebiły wielce te słowa, więc odpowiedziałzarozumiale, ale zarazem i wesoło: Byleś była tylko zdrowa, to resztę możesz zdać na mnie. Mnie już nawet i głowa nie boli. Chwała Bogu, chwała Bogu!Tak rozmawiając minęli las, który jednym tylko bokiemdochodził do parowu.Słońce stało jeszcze wysoko na niebie idopiekało potężnie, gdyż pogoda uczyniła się wspaniała i na niebienie było żadnej chmurki.Konie oblały się potem, a Nel poczęłabardzo narzekać na gorąco.Z tego powodu Staś upatrzywszyodpowiednie miejsce skręcił do wąwozu, w którym zachodnia ścianarzucała głęboki cień.Było tam chłodniej i woda, pozostała wewgłębieniach po wczorajszej ulewie, była również stosunkowochłodna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]