[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpoznałem jednego z zastępców szeryfa: wiejskiego chłopaczka z okrągłą twarzą, tego, który podrzucił nam Mary Beth.Siedział przy biurku Lindy i rozmawiał przez telefon.- Collins! - wrzasnął szeryf McKellroy.- Spisz zeznania pana Mitchella!Collins, policjant wysoki, siwawy, chyba starszy od McKellroya, z pociągłą twarzą i papierosem w kąciku ust, poprowadził mnie w głąb korytarza, gdzie było nieco ciszej.Na myśl o składaniu zeznań trochę się zdenerwowałem, ale okazało się, że to zdumiewająco prosta sprawa: ja opowiadałem, on notował.Nie przesłuchiwał mnie, nie oskarżył o morderstwo z premedytacją i wyglądało na to, że mało go moje zeznania obchodzą.Cofnąłem się w czasie o trzy miesiące, do końca grudnia.Powiedziałem mu, że przejeżdżaliśmy wtedy koło parku Andersa i słyszeliśmy przelatujący samolot, którego silnik podejrzanie kichał i prychał, że zameldowaliśmy o tym Carlowi, że Carl, nie mając żadnych wiadomości na temat zaginionego samolotu, uznał to za fałszywy alarm.- Zupełnie o tym nie myślałem.Do wczoraj, bo wczoraj po południu, kiedy wychodziłem z pracy, Carl zadzwonił do mnie i powiedział, że ma gościa z FBI, który szuka zaginionego samolotu.- To był agent Baxter? - spytał Collins.- Tak.Agent Neal Baxter.Collins to zapisał.- Powiedział panu, że szuka samolotu?- Że ściga zbiega, który nim uciekał.- Zbiega?- Człowieka poszukiwanego przez FBI.- Nie powiedział kogo?Pokręciłem głową.- Pytałem, ale nie chcieli powiedzieć.- Nie chcieli? To znaczy kto?- Oni.Agent Baxter i Carl.- Szeryf Jenkins o tym wiedział?- Chyba tak.Tak przypuszczam.To też zapisał.Potem otworzył notes na czystej stronie.- Dziś rano spotkał się pan z nimi po raz drugi?- Tak.Koło dziewiątej mieliśmy wyjechać na poszukiwanie samolotu, ale zadzwoniła do mnie żona z wiadomością, że córka wymiotuje, więc wróciłem do domu.- I wtedy widział ich pan po raz ostatni, tak? - Tak.Odjechali, a ja wróciłem do Fort Ottowa.Collins przebiegł wzrokiem zapiski, podkreślił coś i zamknął notatnik.- Czy może mi pan powiedzieć, co się dzieje? - spytałem.- Nie słyszał pan?- Wiem tylko, że zamordowano Carla.- Zastrzelił go człowiek, który szukał tego samolotu.- Agent Baxter?- Zgadza się.- Ale dlaczego?Collins wzruszył ramionami.- Na razie wiemy tylko tyle, ile dowiedzieliśmy się od pana i od pani Jenkins.Koło dziewiątej szeryf Jenkins wyjechał z miasta w towarzystwie Baxtera.Kilka minut po jedenastej pani Jenkins wyjrzała oknem i zobaczyła przed ratuszem radiowóz męża.Za kierownicą siedział Baxter, był sam.Zaparkował po drugiej stronie ulicy, przesiadł się do swego samochodu i odjechał.Pani Jenkins pomyślała, że Baxter podrzucił męża do domu, więc zadzwoniła, ale nikt nie podnosił słuchawki.Wtedy postanowiła pojechać do parku An-dersa, żeby sprawdzić, co się stało.W parku natknęła się na głębokie ślady w śniegu.Ciągnęły się kilkaset metrów w głąb lasu i kończyły przy wraku małego samolotu.Tam znalazła zwłoki męża.- Chce pan powiedzieć, że Linda znalazła go sama?! - spytałem przerażony.Kiwnął głową.- Wróciła biegiem do samochodu i zawiadomiła nas przez radio.- Ale dlaczego go zabił?Collins zawahał się.Wsunął ołówek do kieszeni koszuli.- Czy Baxter wspominał panu o zaginionych pieniądzach?- O pieniądzach? Nie.- Szeryf Jenkins powiedział żonie, że na pokładzie samolotu są cztery miliony dolarów.Wytrzeszczyłem oczy.- Cztery miliony dolarów?- Tak twierdzi pani Jenkins.- Więc zabił Carla dla pieniędzy?- Nie jesteśmy pewni.Niewykluczone, że Baxter kłamał.Utrzymywał, że w lipcu zeszłego roku obrabowano w Chicago samochód banku federalnego, ale nic nam na ten temat nie wiadomo.Na razie wiemy tylko tyle, że śmierć Carla Jenkinsa ma coś wspólnego z tym samolotem.Cała reszta to wyłącznie domysły.Collins poszedł pokazać moje zeznanie McKellroyowi.Nie byłem pewien, czy mogę już iść.Szeryf powiedział, że mam zidentyfikować samochód Vernona, więc zostałem.Usiadłem przy oknie; policjanci przynieśli do gabinetu kilka składanych krzeseł.Gdy wchodziliśmy, zastępca szeryfa z twarzą wiejskiego chłopaka, ten od psa, pozdrowił mnie skinieniem głowy, ale później nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.W kącie ustawili policyjną radiostację.Radiostacja syczała i trzeszczała.Na ścianie powiesili wielką mapę.McKellroy podchodził do niej co jakiś czas, żeby wyrysować linię albo dwie.Domyśliłem się, że trwa wielka obława, że polują na Vernona.Przed ratuszem przybywało gapiów i samochodów.Dziennikarze przeprowadzali wywiady: ci z Kanału 11 dopadli funkcjonariusza policji stanowej, ci z Kanału 24 - Cyrusa Stahla, osiemdziesięciokilkuletniego burmistrza Ashenville.Pogoda była coraz lepsza i w mieście zapanowała świąteczna atmosfera.Ludzie stali wielkimi grupami i rozmawiali.Dzieciaki wytaszczyły ze składzików rowery i ścigały się po ulicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]