[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem sprawa była trudniejsza – staralisię przecież nie nabrać eksperta.Zaczynała się naprawdę trudna gra.Strona nr 199108.Z bliżała się godzina zamknięcia banku, a Chancewciąż stał w biurze Johna Hendersona.Był tak wzburzony, że nie mógłusiedzieć na krześle – przed chwilą kasjer odmówił mu zrealizowania czeku.– Co to znaczy, że wycofujecie z obiegu moje papiery? – zażądałwyjaśnień Chance.– Nigdy nie było mowy o terminach tych pożyczek, którychmi udzielaliście.– W umowie jest klauzula: „termin zależy od uznania banku” –odpowiedział spokojnie Henderson.Był bankierem wystarczająco długo, żebywiedzieć jak się zachowywać w takich nieprzyjemnych sytuacjach.– Przykromi, Chance, ale prawda jest taka, że twoje zastawy hipoteczne dawno jużprzekroczyły granice zdrowego rozsądku.Żadna instytucja zajmująca sięudzielaniem pożyczek nie może ryzykować dłuższej współpracy z klientem, naktórym spoczywa tak wielki ciężar odpowiedzialności finansowej.– Ciężar odpowiedzialności finansowej? – ryknął Chance.– Co tyopowiadasz, John? Ty i twój pieprzony bank zbiliście fortunę na moichinwestycjach.– Właśnie dlatego, że jesteśmy znakomicie funkcjonującą instytucją –odparował Henderson.– Nasza działalność polega na zarabianiu pieniędzy, anie na ich traceniu.Możesz tu stać i złościć się jeszcze przez parę dni, a i taknie odstąpię od mojej decyzji.Kazałem kasjerom zamrozić twoje rachunki,dopóki nie zostanie przeprowadzona pełna inwentaryzacja wszystkich aktywów.– Czy wie o tym Jason Madigan? – zapytał Chance.walcząc z ogarniającągo furią.Henderson wydął wargi, jak gdyby zastanawiał się.czy warto powiedziećcoś więcej.– Pan Madigan i ja omówiliśmy tę decyzję przed godziną.Chance miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie.Przez kilka minut stał naStrona nr 200ulicy przed drzwiami banku, próbując nad sobą zapanować.Nigdy w życiu niebył tak wściekły.Teraz musi grać w otwarte karty.Nie było już miejsca nażaden blef.Napisał krótki, rzeczowy list, w którym prosił swego śmiertelnegowroga o spotkanie w „Grosiku Fancy” tuż po rozpoczęciu ostatniej szychty.Trzęsły mu się ręce, a litery skakały mu przed oczami jak szalone.Do małego biura dochodził głuchy stuk ciężkich maszyn miażdżącychpracowicie skał.Słabe, żółte światło lampki wyczarowało na brudnej,drewnianej podłodze dwa długie cienie.Chance zwolnił strażnika na godzinę.Ta rozmowa musiała odbyć się w cztery oczy.Chance spojrzał w stalowoszare oczy Jasona.Pomyślał, że w tym samympokoju przed laty snuli z Hartem takie wspaniale marzenia.Tak, ciągle błąkałysię tu duchy zaprzepaszczonych możliwości.Czuł ich bolesną obecność każdymnapiętym mięśniem swojego ciała.– Porozmawiajmy szczerze, Jasonie – powiedział spokojnie.– Człowiek,którego uważałem za przyjaciela, jest mi przynajmniej winny kilka słówwyjaśnienia.Surowa twarz Madigana nawet nie drgnęła.– Nie rozumiem, o czym mówisz, Chance.– Daj spokój, Jasonie.Przez całe życie obserwowałem twarze graczy przykartach.Wiem już, co zrobiłeś.Teraz chcę się dowiedzieć dlaczego.Wszystkie te pożyczki, wszystkie te mądre rady dotyczące inwestycji, tezastawy hipoteczne to elementy bardzo złożonego planu, który miał mniedoprowadzić do bankructwa, Jasonie.Nieprawdaż? Na Boga, jesteś cierpliwymczłowiekiem.Dokonanie tego zabrało ci całe lata.Wargi Jasona wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu.– Jesteś głupcem, Chance.Wielkim, aroganckim głupcem, któremuzdawało się, że może mieć wszystko za darmo.Pamiętaj na przyszłość – jeślichcesz się bawić z dużymi chłopcami, musisz poznać wcześniej reguły gry.Chance był coraz bardziej wściekły.Opanował się jednak.Chciałdowiedzieć się kilku rzeczy, zanim zabije tego drania.– Jesteś bogatym człowiekiem, Jasonie, Jednym z najbogatszych w tymkraju.Nie zrobiłeś tego dla pieniędzy.– Każdy biznesmen na moim miejscu postąpiłby tak samo.Wykorzystałemtwoją głupotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]