[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem - odparłam cierpko, bo sytuacja nagle zaczęła mnie irytować.- Chciałabym ją odnaleźć, żeby się dowiedzieć.Liczę na to, że pani mi w tym pomoże.Wzruszyła ramionami.Zacisnęła usta, obejrzała mnie od góry do dołu, dłużej zatrzymała wzrok na pantoflach i wzruszyła ramionami ponownie.- A pani w ogóle kto?Widać było wyraźnie, że pytanie ma szeroki zakres i samo nazwisko nie wystarczy.Jak, do tysiąca piorunów, miałam jej w dwóch zdaniach wyjaśnić, kim jestem, dlaczego szukam tej cholernej Kaśki, po co mi zaginiony chłopczyk, skąd konieczność zachowania tajemnicy i z jakiej racji miałaby obdarzyć mnie zaufaniem.Już prędzej potrafiłabym powiedzieć, kim NIE jestem, królową angielską, pracownikiem policji, sekretarką dostojnika, primadonną w operze, członkiem przestępczej kliki.Drogą eliminacji może by się do czegoś doszło.- Powiem pani, o co tu chodzi - zdecydowałam się, chociaż ciągle byłam zła.- Gdybyśmy mogły gdzieś usiąść.Nie umiem rozmawiać na stojąco, a tego będzie dość dużo.Znów przyjrzała się moim pantoflom i nagle jakby przestała się wahać.Wprowadziła mnie do pokoju.Nie rozglądałam się z przesadną uwagą, ale doznałam wrażenia, że ani ten pokój, ani w ogóle całe mieszkanie, nie pasuje do osoby, która je zajmuje.Zarówno atmosfera, jak i wyposażenie miały inny charakter i inny poziom.Marianna Gołkowska mogłaby tu przychodzić sprzątać i podlewać kwiatki, nie mieszkać.Coś mi nie grało.- No? - powiedziała pytająco i usiadła na brzegu fotela przy niskim stoliku.Sposób siadania też coś znaczył.Powiadomiłam ją kim jestem, wywlekając z torebki wszystkie pisemne potwierdzenia, jakie miałam przy sobie, z prawem jazdy włącznie.Nie udawała uprzejmie, że skąd, cóż znowu, wcale nie chce oglądać, przeciwnie, każdy papierek przeczytała z największą skrupulatnością.Przeczekałam to w milczeniu, tłumiąc zniecierpliwienie.Kiwnęła w końcu głową takim gestem, jakby aprobowała moje istnienie i pozwalała mi na dalszą egzystencję, prawie poczułam, że dotychczas żyłam bezprawnie i dopiero teraz zyskałam akceptację.W porządku, niech jej będzie.Zgarnęłam ze stolika papiery.- Kasię znam z widzenia - oznajmiłam zimno.- Wiem, że zabrała ze sobą chłopczyka, który uważany jest za zaginionego.Tego małego Suszkę, co? - przerwała mi i w głosie jej pojawiła się wyraźna, jadowita satysfakcja.Postarałam się ukryć zaskoczenie.- Pani zna sprawę?Kiwnęła głową i popatrzyła na mnie wyczekująco.- W takim razie powinna pani wiedzieć, że on jest poszukiwany, l nie każdy z tych szukających dobrze mu życzy.Ja bym też chciała, nie tyle może go znaleźć, ile wiedzieć gdzie jest i czy jest bezpieczny.Dotrzeć do niego w każdym razie.- A za panią dotrze ten.- wyrwało jej się i natychmiast zacisnęła usta.Gorąco zrobiło mi się od razu, ta baba najwyraźniej w świecie wiedziała więcej ode mnie, a może nawet wszystko.Krótka, urwana supozycja zawierała w sobie olbrzymią treść.- Jak dotrze za mną, to dotrze i do mnie - wytknęłam.- A może ja bym chciała jeszcze trochę pożyć i postaram się, żeby nie.Ktoś w końcu powinien to dziecko zabezpieczyć, zanim go dopadną, a ja znam parę odpowiednich osób.Nie mam zamiaru w tej kwestii popełniać żadnych nieostrożności i niech pani sama oceni, czy lepiej go szukać głupio, czy mądrze.Żeby szukać mądrze, coś wiedzieć muszę.Marianna Gołkowska może i wysłuchała co mówię, ale myślała po swojemu.- Zabić, to go może i nie zabiją - rzekła z powątpiewaniem.- Chociaż głowy bym nie dała.Ogłupią chyba do reszty, a on wcale taki głupi nie był.A możliwe, że łeb ukręcą.Ja nie wiem, gdzie on jest.- Naprawdę pani nie wie?Naprawdę.Nie chciałam wiedzieć, I nie chcę.Powiedziałabym pani, bo widzę, że pani jest nie z tych.Po nogach poznałam.Rozmaicie objawiały się moje cechy charakteru i umysłu, ale żeby w nogach, usłyszałam pierwszy raz.Patrzyłam na nią, nie kryjąc osłupienia, skoro coś tam objawia się w nogach, na twarzy już nie musi.- Pantofle - wyjaśniła miłosiernie.- Ja nie wiem, co w tym jest, ale zawsze na nogi patrzę i nie pomyliłam się jeszcze nigdy w życiu.To jest razem, nogi i buty i one mogą być wredne, albo porządne, albo wszystko inne.Pani jest, owszem, porządny człowiek, powiem pani co ja myślę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]