[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może nie będzie tak źle, pod jednym warunkiem, oczywiście.- Pod jakim?- Pod takim, że wiesz, jaka jesteś, i będziesz się tego pilnować.A wiesz, jaka jesteś?- Wiem,- No to nic straconego.Wie, jaka jest, zdumiewające.Ruszyliśmy w dalszą drogę, Tina zaczęła gwizdać.Gwizdała też tylko wtedy, kiedy coś nad nią wisiało, albo miała nieczyste sumienie.Raz po raz zaglądała do atlasu i sprawdzała, ile kilometrów mamy jeszcze do przejechania.Dojeżdżaliśmy do stacji benzynowej, kiedy poprosiła:- Zatrzymaj się tu, tato.- Po co?- Myślisz, że ci zwieję na półmetku?- No.wiesz.Roześmiała się.- Chętnie zwiałabym ci, jeżeli mam być szczera.Tu jest toaleta.Zatrzymałem się na małym parkingu, Tina poprosiła o drobne i poleciała do małego pawiloniku przy stacji.Nie wracała długo, początkowo byłem tylko zniecierpliwiony, ale stopniowo dawały o, sobie znać nerwy.Wysiadłem z samochodu i poszedłem tropem Tiny.Przy damskim WC siedziała starsza kobieta i czytała kolorowy tygodnik.- Czy była tu u pani dziewczyna w szarym dresie?- Była, ale dawno wyszła.Tymi drzwiami, o!Pokazała mi drzwi prowadzące na zaplecze pawilonu.Wyjrzałem, ale zobaczyłem przed sobą tylko wąską wilgotną dróżkę idącą w głąb lasu.Cofnąłem się, po drodze na parking zajrzałem jeszcze do małego sklepu przy stacji benzynowej.Podszedłem do kasy, obok której tak czy inaczej Tina musiałaby przejść, niezależnie od tego, czy zrobiła tu jakieś zakupy, czy nie.- Czy była u pani dziewczyna w szarym dresie?- Nikogo u mnie nie było, już od godziny.Stanąłem przed pawilonem, widziałem stąd mój samochód na parkingu, nikt się przy nim nie kręcił.Spojrzałem na zegarek, minęło już pół godziny od chwili, kiedy rozstałem się z Tiną.Została mi do sprawdzenia jeszcze pusta ścieżka w stronę lasu.Pomyślałem, że zanim za nią pójdę, wsunę za wycieraczkę wiadomość, gdzie jestem.Długopis i notes miałem w samochodzie, więc idąc włączyłem już zamek centralny, żeby otworzyć drzwiczki.Pisnął krótkim, ostrym dźwiękiem, którego nie znosiłem.I wtedy zobaczyłem Tinę.Najwyraźniej przez cały czas siedziała na krawężniku i zasłonięta samochodem czekała na mnie.- Gdzie ty się podziewałeś, tato?- Szukałem ciebie.- Jestem tu już dawno.- Wyszłaś z pawilonu bocznymi drzwiami.- Tak, byłam ciekawa, jak tam jest.Brzydko, tylko błotnista ścieżka do lasu.- Zajęło ci to pół godziny.- Pół godziny to chyba ja tu na ciebie czekam, tato.Ruszyłem, Tina przyglądała mi się uważnie, czułem jej spojrzenie, bo nieomal dotykała mnie wzrokiem.- Sądziłeś, że ci zwiałam?- Tak.- Nie ufasz mi?Muszę ufać, pomyślałem.Wraca do niej mój własny problem sprzed lat, dobrze wiedziałem, jak to jest.- Ufam.- A jednak sądziłeś, że ci zwiałam.- Obawiałem się, raczej.- Nie obawiaj się, posprzątam szkło.Jest tylko jedna rzecz, czy nie mógłbyś jakoś zadzwonić do wujka Achmeda i uprzedzić go, że jedziemy? Może wtedy on mógłby coś powiedzieć o mnie.rozumiesz, coś, że ja w końcu nie jestem przecież taka.taka.Rozłożyła bezradnie ręce.- Boję się, tato! Zupełnie nie wiem, jak mam się zachować, co powiedzieć, i dlatego pomyślałam, że może jednak wujek Achmed.Sięgnąłem do kasetki, w której miałem list Achmeda, wyjąłem go i podałem Tinie.- Przeczytaj to sobie jeszcze raz, tylko uważnie.Wyjęła z koperty te kilka kartek i pochyliła się nad nimi.Rzeczywiście czytała uważnie i długo.Od czasu do czasu spoglądałem w jej stronę, więc widziałem, że wraca do niektórych fragmentów.Przez chwilę patrzyła na zdjęcie, które wypadło z koperty.- Przeczytałaś?- Tak.- I co?- Nie wiem, nie jestem pewna.- A ja jestem pewien.On już załatwił dla ciebie wszystko, co tylko mógł załatwić.Nie ciągnąłby nas do Osady z powodu głupiej herbaty.- Przecież tak niewiele wiedział.- Achmed zawsze wie więcej, niż nam się zdaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]