[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jest jak sen - powiedziała Sundira.- Roz­mawiamy z kimś, kogo nie widzimy, a kto mówi do nas głosem znanej nam osoby.- Była bardzo spokojna.Po­dobnie jak Delagard, wydawała się już niedostępna wszel­kim obawom i lękom.Oblicze dostanie ich lub nie, ale właściwie nie mają na to żadnego wpływu.- Ojcze, czy ty mnie słyszysz?- Oczywiście, Sundiro.- Czy wiesz, czym jest Oblicze? Czy to Bóg? Czy możesz nam powiedzieć?- Oblicze to Hydros, a Hydros to Oblicze - odparł cichy głos duchownego.- Hydros to wielki, zbiorowy mózg, kolektywny organizm, pojedyncza, inteligentna isto­ta, obejmująca całą planetę.Ta wyspa, do której przybyli­śmy, którą nazywamy Obliczem Wód, jest żywym stworzeniem, mózgiem planety.Nawet więcej niż mózgiem: centralnym łonem wszystkiego, oto czym jest.Uniwersalna matka, z której pochodzi wszelkie życie na Hydros.- Czy to dlatego Mieszkańcy nie przychodzą tutaj? - zapytała Sundira.- Ponieważ powrót do miejsca, z któ­rego się wyszło, jest świętokradztwem?- Tak, coś takiego.- A mnogość inteligentnych form życia na Hydros? - zapytał Lawler, który nagle powiązał pewne fakty.- Czy jest możliwa dlatego, że wszystkie pochodzą od Obli­cza? Skrzelowcy, nurki, taranorożce i wszystko inne? Jeden gigantyczny konglomerat, świat-mózg?- Tak.Tak.Jedna, uniwersalna inteligencja.Lawler skinął głową.Zamknął oczy i spróbował wyob­razić sobie, co to znaczy być częścią takiej istoty.Świat jako pojedynczy, ogromny mechanizm zegara, tykający bez końca, a wszystkie żywe stworzenia na nim tańczą w rytm tego tykania.Quillan był teraz częścią tego.l Gharkid.Lis, Pilya, Neyana, Tharp, Felk, a nawet biedny, udręczony Kinverson.Połknięci przez bóstwo.Zagubieni w ogromie boskości.Delagard nagle przemówił, nie podnosząc głowy, pogrą­żony w najczarniejszej depresji.- Powiedz mi, Quillan: a co z podwodnym miastem? Istnieje czy nie?- To mit - odparł głos niewidzialnego Quillana.- Bajka.- Bajka - powtórzył Delagard z goryczą.- Aha,- Mówiąc dokładniej, metafora.Twój zabłąkany ma­rynarz przyswoił podstawową ideę, ale ją zniekształcił.Wielkie miasto jest na Hydros wszędzie, pod morzem i na jego powierzchni.Planeta jest jednym miastem; każda żywa istota jest jego mieszkańcem.Delagard uniósł głowę.Oczy miał zmętniałe z wyczer­pania.Quillan kontynuował:- Stworzenia, które tutaj żyją, zawsze mieszkały w wo­dzie.Kierowane przez Oblicze, zjednoczone z Obliczem.Na początku były wyłącznie wodne, a potem Oblicze na­uczyło je budować pływające wyspy, aby przygotować je na ten okres w odległej przyszłości, kiedy ląd zacznie pod­nosić się z głębin.Jednak nigdy nie było tu żadnego ukry­tego, podwodnego miasta.To tylko wodny świat i nic wię­cej, l wszystko na nim jest harmonijnie powiązane mocą Oblicza.- Wszystko oprócz nas - powiedziała Sundira.- Tak, wszystko oprócz kilku zabłąkanych istot ludz­kich, które znalazły drogę do tego świata - powiedział Quillan.- Wygnańców.Którzy wskutek niewiedzy nadal byli tutaj wygnańcami.A nawet upierali się przy tym.Obcy, odrzucający życie w harmonii, jaką jest Hydros.- Ponieważ nic im z tego nie przyjdzie - powiedział Lawler.- Nieprawda.Nieprawda.Hydros chętnie przyjmie każdego.- Jednak tylko na swoich własnych warunkach.- Nieprawda - zaprzeczył Quillan.- Gdy raz przestaniesz być sobą - powiedział Law­ler.- Gdy raz staniesz się częścią czegoś większego.Zmarszczył brwi.Coś się właśnie zmieniło.Poczuł ciszę wokół siebie.Ta aura, ten spowijający wszystko koc myśli, który otaczał ich podczas rozmowy z Quillanem, zniknął.- Nie sądzę, aby jeszcze tu był - powiedziała Sun­dira.- Nie, nie ma go - odparł Lawler.- Odszedł od nas.To odeszło.Oblicze, wrażenie ogromnej, bliskiej obecności, najwi­doczniej zniknęło.Przynajmniej na razie.- Jakie to dziwne uczucie znowu być samą.- Powiedziałbym,.że to miłe uczucie.Tylko my troje, każdy sam w swoim umyśle i nikt nie mówi do nas z nieba.Niezależnie od tego jak długo potrwa, zanim znowu się za­cznie.- To wróci, prawda?- Nie możemy dać się połknąć.Ludzie nie powinni stawać się częścią obcego świata.Nie jesteśmy do tego stwo­rzeni.Delagard odezwał się dziwnym głosem, łagodnym i tę­sknym:- Wydawał się szczęśliwy, prawda?- Tak sądzisz? - zapytał Lawler.- Tak, tak myślę.Zawsze był taki niesamowity, taki smutny, daleki.Zastanawiał się, gdzie jest Bóg.Teraz wie.Jest już nareszcie z Bogiem.Lawler obrzucił go zaciekawionym spojrzeniem.- Nie wiedziałem, że wierzysz w Boga, Nid.Czy teraz uważasz, że Oblicze jest Bogiem?- Quillan tak uważa.I jest szczęśliwy.Po raz pierwszy w życiu.- Quillan nie żyje, Nid.Ktokolwiek do nas mówił, to nie był Quillan.- Mówił jak Quillan.Quillan i coś jeszcze, ale bardziej Quillan.- Jeżeli tak uważasz.- Uważam - powiedział Delagard.Nagle podniósł się, chwiejąc się lekko, jakby ten wysiłek przyprawił go o zawrót głowy.- Mam zamiar popłynąć tam i przyłączyć się do nich.Lawler patrzył na niego oniemiały.- Ty też? - powiedział w końcu ze zdumieniem.- Tak, ja.Nie próbuj mnie zatrzymać.Zabiję cię, jeśli to zrobisz.Przypomnij sobie, co Lis zrobiła ze mną, kiedy próbowałem ją zatrzymać.Nas nie można powstrzymać, doktorze.Lawler nie odrywał od niego oczu.On mówi poważnie, pomyślał.On naprawdę mówi poważnie.Zrobi to.Czy to może być naprawdę Delagard? Tak.Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl