[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oszołomi­łem je usypiającym sprayem i zebrałem.Kilka oprzytomniało, nim zdołałem zapakować je do klatki.Mam szczęście, że dys­ponuję jeszcze wszystkimi palcami, Yarmuz.- Wiem, jak wyglądają dhiimy.Mają mniej więcej dwa ca­le długości i około pół cala szerokości.Te z rozmiarów przypo­minają raczej szczury.- Tak, szczury.Latające, mięsożerne szczury.Wielkie, dra­pieżne dhiimy, co? Dhiimy, które nie tylko podszczypują i gry­zą, lecz zdolne są zabić leśnego braciszka i objeść go do kości w dziesięć minut.Śliczne, prawda? Wyobraź sobie ich stado nad Ni-moya.Milion, dwa miliony.tyle, ile komarów.Spadają z nie­ba.Jedzą wszystko, co stanie im na drodze.Nowa plaga szarań­czy.mięsożernej szarańczy.Khitain zdał sobie nagle sprawę z tego, że oto osiągnął stan doskonałego spokoju.Za wiele dziś widział.Umysł odmówił przyjmowania nowych, potwornych faktów.- Mocno uprzykrzyłyby nam życie - oświadczył łagodnie.- A tak, tak.Uprzykrzyły.Musielibyśmy zacząć ubierać się i w zbroje.- Nayila wybuchł głośnym śmiechem.- Dhiimy to ich arcydzieło, Khitain.Nie potrzebujesz bomb, jeśli możesz zaatakować swego przeciwnika śmiercionośnymi, latającymi gryzo­niami, co? Co?Yarmuz Khitain nie odpowiedział.Patrzył na klatkę pełną kotłujących się w niej wściekłych dhiimów, jakby spoglądał w jamę sięgającą samego jądra świata.Z daleka znów dobiegły ich krzyki.- Thallimon! Thallimon.Lord Thallimon!Nayila znieruchomiał, nadstawił uszu, łowił dobiegające go słowa.- Thallimon? Czy to właśnie krzyczą?- Lord Thallimon - odparł Khitain.- Nowy Koronal.Wy­płynął trzy dni temu.Wyznawcy każdego wieczora organizują na jego cześć wielką demonstrację na Prospekcie Nissimorna.- Kiedyś pracował tu pewien Thallimon.Czy to jakiś jego krewny?- To właśnie on.Vingole Nayila spojrzał na Khitaina oszołomiony.- Co? Sześć miesięcy temu wymiatał nawóz z klatek, a te­raz jest Koronalem? Czy to możliwe?- Wygląda na to, że dziś każdy może zostać Koronalem - rzekł spokojnie Yarmuz Khitain.- Lecz najwyraźniej tylko na tydzień, może dwa tygodnie.Być może wkrótce nadejdzie two­ja kolej, Vingole? - Zachichotał.- Albo moja.- Jak do tego doszło, Yarmuz?Khitain wzruszył ramionami.Wskazał świeżo przywiezio­ne przez łowcę stworzenia: warczącego, trójrogiego haigusa, karłowatego dhumkara, jednookiego canavonga, dhiimy; wszystkie dziwaczne i przerażające, wszystkie drżące z żądzy mordu, z wściekłości.- A jak doszło do tego? - spytał.- Jeśli coś tak nieprawdo­podobnego znalazło się w naszym świecie, to dlaczego zamia­tacza klatek nie uczynić Koronalem? Najpierw żonglerzy, po­tem zamiatacze, a potem.może zoologowie? Właściwie cze­mu nie? Jak to brzmi: “Vingole! Lord Vingole! Niech żyje Lord Vingole!"- Przestań, Yarmuz.- Ty siedziałeś sobie w lasach ze swoimi dhiimami i manculainami, ja musiałem obserwować, co tu się dzieje.Jestem bar­dzo zmęczony, Vingole.Widziałem za wiele.- Lord Thallimon.Do licha!- Lord taki i lord owaki, i lord jeszcze inny.od miesiąca gnębi nas plaga Koronalów, nie licząc kilku Pontifexów.Zmie­niają się szybko.Miejmy nadzieję, że Thallimon zostanie dłużej.Powinien chronić park.- Przed czym?- Przed atakiem tłumu.Tam, na ulicach, jest mnóstwo głod­nych ludzi, a my nadal żywimy zwierzęta.Ktoś mi powiedział, że po mieście ganiają agitatorzy nawołujący do wtargnięcia do parku i zaszlachtowania wszystkiego, co tu żyje.- Mówisz poważnie?- Oni najwyraźniej mówią poważnie.- Przecież niektóre z okazów są bezcenne.niezastąpio­ne.- Wytłumacz to głodnemu człowiekowi, Vingole - powie­dział Khitain cicho.Nayila gapił się na niego bez słowa.- I ty naprawdę sądzisz, że Thallimon będzie próbował po­wstrzymać ludzi, jeśli tłumy zdecydują się zaatakować park?- Kiedyś tu pracował.Wie, jak ważne jest to, co robimy.I musi choć trochę kochać zwierzęta, prawda?- Wymiatał nawóz z klatek, Yarmuz.- Mimo wszystko.- On też jest pewnie głodny, Yarmuz.- Sytuacja jest zła, ale nie rozpaczliwa.Jeszcze nie.I co w ogóle można zarobić, zabijając kilka chudych sigimoinów, dimilionów i zampidonów? Jeden posiłek dla kilkuset osób, z ta­ką szkodą dla nauki!- Tłuszcza nie myśli - powiedział Nayila.- I chyba nie do­ceniasz swojego zamiatacza - Koronala.Mógł nienawidzić par­ku.nienawidzić swej pracy, nienawidzić ciebie, nienawidzić nawet zwierząt.Może także stwierdzić, że odniesie polityczne zwycięstwo, zapraszając swych zwolenników do parku na obiad.Wie, jak sforsować bramę, prawda?- No.przypuszczam.- Wiedzą to wszyscy pracownicy.Gdzie znajdują się skrzyn­ki, jak zneutralizować pole, wejść do środka.- Tego nie zrobi!- Ale może, Yarmuz.Przygotuj się na tę ewentualność.Uzbrój ludzi.- Uzbroić ludzi? W co? Myślisz, że trzymamy tu broń?- To wyjątkowe miejsce.Gdy jakiś gatunek wyginie, nie sposób go odtworzyć.Jesteś za nie odpowiedzialny, Yarmuz.Daleko, ale bliżej niż poprzednio, rozległ się okrzyk: “Thallimon.Lord Thallimon!"- Jak myślisz, nadchodzą? - spytał Nayila.- Tego by nie zrobił.Nie zrobił!- Thallimon! Lord Thallimon!- Wygląda mi na to, że się zbliżają.Po przeciwnej stronie wielkiej sali zaczęło się jakieś za­mieszanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl