[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nim ·wypiętrzyły się góry albo od stworzenia ziemi i świata: tyś jest Bogiem wiecznym i światem bez końca.Tak.A potem:Niebiosa głoszą chwałę Boga: a firmament pokazuje dzieło rąk Jego.Nie mam uczucia, że podróżowałem.Byłem tam, a teraz jestem tu.Mogła to być podróż nie dalsza niż z Adelaide do Melbourne, czy z Brisbane do Cairns.Ale znajduję się teraz bardzo daleko od domu.Niebo jest w kolorze bursztynu, z niebieskimi wirami.Na horyzoncie widać wielką, monotonną czerwoną masę jak gigantyczny rozżarzony węgielek, znajdujący się bardzo blisko.A w zenicie świeci mniejsza i jaśniejsza gwiazda, znacznie bardziej odległa.Ten świat nazywa się Cuchulain.To trzeci księżyc pochłaniającej światło gwiazdy Gwydion, która jest ciemną towarzyszką Lalande 21185.Od Ziemi dzieli mnie osiem lat świetlnych.Cuchulain jest główną placówką Zakonu w gwiazdach, siedzibą Drugiego Sanktuarium.Wybrałem ten świat jako miejsce zsyłki.Obalony Strażnik Prawa, pęknięte naczynie.Powietrze jest ciężkie i mdłe.Szalone pnącza soczystozielonych, lepkich roślin oplatają wszystko jak kudłate wodorosty, które zaatakowały ląd.Wy­chodząc z odbiornika Veldego natykam się na nis­kiego kędzierzawego człowieczka w ciemnej kapłań­skiej sukni.Ma tonsurę i nosi medalion należny osobie sprawującej wysoki urząd, choć o dwa lub trzy stopnie niższy od tego, który ja sprawowałem.Przedstawia mi się jako Prokurator Generalny Guardiano.Zwracając się do mnie przy powitaniu po imieniu, wyraża zdziwienie z powodu mojego nie­oczekiwanego przybycia do jego diecezji.Powszech­nie wiadomo przecież, że osoby o tak wysokiej randze w Zakonie jak moja muszą porzucić wszelką nadzieję na emigrację z Ziemi.- Zrezygnowałem z urzędu - informuję go.- Nie - prostuję natychmiast.- Właściwie zostałem zdymisjonowany.Ze względu na przewinienie.Zo­stałem przeniesiony do zwykłego stanu kapłańskiego.Przygląda mi się, wyraźnie wstrząśnięty i zdu­miony.- Mimo wszystko to honor gościć tu Waszą Wielebność - mówi cicho po chwili.Udaję się wraz z nim do pobliskiego kapitularza.Grawitacja jest tu silniejsza niż na Ziemi i spo­strzegam, że ciągnę za sobą nogi, jakby grunt był lepki.Ale tego typu obce mi drobiazgi potęgują, ku mojemu zdziwieniu, uczucie swojskości: to miejsce wcale nie wydaje mi się takie obce, jak przypusz­czałem.Jakbym znalazł się w jakimś innym kraju, a nie w innym świecie.Wiem, że dopiero później dotrze do mnie w pełni świadomość całkowitego i ostatecznego rozłączenia z Ziemią.Siadamy w refektarzu i popijamy, jedną za drugą, szklaneczki słodkiego, mocnego likieru.Prokurator Generalny Guardiano robi wrażenie podnieconego niespodziewanym zjawieniem się w jego posiadłości kogoś o tak wysokiej randze, ale dobrze sobie z tym radzi.Stara się sprawić, abym czuł się tu swobodnie.Przychodzą inni kapłani, należący do wyższej hie­rarchii - widocznie wiadomość o moim przybyciu szybko się rozeszła - i zaglądają do naszego po­mieszczenia.Guardiano ruchem dłoni nakazuje im odejście.Zwięźle informuję go o przyczynach mojego upadku.Słucha mnie z powagą.- Tak.Wiemy, że zewnętrzne światy zbuntowały się przeciw Kodeksowi Mroku - mówi.- Tylko zewnętrzne?- Jak dotąd tylko.Bardzo nam trudno otrzymać wiarygodne dane.- Czy chcesz powiedzieć, że zamknęły granice dla Zakonu?- Och, nie, nic takiego.Nadal można spokojnie wjeżdżać do każdej kolonii i wszędzie są kaplice.Ale sprawozdania ze światów zewnętrznych stają się coraz bardziej tajemnicze i dziwaczne.Dlatego po­stanowiliśmy, że musimy wysłać Pełnomocnego Emisariusza do kilku spośród zbuntowanych światów, aby poznać prawdę.- Masz na myśli szpiega?- Szpiega? Nie, nie szpiega.Nauczyciela.Prze­wodnika.Proroka, jeśli wolisz.Kogoś, kto potrafi przywrócić ich na drogę prawdy.- Guardiano pokręcił głową.- Muszę powiedzieć, że głęboko martwi mnie to odrzucenie Kodeksu Mroku, to wyraźne naruszenie planu.Wiem, że Mistrz po­wiesiłby mnie za mówienie takich rzeczy, ale zaczyna mi przychodzić na myśl, iż mogliśmy od samego początku tkwić w błędzie.- Rzuca mi konspiracyjne spojrzenie.Uśmiecham się zachęcająco, więc konty­nuuje.- Chodzi mi o tę naszą postawę nacechowaną elitaryzmem, o utrzymywanie przez Zakon monopolu na transmisję materii, decydowanie przez Zakon, kto wyemigruje na gwiazdy, a kto nie, podejmowanie prób tworzenia przez Zakon nowych światów według naszych własnych wyobrażeń.- Wydaje się, jakby mówił do siebie samego.- Najwyraźniej to nie wyszło, prawda? Czy wolno mi tak powiedzieć? Koloniści żyją po swojemu w tych nowych światach.Nie możemy ich zdalnie kontrolować.Twoja osobista tragedia tylko to potwierdza.A jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl