[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę zabrać to świństwo ze stołu.Telewizor może pan odsunąć na brzeg.Ostrożnie! Niech pan nie obróci anteny! Proszę odsunąć się i nie bać.Raz, dwa, trzy!Klarnet zrobił kilka kroków ku drzwiom i wtedy nad stołem coś się pojawiło.Ni to obłok, ni to słoneczny zajączek, ni to.Co, nie udało mu się ustalić.Zapachniało spalenizną i na starej ceracie zaczęła rosnąć brązowa plama.Wkrótce buchnął także dym.- Oferma! - powiedziała nieznajoma.- Nawet zmierzyć jak należy pan nie potrafi.No, czego pan stoi? Niech pan to szybko zgasi!Klarnet pomknął do kuchni w pośpiechu zapomniawszy zamknąć drzwi.Kiedy pędem wracał z czajnikiem, przy drzwiach jego pokoju stał już węszący Budiłow.- Pożar u pana czy co?- Nie.Niedopałek przepalił ceratę.Budiłow spróbował wejść, ale Klarnet zatrzasnął mu przed nosem drzwi i przekręcił klucz.Stół już się dobrze palił.Klarnet wylał nań czajnik wody, ale było jej za mało i musiał biec po drugi.- Wystarczy! - powiedziała dziewczyna.- Słyszy pan? Wystarczy, bo wszystko mi pan zepsuje.Proszę wziąć nadajnik.Klarnet wydobył z wypalonej w stole dziury maleńką czarną szkatułkę.- No, proszę mówić.- Co mówić? - zmieszał się Klarnet.- Jak ma pan na imię?- Jura.- Dobrze, niech będzie Jura.A więc tak, Jura: żadnych pytań, bo będę musiała zerwać wszelkie kontakty z panem.Wszystko, co powinien pan wiedzieć, powiem sama.A propos, mam na imię Masza.- Bardzo mi przyjemnie! - powiedział Klarnet.Masza ukłoniła się śmiesznie.- Znajdujemy się w tym samym punkcie przestrzeni, ale jesteśmy oddzieleni od siebie pewnym okresem czasu, jakim - nieważne.Pan jest tam, a ja tu - w przyszłości.Jasne?- Gdzie?! - zapytał oszołomiony Klarnet.- Gdzie się pani znajduje?- W Leningradzie, a gdzieżby?- Proszę wybaczyć - wymamrotał Klarnet - to jakby powiedzieć.- Żadnego jakby powiedzieć.Jestem historykiem-lingwistą, zajmuję się poezją dwudziestego wieku.Zgadza się pan mi pomóc?- Ja nigdy.w ogóle.- Ja także nigdy nie rozmawiałam z takim.no, słowem, pomoże pan czy nie?"Ależ ona natarczywa" - pomyślał Klarnet, ale głośno powiedział:- Będę rad, jeśli będę mógł pani pomóc.- To dobrze! - Masza uśmiechnęła się czarująco.A więc zgoda?- Zgoda! - odpowiedział Klarnet i z żalem spojrzał na ekran.Ech !Trzeba było kupić większy telewizor.- Doskonale! Teraz wyjaśnię panu, jaka będzie pańska rola.- Tak jest! - powiedział Klarnet.- Proszę mi nie przerywać.Widzi pan, żyję w takich czasach, kiedy nie ma już bibliotek, a jest tylko maszynowa pamięć.Jest to oczywiście o wiele wygodniejsze, ale kiedy trzeba odgrzebać coś starszego, zaczynają się kłopoty.Zapytuję o Pasternaka, a otrzymuję jakieś bzdury o ukropie, selerze, słowem, o składnikach zupy.Z Błokiem jeszcze gorzej.Miliony różnych schematów elektronicznych bloków.Przecież było nie było od czasów, kiedy pisali, upłynęło dwa tysiące lat.- Ile?!Masza przygryzła wargę.- No i wygadałam się! Tfu, głupia! Teraz możesz się spodziewać nieprzyjemności.- Ja nikomu nie powiem - powiedział w porywie szlachetności Klarnet.- Słowo honoru, nie powiem!- Ach, ale nieszczęście! - Masza przysłoniła rękami twarz.- Nam nie wolno kontaktować się z przeszłością.przecież ja w tajemnicy przed wszystkimi.Nawet Fiedię odprawiłam, żeby w całkowitej tajemnicy.- Kto to taki Fiedia? - Klarnetowi nie wiadomo czemu nie podobało się to imię.- Mój laborant.Bardzo miły chłopiec - Masza opuściła ręce i znów się uśmiechnęła.- Niech pan sobie wyobrazi, chłopiec jest zakochany we mnie do utraty zmysłów, więc przez cały czas łazi mi po piętach.Ledwie się go pozbyłam.Czasami gdzieś tam, ciut powyżej przepony, zdarzają się dziwne doznania.Nie jest to ból, to jakiś niezrozumiały smutek.I bardzo mili chłopcy wcale nie wydają się wtedy tacy mili, a całe ludzkie życie, jeśli się zastanowić.- Dobra! - Masza zdecydowanie potrząsnęła włosami.Niech będzie, co ma być!.Tak więc potrzebna mi jest pomoc.Wypożyczy pan w bibliotece Błoka i Pasternaka.Wszystko, co jest.Zrozumiał pan?- Tak, i co dalej?- Będzie pan czytał na głos.- Po co?- Och! - Masza potarła palcami skronie.- Ale egzemplarz mi się trafił! Pan będzie czytać, a ja zanotuję.Czyż to tak trudno zrozumieć?- Nie, dlaczego - powiedział Klarnet - zrozumieć nie jest wcale trudno.Tylko ja niezbyt wyraźnie czytam.- To mnie najmniej niepokoi.A więc jutro o tej samej porze.Obraz zniknął.Dopiero co dziewczyna była tu, a teraz ekran był pusty, beznadziejnie pusty.Skończyła się diabelska sztuczka, a wszystko, co po niej zostało, to maleńkie czarne pudełeczko oraz nadpalony stół.Kiedy wiele razy powtórzone w tych samych warunkach doświadczenie daje niezmienny rezultat, to są wszelkie podstawy, by uważać, że odkryte zależności podporządkowane są jakiemuś prawu.Tak więc na przykład jeśli miłośnicy wczesnego chodzenia na rzęsach ustawiają się w długich kolejkach przed kioskiem w bezpłodnym oczekiwaniu na cysternę z piwem, jeśli budowlani nieustraszenie kopią rowy w wypielęgnowanych gazonach obnażając sklerotyczny system krwionośny miasta, jeśli rankami do hałasu tramwaju pod oknem dołącza się sapanie drogowego walca, jeśli budząc się pod wpływem szczebiotu ptaków nie możecie dojść do tego, czy to noc, czy dzień, wiedzcie: na dworze jest czerwiec.Jeśli na dworze jest czerwiec, a wy macie dwadzieścia sześć lat, jeśli co wieczór czytacie dziewczynie cudowne wiersze, jeśli.Zresztą, wystarczy!I tak wszystko jasne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]