[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To tylko taka poetycka przenośnia.- Nawet tego nie potrafisz?-Nie.Brutha raz jeszcze spojrzał na pustynię.Poza linią przyboju, poza kilkoma kępkami trawy, która już kiedy rosła, wydawała się usychać, ciągnęły się tylko wydmy.- W którą stronę do Omni? - zapytał.- Nie chcemy iść do Omni - przypomniał Om.Brutha przyjrzał się żółwiowi.Podniósł go z piasku.- Myślę, że to tam.Om gorączkowo wymachiwał łapkami.- Po co chcesz iść do Omni? — zapytał.- Nie chcę - odparł chłopiec.- Ale mimo to idę.***Słońce wisiało wysoko nad plażą.A może i nie.Brutha wiedział teraz sporo o słońcu.Wiedza sączyła mu się do głowy.Efebianie bardzo pilnie studiowali astronomię.Expletius udo­wodnił, że Dysk ma dziesięć tysięcy mil średnicy.Febrius, który o świ­cie wzdłuż całego kraju ustawił niewolników o szybkiej reakcji i do­nośnych głosach, wykazał, że światło przemieszcza się z prędkością mniej więcej taką jak dźwięk.A Didactylos rozumował, że w takim przypadku, aby przesunąć się pomiędzy słoniami, słońce musi po­konywać na swej orbicie trzydzieści pięć tysięcy mil dziennie, czyli - inaczej mówiąc - musi lecieć dwa razy szybciej niż jego własne światło.To znaczy, że na ogół widzi sieje tam, gdzie już było, z wy­jątkiem dwóch razy dziennie, kiedy samo siebie dogania.To rów­nież oznacza, że całe słońce jest cząstką szybszą niż światło - tachjonem, czy też szybkim draniem, jak je nazwał Didactylos.Wciąż było gorąco.Pozbawione życia morze zdawało się parować.Brutha brnął przed siebie, krocząc wprost nad jedyną w pro­mieniu wielu mil plamą cienia.Nawet Om przestał narzekać - pa­nował zbyt wielki upał.Tu i tam odłamki drewna przetaczały się w pianie na granicy morza.Przed Bruthą powietrze falowało nad piaskiem.A na piasku leżała ciemna plama.Zbliżał się do niej i patrzył obojętnie, niezdolny do żadnej sen­sownej myśli.W świecie pomarańczowego żaru plama była jedynie punktem odniesienia, rozszerzającym się i kurczącym na przemian w migotliwej mgiełce.Z bliska plama okazała się Vorbisem.Długo trwało, nim świadomość tego przesączyła się do głowy chłopca.Vorbis.Bez szaty.Cała porwana.Tylko w kamizeli.Nabijanej ćwiekami.Cała noga.We krwi.Pokaleczona na.Kamieniach.Vorbis.Bruthą osunął się na kolana.Scalbie na linii przyboju zakrakał.- On jeszcze.żyje.- Szkoda — mruknął Om.- Powinniśmy coś.zrobić.dla niego.- Tak? Poszukaj jakiegoś kamienia i rozwal mu głowę.- Nie możemy go tak zostawić.- Przekonamy się.-Nie.Bruthą wsunął rękę pod ramiona ekskwizytora i spróbował go podnieść.Ku jego tępemu zdumieniu, Vorbis prawie nic nie ważył.Szata skrywała ciało będące zaledwie skórą obciągniętą na kościach.Bruthą mógłby przełamać je gołymi rękami.- Co ze mną? -jęknął Om.- Ty masz cztery nogi - odparł chłopiec.- Jestem twoim Bogiem!- Tak.Wiem.Bruthą ruszył wolno po piasku.- Ale co chcesz z nim zrobić?- Zabrać go do Omni - wychrypiał Bruthą.- Ludzie muszą wiedzieć.Co zrobił.- Oszalałeś! Myślisz, że dasz radę nieść go aż do Omni?- Nie wiem.Spróbuję.- Ty.Ty.- Om uderzył łapką o piasek.- Na świecie żyją mi­liony ludzi, a ja musiałem trafić na ciebie! Dureń! Dureń!Brutha wolno stawał się rozmytym kształtem w falującym po­wietrzu.- To koniec! - krzyczał Om.- Nie jesteś mi potrzebny! Myślisz, że cię potrzebuję? Wcale nie! Szybko znajdę sobie innego wyznaw­cę! Żaden problem!Brutha zniknął.- I wcale cię nie gonię! - wrzasnął Om.***Brutha patrzył na swoje stopy wlokące się jedna za drugą.Przekroczył już granicę, przed którą zdolny był do myśle­nia.W jego topniejącym z gorąca mózgu krążyły tylko ode­rwane obrazy i strzępy wspomnień.Sny.To te obrazy w głowie.Coaxes napisał cały zwój na ich temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl