[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to gest, który wziął ze starego filmu, z Redfordem iNewmanem Żądło, w którym bohaterowie używali takiego sygnału, gdy znaleźli kogoś wartegoobrobienia.Hamilton zaadaptował znak do własnych potrzeb.Kiedy tak robił, oznaczało to: "Masz ochotę zapalić?"Mikę, Joni, Chang i Virgin Bruce.wszyscy unieśli ręce, aby potrzeć nos palcem, ale jakby nazawołanie zamarli.Spoglądali na siebie, nie wiedząc, co się dzieje, a później zwrócili głowy w kierunku Jacka Hamiltona.W każdej z nich zrodziła się ta sama myśl: Sądziłem, że to sprawa między tobą amną, Jack.Sam Hamilton bawił się wspaniale, patrząc na głupie miny malujące się na naszychtwarzach.Zepsuł nas wszystkich.Virgin Bruce nie był jedynym, który miał coś na sumieniu.Scenę te przerwał Popeye Hooker, który cicho wstał z krzesła i skierował się do wyjścia.Niktzdawał się tego nie widzieć, z wyjątkiem mnie i Jacka.Kiedy wszyscy zaczęli się śmiać - oczywiście z siebie, a nie z Popeye'a - wymieniłem z Hamiltonem porozumiewawcze spojrzenie.Obaj zdaliśmysobie sprawę, że zrobiliśmy coś niewłaściwego.Popeye nie powinien czuć się wyobcowany z naszegogrona.Zrozumiał, że nie jest wtajemniczony, więc tych kilka minut, w czasie których zapomniał oprzeszłości wspaniale się bawiąc, minęło bezpowrotnie.Virgin Bruce potrafił zwierzyć się ze swoich grzechów, ale Popeye miał w sobie coś, co powstrzymywało go od rozmowy o własnych zmartwieniach.Musieliśmy stawić temu czoło.Tymczasem pogorszyliśmy tylko całą sprawę.Jack patrzył, jak Hooker wspina się po drabince prowadzącej na korytarz i byłem pewien, żeprędzej czy później naprawi swój błąd.Zamierzał wciągnąć Popeye'a do naszego grona.Po nimmożna było spodziewać się wszystkiego.19Aparat słuchowyW Gujanie Francuskiej jest nawet goręcej niż w Huntsville, a więc samopoczucie Claytona Dobbsabyło tu znacznie gorsze.Inżynier twierdził, że został stworzony do życia w chłodnym, doskonaleklimatyzowanym otoczeniu.Jeżeli letnie upały w Alabamie uniemożliwiały mu normalnefunkcjonowanie, to tropikalny klimat tej zapomnianej przez Boga części Ameryki Południowej sprawił, że czuł się tak, jakby stał wewnątrz pieca hutniczego.Chyba już po raz setny przejechał dłonią po czole, z którego lał się strumieniami pot.Popatrzył na wieżę startową centrum kosmicznego i ośrodek kontrolny trzy mile dalej.Z tej odległości zdołałrozróżnić tylko nowo powstały budynek montażu pojazdów, który zbudowano na miejscu starego,jeszcze z lat osiemdziesiątych.Europejczycy powielili po prostu budowlę tego typu należącą do NASA, znajdującą się na Merrit Island.Kiedyś uważał ją za szkaradną.Teraz nie miało to żadnego znaczenia.Liczył się tylko fakt, że było to najbliższe miejsce z klimatyzacją.Na otwartej przestrzeni panowałbowiem niewyobrażalny upał.- Kenneth! - zawołał, nie odrywając wzroku odpotężnej budowli, której kształt falował w rozgrzanym powietrzu.Nie słysząc odpowiedzi rozejrzał się.- Kenneth! - krzyknął głośniej.Kenneth Crespin wciąż rozmawiał z niemieckim technikiem, posługując się jego ojczystymjęzykiem.Pomachał niecierpliwie ręką Dobbsowi.Niemiec spojrzał na niego ponad ramieniemCrespina.- Clayton, znasz przepisy obowiązujące obsługę naziemną.Włóż z powrotem kask - powiedział.Dobbs zerknął na biały plastikowy kask, zawieszony u paska od spodni.Zdjął go kilka minut temu,nie mogąc znieść pieczenia skóry na głowie.Z pogardą popatrzył na Niemca, którego przezwał VonSchmuck, i z niechęcią nałożył kask.Crespin w dalszym ciągu przyglądał mu się krytycznie.- Przydałoby się także, abyś wpuścił koszulę i poprawił krawat - dodał chłodno.- Co to komu przeszkadza, do cholery? - wymamrotał Dobbs pod nosem.Ze złością wsunąłkoszulę do spodni, ale krawat zostawił w spokoju.Stwierdził, że zapięcie kołnierzyka byłoby ponadjego siły.Z przyjemnością dostrzegł mokre plamy potu pod pachami i na plecach Crespina.- Tobie też nie jest chłodno, prawda, Kenny? - pomyślał.Dobbs spojrzał na zegarek.Do startu została niecała godzina, więc już niedługo wrócą do cen-trum.Jeszcze raz zatrzymał wzrok na ogromnej Ariane 5 HLV wiszącej przy centralnym maszcie.Pomost prowadzący do promu Hermes nie został jeszcze usunięty.Wewnątrz pomieszczenia nadpromem technicy pomagali dopiero dwuosobowej załodze w przygotowaniach do lotu.Wieża po-mocnicza pięć godzin temu została już odsunięta na specjalnych szynach i w najbliższym otoczeniuwahadłowca kręciło się zaledwiekilku ludzi.Podobnie jak Rosjanie i Amerykanie, Europejczycy dawno już docenili zaletykorzystania ze statków wielokrotnego użytku, a sprawność operacji startowych wcale nie ustępowałatym na Cape Canaveral.Dobbs przeniósł wzrok na wieżę pomocniczą.Był w niej kilka godzin wcześniej, jeszcze przedświtem.Przeszedł platformą na Hermesa, aby przeprowadzić ostatnią kontrolę ładunku wynoszonegona orbitę.Towarzyszyło mu tylko dwóch techników, jeden ze Skycorpu, drugi zaś z EuropejskiejAgencji Kosmicznej.Z wyjątkiem francuskiej załogi, tylko kilku ludzi, związanych bezpośrednio z tą sprawą, wiedziało dokładnie, co znajduje się we wnętrzu Hermesa.Tuż przed zamknięciem izapieczętowaniem luku ładowni Dobbs czule poklepał bok centralnego modułu Ucha.Rozstanie nie było jednak długie.Za kilka tygodni miał spotkać się ponownie ze swoim dzieckiemw kosmosie, na stacji Freedom.W zamyśleniu grzebał końcem buta w suchym jak popiół piasku.Lodowaty strach opanował jego umysł, zagłuszając nawet uczucie gorąca.- W kosmosie - pomyślał.-Cholera.Jestem przecież inżynierem.Spędzam większość życia przed terminalem CAD/CAM.Po co ulicha mam lecieć na tę przeklętą orbitę?W głośnikach otaczających platformę startową rozległ się piskliwy sygnał i ktoś powiedział kilkasłów po francusku.Dobbs nic nie zrozumiał, ale zauważył, że przy promie zrobiło się całkiem pusto.Nadszedł czas na opuszczenie najbliższego sąsiedztwa wieży startowej.Crespin i Niemiec skierowalisię do zaparkowanej obok furgonetki, gdzie zgromadziło się już kilkunastu mężczyzn.Jeden z nichwyjął butelkę Dom Perignon z podręcznej lodówki, stojącej natylnym siedzeniu, i zdejmował drut przytrzymujący korek.Inni otoczyli go, szykując już plastikowe kubeczki.- No proszę, teraz cała obsługa naziemna zamierza się upić - szepnął Dobbs do ucha Crespina.- Nie, chcą tylko wznieść toast - odpowiedział cicho Crespin, obrzucając Dobbsa nieprzyjaznymspojrzeniem.- To długoletnia tradycja.Czczą każdy udany start jako zwycięstwo.Aż tak bardzo ci to przeszkadza?- Nie, nie przeszkadza mi to ani trochę! - krzyknął niemal Dobbs.- Tylko że na tym jest ładunekwart pięć miliardów!Wszyscy technicy podnieśli na niego wzrok, w chwili gdy wystrzelił korek od szampana.Jeden zpracowników odłączył od grupy i podszedł do Dobbsa.- Jeżeli ci się to nie podoba - rzekł z uśmiechem łamanym angielskim - nie musisz tego okazywać.- Ciay, przypomnij sobie skąd NASA zaczerpnęła kilka wspaniałych pomysłów.Jeżeli nigdy niewidziałeś czegoś podobnego na Cape, to możesz winić za to tylko siebie - stwierdził Crespin jużnormalnym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl